Steblecki i Chrapek przed derbami: Chcemy grać w piłkę, ale nie może zabraknąć walki
Dzisiaj długo oczekiwane derby Krakowa. Jakie emocje towarzyszą zawodnikom Cracovii oraz Wisły? Przed meczem rozmawialiśmy z Sebastianem Stebleckim i Michałem Chrapkiem.
fot. Wojciech Matusik/Polskapresse
Derby Krakowa 2013. Eksperci: Wisła faworytem derbów
Czujecie się spadkobiercami starych derbów, w których grali niemal wyłącznie wychowankowie Cracovii i Wisły?
Michał Chrapek: – W ostatnich latach dużo było obcokrajowców, w tym roku będzie pod tym względem trochę lepiej. Gdy byłem małolatem, chodząc na derby marzyłem, żeby kiedyś zagrać w takim meczu.
Pamiętacie pierwsze derby, na których byliście?
Michał: – Przechodziłem akurat do Wisły, trenowałem w trampkarzach młodszych, miałem 14-15 lat. Nie pamiętam dokładnie, które to były derby, ale przeżycie było spore. Pomyślałem sobie, że miło byłoby wystąpić przed taką publicznością.
Sebastian Steblecki: – Jakiegoś szczególnego meczu nie pamiętam, ale było to dawno, bo przygodę z Cracovią zaczynałem mając 10 lat i chodziłem na większość spotkań. Podawałem piłki podczas spotkań, na derbach też.
I chowałeś piłkę za plecami, gdy trzeba było podać piłkę wiślakowi?
Sebastian: [śmiech] Tak byliśmy uczeni, że kiedy jest dobry wynik dla Cracovii, to trzeba piłkę podawać jak najwolniej, a gdy jest zły, to szybciej.
Wy już chyba graliście ze sobą derby w grupach młodzieżowych?
Michał: – Nie, właśnie nie było takiego meczu.
Sebastian: – Michał zazwyczaj grał w juniorach starszych, ja młodszych, potem on przeszedł do Młodej Ekstraklasy. Potem, gdy ja grałem w ME, Michał był na wypożyczeniu w Stróżach. Tak się mijaliśmy.
Dawniej piłkarze obu klubów przyjaźnili się, razem imprezowali. Z wami też tak jest?
Michał: – Nie, na tyle się nie znamy. Poznaliśmy się ostatnio na zgrupowaniu reprezentacji młodzieżowej. Można więc powiedzieć, że znamy się dopiero miesiąc.
Pamiętacie swój pierwszy występ w derbach?
Sebastian: – Tata zrobił mi sporo zdjęć z tego meczu, ale przegraliśmy chyba 0:2.
Michał: – Przyszedłem do Wisły jako trampkarz i już było po meczu z Cracovią. W kolejnym sezonie trener Marzec wziął mnie do zespołu juniorów starszych i wygraliśmy w Skawinie 3:0.
Jaka była atmosfera przed tymi meczami?
Michał: – Było gorąco. Mieszkałem w internacie Szkoły Mistrzostwa Sportowego. Część ludzi z Wisły, część z Cracovii. Można tam było odczuć, że zbliża się ten mecz, każdy się napinał, emocje były duże. Były docinki typu: „Zobaczycie jutro!”, „Szykujcie się na przegraną!”. A po meczu o godzinie 22 wychodziło się na korytarz, by wykrzyczeć, kto wygrał derby.
Problemy były?
Michał: – Nie. Wiadomo, że trzymało się z tymi, z którymi grało się w Wiśle, ale jak miało się pożyczyć zeszyt od kolegi z Cracovii, to nie było z tym problemu.
A ty Sebastian do jakiej szkoły chodziłeś?
Do XX Liceum Ogólnokształcącego na ul. Szlak. To, że zbliżają się derby można było odczuć, ale nie aż tak bardzo, bo nie wszyscy byli związani z piłką. Większość mojego liceum kibicowało Wiśle, a gdy Cracovia osiągnęła jakiś dobry rezultat, to ja mogłem się odgryźć. Wiedzieli, że trenuję w Cracovii, ale nie miałem z tego tytułu żadnych problemów. Gdy wygrała Wisła mówili: – Dziękujemy za trzy punkty. Nie zrażałem się porażkami. Wiadomo, głowa była trochę niżej, ale nie przejmowałem się tym bardzo.
Mamy dla was mały quiz: które to będą derby?
Michał: – Oj, nie wiem...
Sebastian: – Sto osiemdziesiąte siódme albo ósme.
186.
Sebastian: – Myślałem, że, 186. już były [śmiech].
Ile tytułów mistrzowskich ma Wisła?
Michał: – Trzynaście.
A ile Cracovia?
Sebastian: Pięć, ostatni w 1948 r. Znam sporo faktów z historii.
Michał, a ty znasz historię Wisły?
Michał: – Zakochałem się w Wiśle, dopiero jak tu przychodziłem. Ode mnie z Jaworzna chłopcy mieli bliżej na Śląsk, do Górnika, Ruchu, nie myślałem więc o kierunku krakowskim. Grałem dla przyjemności, poważnie o piłce nie myślałem, nie kibicowałem żadnemu polskiemu klubowi.
Pod jakich piłkarzy podszywaliście się, grając pod blokiem?
Michał: – Czasem oglądnąłem mecz Wisły. Pamiętam Macieja Żurawskiego i Tomasza Frankowskiego, ale Wisłą się nie interesowałem. Rodzice nakupowali mi dużo koszulek Milanu, Bayernu których sponsorem był „Opel”. Dostałem więc ksywę „Opel”.
Sebastian: – To zależało od tego, jaki był akurat boom na danego piłkarza. Zidane, Ronaldo, ten brazylijski czy Raul – bo to byli zawodnicy, którzy strzelali bramki. Każdy chciał być napastnikiem.
Jesteście w podobnym momencie kariery, jesteście podstawowymi zawodnikami swoich drużyn. Jakie to uczucie, gdy wiesz, że robisz duży krok do przodu?
Michał: – To jest nagroda za ciężką pracę i impuls do tego, by pracować dalej, bo może być jeszcze lepiej. Jestem takim zawodnikiem, że wymagam od siebie więcej, i więcej.
Sebastian: – Każdy człowiek ma satysfakcję i radość, gdy mu coś wyjdzie. Ale ważne, by mieć chłodną głowę, nie bujać w obłokach, zejść na ziemię, wiedzieć, gdzie jest twoje miejsce i skupić się na ciężkiej pracy, by przynosiła wymierne korzyści. Jestem ambitny, analizuję swoją grę i bardzo rzadko jestem zadowolony z niej w stu procentach.
Regularna gra w ekstraklasie może być dla młodego piłkarza windą do góry. Dobrym przykładem na to jest Mateusz Klich, który szybko wyjechał z Polski. Czy młody człowiek jest na to gotowy?
Michał: – Po to się gra, by jak najdalej zajść. Wyjazdy za granicę dla młodych chłopaków to supersprawa.
Sebastian: – Do tego miejsca, w którym teraz jestem dochodziłem bardzo powoli. Nie wyróżniałem wśród rówieśników, musiałem na wszystko dłużej czekać. Miałem swojego mentora w domu [Romana Stebleckiego – wybitnego hokeistę Cracovii – red], który cały czas mi mówił, że trzeba być cierpliwym. Nie można oczekiwać codziennie na wyjazd, wstawać rano i czytać, czy czasem ktoś się mną nie interesuje. Skupiam się na tym, by jechać na trening i podwyższać swój poziom. A przygotowanie mentalne na takie rzeczy jest chyba normalne. Fajnie byłoby grać w Cracovii np. 12 lat, ale może być tak, że będę musiał zmienić miejsce zamieszkania, wyjechać. Fajnie byłoby, gdyby nie było to spowodowane tym, że gram gorzej.
Widzimy, że masz to dobrze przemyślane?
Sebastian: – Każdy ma swoje cele i marzenia. Pewnych rzeczy nie wyciąga się na wierzch, ale każdego młodego zawodnika łatwo można „przeczytać”. Każdy z nas jako małolat marzył, aby być Messim i Ronaldo. Z czasem przychodzi świadomość, że nie da się przeskoczyć pewnego poziomu. Ale chce się coś osiągnąć, spełnić. Stąd chęć gry w klubie lepszym sportowo. Wiadomo, że polskie kluby w Lidze Mistrzów nie grają od wielu lat.
Wszystko jest w waszych nogach.
Sebastian: – Tak, ale też jest kwestia tego, jak wszystko będzie się rozwijało tutaj pod względem organizacyjnym i finansowym. Taka Legia, która jest jednym z lepiej zorganizowanych klubów w Polsce miała problem z wejściem do Ligi Mistrzów.
Trener Wojciech Stawowy mówił, że Cracovia powinna sobie stawiać za cel wejście do Ligi Mistrzów za trzy lata.
Sebastian: – Warto mieć marzenia i stawiać sobie najwyższe cele. Podchodzę do tego w ten sam sposób. Dlaczego grając w Cracovii mam nie marzyć o grze w Lidze Mistrzów, czy europejskich pucharach. Dlaczego ktoś miałby mi tego zabronić?
A Wisła kiedy może wejść do Ligi Mistrzów?
Michał: – Na razie spokojnie do tego podchodzimy. W naszej drużynie obecnie najważniejszym słowem jest pokora. Wiemy w jakiej sytuacji klub był w poprzednim sezonie. Teraz wszyscy chcemy pomóc w tym, aby Wisła wyszła na prostą. Przed rozpoczęciem rozgrywek mówiliśmy, że walczymy o pierwszą ósemkę i na razie tak to zostaje. Nie popadamy w euforię z tego powodu, że wyniki są niezłe. Ciężko pracujemy, chcemy w każdym meczu walczyć przez pełne 90 minut. To jest nasz cel.
Sebastian: – Cele można podzielić na bliższe, realne i takie, które na razie są z kosmosu, jak wspomniana Liga Mistrzów, europejskie puchary, czy w naszym przypadku miejsce na pudle w lidze. Na razie dostaliśmy kilka lekcji podczas gry na najwyższym poziomie rozgrywkowym. Wiemy, że to wszystko nie jest takie hop–siup. To co powiedział Michał o pokorze jest więc bardzo ważne.
A gra w pierwszej reprezentacji to sfera marzeń, czy kwestia czasu?
Michał: – Nie ma chłopaka w naszym, czy młodszych rocznikach, który nie marzy o grze w reprezentacji. To wielki zaszczyt. Bardzo chciałbym kiedyś spełnić to marzenie. Jestem bardzo dumny z tego, że gram w reprezentacji młodzieżowej. Po to trenujemy, aby grać w jak najlepszych ligach, ale też dostać się do reprezentacji.
Obaj do wszystkiego dochodziliście małymi krokami. Były jednak chwile załamania, w których czuliście, że piłkarska przygoda może się nie udać?
Sebastian: – Nie wybijałem się na tle swoich roczników. Grałem w drugiej drużynie juniorów i miałem momenty zwątpienia. Pomyślałem: „tyle już trenuję i nie ma wymiernych efektów”. Chciałem strzelać bramki, asystować, a zawsze tego brakowało. Dopiero później wszystko zaczęło się rozwijać. To była kwestia wiary w to, że mogę coś osiągnąć. Dużo pomógł mi tata, który zawsze mi wspominał, że w jego przypadku też w pewnym okresie ciężko było mu się wybić. Zdarzali się trenerzy, którzy mówili mu: „Nic z ciebie nie będzie, nie dasz rady”, a on robił swoje.
Michał: – Zapamiętałem jedną sytuację, która mnie trochę dotknęła. Za trenera Macieja Skorży przez rok trenowałem z pierwszą drużyną Wisły. Później przyszedł trener Henryk Kasperczak i usłyszałem, że młodzi zawodnicy na stałe wracają do zespołu Młodej Ekstraklasy. To było dla mnie przykre. Podszedłem do tego tak, że chciałem udowodnić, że ktoś się pomylił. Postanowiłem odejść na wypożyczenie do Kolejarza Stróże. Uważam, że był to bardzo dobry ruch.
Wizja gry w tak małej miejscowości nie wystraszyła cię?
Michał: – Nie obchodziło mnie wtedy, gdzie spędzę ten rok. Ważne było, aby grać i się promować. Dzięki temu wróciłem do Wisły. Wcześniej w niej tak nie było, aby młodzi zawodnicy licznie wchodzili do pierwszej drużyny. Inaczej stało się w poprzednim sezonie. Dzięki temu, że klub był w kryzysie była szansa dłuższych występów w meczach. W klubie popatrzono na mnie inaczej. Nie jak na jakiegoś juniora, który przyjdzie na trening i poćwiczy. W klubie zaczęli traktować mnie poważnie, dostałem szansę i mogłem się pokazać. Zagrałem 28 spotkań. Jak dla mnie to było bardzo dużo.
A co się stało z innymi zawodnikami z waszych roczników?
Michał: – Tak bywa, że jest fajna grupa w juniorach, a później nie cała drużyna się wybije. Młodzi ludzie mają różne problemy. Jeden załapie się do pierwszego składu, inny złapie kontuzje, ktoś inny wpadnie w poważniejsze kłopoty.
Moglibyście podać przykłady kolegów z juniorskich czasów, którym się nie powiodło, a zapowiadali się na świetnych piłkarzy?
Michał: – W naszej drużynie takim zawodnikiem był Sebastian Leszczak. Według mnie był jednym z lepszych, jak nie najlepszym zawodnikiem mojego rocznika. Wybrał złą drogę i sam sobie zawalił.
Sebastian: – W moim roczniku był chłopak, który umiejętności miał podobne do mnie, a może był nawet lepszy. Nazywa się Bartek Zontek. Zasłużył, aby iść wyżej, dostać szanse, a po drodze ktoś o nim sobie zapomniał. Zrobiono spory błąd.
Sebastian, wspomniałeś, że mocną rolę w ukierunkowaniu na piłkarską karierę odegrał twój ojciec. Dlaczego nie zostałeś tak jak on hokeistą?
Sebastian: – Do dziś jestem wielkim fanatykiem hokeja, chodzę na wszystkie mecze. Koledzy grają na playstation w FIFĘ, a ja w NHL. Hokej jest dla mnie tak ciekawą dyscypliną, że nieraz się zastanawiam, dlaczego w niego nie gram. Tata uznał, że hokej w Polsce jest na słabym poziomie i nie ma zbyt dobrych warunków, aby się rozwijać, brakuje infrastruktury. Piłka ma to do siebie, że można wziąć ją pod pachę, znaleźć trochę wolnego miejsca w parku, zrobić bramkę z drzew i pokopać.
Powiedzmy, że finał Ligi Mistrzów i finał Pucharu Stanleya rozgrywane są o tej samej porze. Co oglądasz?
Sebastian: – Finał Pucharu Stanleya. Moim marzeniem jest zobaczyć mecz NHL na żywo. Będę się starał jak najszybciej je zrealizować. Może uda się to już w grudniu. Jeśli będę miał czas to odwiedzę rodzinę Chicago i pójdę na mecz Blackhawks.
A ty Michał miałeś inną opcję niż piłka?
Michał: – Wybierając gimnazjum chciałem iść do klasy sportowej. Była klasa o profilu koszykarskim. Nie miałem pasji do tej dyscypliny sportu, ale chciałem się jak najwięcej ruszać i w ostateczności byłem zdecydowany na koszykówkę. Dobrze się jednak stało, że powstała klasa piłkarska, a później trafiłem do Wisły.
Sebastian: Bo musiałbyś być drugim Natem Robinsonem, z racji wzrostu [znany koszykarz NBA, 175 cm].
Michał: – [śmiech] No tak...
I tak doszło do tego, że zagracie w Wielkich Derbach Krakowa. Sebastian już ma za sobą jeden taki występ. Co byś doradził Michałowi przed tym spotkaniem?
Sebastian: – Grałem w derbach, po których spadliśmy z ekstraklasy i na stadionie Wisły puścili nam piosenkę „Time to say goodbye”. Po kibicach było widać, że atmosfera meczu jest bardzo napompowana. To było dla mnie spore przeżycie. Podszedłem do tego spotkania chyba za bardzo zestresowany. Zagrałem ponad dwadzieścia minut, a za wiele nie zrobiłem. Co mogę powiedzieć Michałowi? Ma już spore doświadczenie. Derby są to mecze na wyższym poziomie i nie różnią od tych z Lechem, czy Legią. Nasilona jest determinacja i koncentracja. Tak naprawdę do każdego meczu powinno się podchodzić tak samo, ale kibice powodują jednak, że na derbach jest większa motywacja. To mecz dużej walki, ale myślę jednak, że Michał o tym wie.
Obaj jesteście kreatywnymi zawodnikami może więc teraz będzie więcej ciekawego futbolu, a nie sama walka?
Michał: – Chcemy grać w piłkę, to jest podstawa, ale na derbach nie może zabraknąć walki. Takich meczów jest mało. Teraz w ekstraklasie oprócz derbów Krakowa nie ma więcej spotkań drużyn z tego samego miasta. Myślę, że mecz będzie bardzo ciekawy. My i Cracovia gramy otwartą piłkę. Powinno więc być wiele okazji bramkowych. Akurat mi na Cracovii fajnie się gra. Strzeliłem tam ostatnio bramkę w meczu reprezentacji młodzieżowej z Maltą. Mam nadzieję, że to powtórzę w sobotę.
A Sebastian będzie starał ci się w tym przeszkodzić.
Sebastian: – [śmiech] Jeżeli Michał będzie miał sytuację, to oczywiście będę próbował go zablokować. Zapewne tak będzie też w drugą stronę. Nikt nikomu nie odpuści, będzie walka na całego.