menu

Szybka kontra: Strach pomyśleć, co przyniesie tydzień

21 stycznia 2013, 10:34 | Sebastian Czapliński

Miniony tydzień, należał do ciekawszych, jeżeli chodzi o przerwę zimową w polskiej Ekstraklasie. W Polsce nie zagrają już Traore i Melikson. Bereszyński opuścił Lecha na rzecz Legii. Ruch Chorzów kompromituje się w spotkaniu z zespołem ligi słowackiej. Tydzień, który pokazał, jak niesamowicie specyficzną ligą jest Ekstraklasa.

Bartosz Bereszyński zamienił Lecha na Legię i wywołał sensację
Bartosz Bereszyński zamienił Lecha na Legię i wywołał sensację
fot. Grzegorz Dembiński

Zacznijmy od tego, co prezesi polskich klubów, rozumieją przez słowo „zimowe okienko transferowe”. Patrząc na to co dzieje się w naszej lidze, już od kilkunastu sezonów, można zauważyć, że jest to czas, kiedy najlepiej jak najwięcej sprzedać, a jak najmniej kupić. Jednym słowem – jak najwięcej zarobić, a jak najmniej stracić (jestem więc pewny, że żaden z nich nie dorobił się majątku grając w Lotto, bo dla nich każda złotówka jest ważna, a taki kupon, to i 3 zł kosztuje – majątek).

Meliksona i Traore na polskich boiskach oglądać już nie będziemy. Melikson przeniósł się do francuskiego Valenciennes, a Traore do tureckiego Gaziantepsporu. Po utracie tych dwóch zawodników i Arka Milika, nie wiadomo, czy w końcu na transfer nie zdecyduje się także Wszołek, Kosecki, czy Piech, a za nimi kolejni. W takim wypadku w naszej Ekstraklasie może dojść do sytuacji, że zostanie jedno poważne i godne zainteresowania nazwisko – Ljuboja.

Nie tak dawno rozmawiałem z Robertem Błaszczakiem, który komentuje spotkania dla angielskiej TV, która pokazuje naszą ligę na Wyspach (chyba Anglicy słabo ją oglądają, bo nadal nie kwapią się do ściągania polskich ligowców). Zapytałem go, czy następny sezon także planują pokazywać w swojej TV. Odpowiedział, że wszystko zależy od tego, kto w polskiej lidze zostanie, bo jeżeli odejdą największe gwiazdy, to nie ma najmniejszego sensu. No i chyba tego najmniejszego sensu nie będzie, bo kogo będą podziwiać w akcji Anglicy? Sebastiana Milę? Którego nie chcą nawet w Azerbejdżanie?

W naszej lidze, doszło już nawet do tego, że żyjemy takimi transferami jak odejście z Lecha Poznań do Legii Warszawa – Bartosza Bereszyńskiego, czyli "kopacza" (bo jeszcze nie piłkarza), który mimo 21 lat, rozegrał w naszej lidze tyle meczów, że praktycznie mieszczą się na palcach dwóch rąk, do tego strzelając jedną bramkę (aż się dziwię, że nie został nominowany do „Złotego buta”, przecież to „snajper - terminator”). Dziś jest na pierwszych stronach gazet, bo przechodzi do odwiecznego rywala i „chwali się” tym, że dostaje sms-y z pogróżkami od fanów Lecha. Ludzie zejdźmy na ziemię! – Kieruję te słowa oczywiście do fanów Lecha Poznań. Tracicie piłkarza, przepraszam – kopacza, który nie wygrał wam do tej pory żadnego meczu i który (o ile nadal będzie prezentował taką formę jak obecnie) nie wygra żadnego meczu Legii Warszawa. Najśmieszniejszy w tej całej „bombie transferowej” jest komentarz trenera Rumaka, że nie może już zaufać Bereszyńskiemu, bo ten go oszukał, podpisując za jego plecami kontrakt z Legią (jak to przeczytałem, to myślałem, że walnę głową o parapet). Panie trenerze, ten człowiek ma wolną wolę i może robić co mu się podoba. Może podpisać kontrakt z Legią Warszawa, GKS-em Tychy, czy Izolatorem Boguchwała i Pan nie ma w tej kwestii nic do powiedzenia. Oszukał Pana? Znaczy się jak? Jeździł Pan cały miesiąc swoją bryką po Poznaniu, bo Bereszyński powiedział, że ma Pan ją na gaz, a to jednak było paliwo? Robił Panu przelew elektroniczny na TAURON i zamiast 150 zł, przelał 120 zł i ma Pan niedopłatę? On podpisał kontrakt z Legią Warszawa, nie informując Pana o tym wcześniej… Toż to afera stulecia! Afera Watergate, to przy tym pikuś! Sprawą jak najszybciej powinien zająć się sędzia Tuleya! Koniecznie!

A mamy w naszej lidze takie transfery, jakie mamy drużyny. Ruch Chorzów przegrał ostatnie spotkanie sparingowe z MSK Żilina 2:9! Rozumiecie? 2:9! Tyle nie przegrałaby reprezentacja Polski w hokeju z Finlandią (niektórzy byli działacze w polskiej piłce przegrywali już z Finlandią 0,5 ale nigdy 2:9). Piękny wynik z drużyną ze Słowacji… Jeszcze piłkarze Ruchu tłumaczyli się, że to tylko mecz sparingowy, a do tego z zespołem, który jeszcze niedawno grał w Champions League (nie chciałem tego pisać, ale zmusili mnie do tego swoimi tłumaczeniami). Panowie piłkarze, Żilina owszem występowała w Lidze Mistrzów, a ich bilans był równie „mistrzowski”, jak wasz sobotni występ – 0 pkt w grupie i bilans bramkowy 3-19. Również potrafili przegrać różnicą siedmiu bramek (0:7 z Olympique Marsylią u siebie). To ile przegrałby Ruch z Francuzami? 0:14? Rok w rok, mamy te same tłumaczenia ze strony polskich piłkarzy – to są sparingi, ćwiczymy rożne warianty, jesteśmy zmęczeni przygotowaniami, do wyników meczów sparingowych nie przywiązujemy żadnego znaczenia… A w lipcu i sierpniu gramy w europejskich pucharach i zbieramy soczysty wpiernicz od Szwedów, Czechów, Norwegów, a nawet Azerów…

Po takim tygodniu, strach pomyśleć co przyniesie następny. Być może będziemy się emocjonować transferem jednej z naszych ligowych drużyn, która za wszelką cenę, będzie chciała ściągnąć 30- letniego, bramkostrzelnego Litwina. A później dziwimy się, że na trybuny w Polsce, na nowoczesne stadiony, przychodzi średnio 8 tys. ludzi. Kiedyś Janek Tomaszewski powiedział – że jak w burdelu, interes nie za bardzo się kręci, to wymienia się prostytutki, a nie firanki. W polskiej piłce, nasi działacze też wymieniają piłkarzy… Szkoda tylko, że na tańszych i słabszych…


Polecamy