Tadeusz Pawłowski: Pamiętam strach bojaźń i masowe szczepienia. Apeluję: nie wychodźcie z domów (WYWIAD)
Legenda Śląska Wrocław, były piłkarz, potem trener a obecnie dyrektor akademii piłkarskiej tegoż klubu w rozmowie z nami opowiada o rozłące w czasach pandemii koronawirusa, swojej pracy w tym trudnym okresie, a także wspomina epidemię ospy prawdziwej, jaka nawiedziła Wrocław w latach 60-tych, gdy miał niespełna 10 lat.
fot. FOT. Tomasz Hołod
Gdzie spędza Pan ten trudny dla nas wszystkich okres? Mieszkanie we Wrocławiu czy dom w Austrii?
Ja osobiście jestem we Wrocławiu, bo choć mamy pandemię i bez konieczności nie ruszamy się z domu, to pracować trzeba. W Austrii jest moja żona, syn i pielęgniarka, pomagająca zajmować się Piotrem. Rozmawiam z nimi głównie przez Skype'a, także mamy stały kontakt. Tutaj też zresztą nie jetem skazany sam na siebie. Ostatnio byłem u synowej i wnuczki na obiedzie, pomogłem im z przydomowym trawnikiem, tak żeby trochę tego ruchu mieć, ale pozostając jednocześnie w izolacji od innych ludzi niż najbliższa rodzina. Lubię porozmawiać sobie z osobami odpowiedzialnymi za utrzymanie murawy w Śląsku Wrocław i wiem, że o tej porze trzeba trochę wygrabić zeschniętą trawę, by napowietrzyć trawnik. Przyjemne z pożytecznym.
Skoro jest Pan w kontakcie z rodziną w Austrii, to proszę powiedzieć jak Austriacy przeżywają czas pandemii? Tam także obowiązują tak ostre restrykcje jak w Polsce?
Jest niemalże identycznie. Austria mniej więcej w tym samym czasie co Polska zamknęła granice, szkoły i nakazała pozamykanie, nazwijmy to ruchu ulicznego. Bary, puby czy restauracje praktycznie nie funkcjonują, a państwowe i lokalne władze proszą, żeby bez potrzeby nie wychodzić z domów. Sytuacja jest o tyle łatwiejsza, że to o wiele mniejszy kraj. W całej Austrii jest 8 milionów ludzi, z czego 2 miliony mieszka w Wiedniu. W naszym mieście Bregenz jest niespełna 30 tys. mieszkańców, a to stolica landu Vorarlberg, liczącego łącznie około 400 tys. osób. Mówię to, by unaocznić skalę. Tam ryzyko zakażenia jest zdecydowanie mniejsze niż w dużych ośrodkach miejskich.
Czyli można powiedzieć, że o żonę i syna nie musi się Pan martwić?
Teraz już tak, ale nie od początku tak to wyglądało. W tym regionie problemem była bardzo popularna wśród narciarzy miejscowość, gdzie w normalnych okolicznościach do świąt wielkanocnych trwa sezon. Przyjeżdżają turyści z różnych zakątków Europy, w tym Włosi, ale zawsze jest też wielu Rosjan i Polaków. To tam zdiagnozowano największą ilość zakażeń koronawirusem w regionie. Najważniejszą decyzją władz - oczywiście moim zdaniem - było przerwanie sezonu turystycznego i pozamykanie stoków itp. W Bregenz gdzie mieszkamy są dwie granice: z Niemcami i Szwajcarią. Obecnie ruch zdecydowanie zmalał, ale i tak znajdująca się w okolicy ogromna hala, w której dobywają się róże targi i tego typu imprezy, obecnie jest przygotowywana do ewentualnego podjęcia pacjentów, jeśli sytuacja nie zacznie się uspokajać.
Co z tamtejszą piłką? Liga jak niemalże wszędzie w Europie zawieszone. Słyszał Pan o planach dokończenia austriackiej Bundesligi?
Sytuacja jest patowa, tak samo jak w Polsce. Może tam ewentualne dogranie sezonu, jeśli okoliczności pozwolą, będzie prostsze, bo tamtejsza Bundesliga liczy 12 drużyn. Sam system rozgrywek jest podobny do ekstraklasy, ponieważ po rundzie zasadniczej liga dzielona jest na dwie grupy. Niemniej tak jak w Polsce piłkarze na razie nie trenują, a kluby czekają na decyzje związku, który stosuje się do wytycznych rządu.
W PKO BP Ekstraklasie, jeśli ligi nie uda się dokończyć, mają zostać utrzymane obecne miejsca w tabeli. Są jednak i tacy, którzy woleliby unieważnić sezon. Co Pana zdaniem należy zrobić?
Przyjmując czarny scenariusz, tzn., że nie dogramy sezonu do końca, powinniśmy zakończyć go na obecnym etapie, uznając aktualną tabelę za końcową. Przecież rozegraliśmy już niemal pełną rundę zasadniczą i każda drużyna miała wystarczająco dużo czasu na zbieranie punktów. Na końcu i tak ktoś by spadł, a ktoś został mistrzem. Czy to będzie sprawiedliwe? Oczywiście że nie, bo liga jest tak spłaszczona, że każdy może wygrać z każdym. Skazywana na degradację Wisła Kraków zbliżała się do górnej ósemki, ostatni w tabeli ŁKS zaczął punktować i przekonuje swoją grą, odbił też drugi z beniaminków Raków Częstochowa. Sytuacja jest jednak taka, a nie inna i nie da się wszystkich zadowolić. Liczę, że PZPN i Ekstraklasa S.A. podejmą mądre decyzje, tak by pokrzywdzonych było jak najmniej.
Kto w przypadku zakończenia sezonu na obecnym etapie miały zagrać w europejskich pucharach? Bo skoro nie dogramy ligi, to Totolotek Pucharu Polski też nie. Czwarty w tabeli Śląsk Wrocław powinien się załapać?
Tak podpowiada logika, ale najsprawiedliwiej byłoby dograć puchar do końca. Z informacji czy może bardziej plotek, które do mnie docierają wynika, że PZPN bardzo chce dokończyć te rozgrywki (na tę chwilę rozegrano dwa z czterech ćwierćfinałów-przyp. PJ). Wtedy, zakładając że Legia Warszawa i Cracovia utrzymają miejsca w TOP 3 i któraś z nich sięgnie po trofeum, na koniec sezonu czwarta drużyna z ligi i tak zagra w eliminacjach Ligi Europy. Ale pamiętajmy, że na tę chwilę to daleko posunięte teoretyzowanie. Nie wiemy jak długo to wszystko potrwa, ani co i czy w ogóle uda się dograć.
Jak właściwie wygląda dzisiaj Pana praca? Co mogą robić trenerzy Akademii Piłkarskiej Śląska Wrocław?
Przede wszystkim jest to praca zdalna, przed komputerem. Piszemy opracowania, nadrabiamy zaległości, wprowadzamy korekty w planach treningowych, choć nie jest to łatwe. O ile w tych najwyższych klasach rozgrywkowych wciąż rozmawiamy o możliwości dogrania sezonu, o tyle w rozgrywkach młodzieżowych będzie o to zdecydowanie trudniej. Moim zdaniem już teraz staje się to niemożliwe, bo chłopcy grający w U-15, U-17, czy U-18 nie będą mogli rozgrywać meczów w systemie powiedzmy środa-sobota, bo nie da się tego pogodzić z koniecznością zrealizowania programu nauczania szkolnego. Musimy znaleźć rozwiązanie, choć ja nie wierzę, że rozgrywki wrócą przed zakończeniem roku szkolnego. Mamy z trenerami grupę na WhatsAppie, wymieniamy się uwagami, planujemy kolejne kroki. Obecnie omawiamy system gry trójką w obronie, który chcemy wdrażać w starszych grupach. Wymyśliliśmy też konkurs z nagrodami dla naszych podopiecznych, polegający na jak najlepszym wykonaniu ćwiczeń z piłką, ukierunkowanych na rozwój techniki. Chodzi o w miarę proste ćwiczenia, które chłopcy mogą wykonywać w domach nie robiąc przy tym szkód, ale już piłką, a nie papierem toaletowym (uśmiech). Spływa od nas wiele nagrań i to mnie cieszy. Liczę, że w ten sposób choć odrobinę pomagamy rodzicom, bo nie jest łatwo siedzieć w domu z dwójką czy trójką dzieci. Każdego po pewnym czasie dopada znużenie.
Pan jako niespełna 10-letnie dziecko przeżył epidemię ospy prawdziwej we Wrocławiu. Pamięta Pan coś z tych czasów i znajduje jakieś analogie do tego, z czym borykamy się dzisiaj?
Pamiętam strach, pewną panikę, bojaźń i masowe szczepienia. W głowie utkwiły mi także rozmowy mieszkańców miasta, rodziców czy sąsiadów o pierwszych zgonach. Ludzie to przeżywali, choć chyba nie aż tak bardzo, jak dzisiaj. Nie było tylu środków masowego przekazu. Teraz temat koronawirusa wałkowany jest przez 24 godziny na dobę, zewsząd jesteśmy bombardowani kolejnymi doniesieniami. Wydaje mi się jednak - choć prawda też jest taka, że aż tak dużo nie pamiętam z tamtego okresu - iż teraz sytuacja jest poważniejsza. Apeluję do wszystkich: zostańcie w domach. Nie wychodźcie bez potrzeby i nie narażajcie innych.
Rozmawiał - Piotr Janas