Smuda po zwycięstwie z Ruchem: Zostajemy w kontakcie z czołówką
– Jestem zadowolony, że w końcu udało nam się osiągnąć to, co sobie zaplanowaliśmy. W trakcie rundy mogliśmy zdobyć więcej punktów i trochę tego żałuję, ale i tak jesteśmy w kontakcie z czołówką tabeli – przyznał po zwycięskim meczu w Chorzowie szkoleniowiec Wisły Kraków, Franciszek Smuda. "Doppelpack" Pawła Brożka pozwolił wiślakom pokonać "Niebieskich" 2:1 (1:1) i zwieńczyć rundę jesienną trzema punktami.
– Na pewno każdy chciał to spotkanie wygrać i walczył o trzy punkty. Jestem zadowolony, że w końcu udało nam się osiągnąć, co zaplanowaliśmy – zaczął Smuda na pomeczowej konferencji prasowej. – Zaplanowaliśmy znacznie więcej, ale z Lechem nie udało nam się zdobyć żadnych i wiadomo, z jakich przyczyn. W grze obu drużyn było dużo walki, momentami rozgrywaliśmy dobrze akcje, ale więcej było chaotycznej walki. Był to ostatni mecz przed przerwą, zawodnicy chcieli dać z siebie wszystko i teraz trzeba poczekać do wiosny. Oby runda wiosenna była dla nas lepsza od jesieni – stwierdził.
Nie byłoby mowy o trzech punktach w Chorzowie, gdyby nie bramki Pawła Brożka - zdaniem szkoleniowca "Białej Gwiazdy", dwa trafienia wiślackiego snajpera dowodzą, że nie należy oceniać go za udział w grze, tylko za same gole. – Uważam, że wszyscy snajperzy są tacy sami, czy to Kuświk, czy Brożek. Oni raczej nie koncentrują się na grze. Paweł kilka razy zagubił się i złapali go na spalonym - takiemu doświadczonemu piłkarzowi nie może się to przytrafiać, ale oni myślą tylko o jednym. Podam za przykład Frankowskiego, który zazwyczaj myślał tylko gdzie i jak strzelić bramkę – tłumaczył "Franz".
Szkoleniowiec Wisły nie omieszkał podsumować w kilku słowach mijającej rundy w wykonaniu swoich podopiecznych. – Jestem zadowolony z chłopaków. Wiadomo, jak wszystko w klubie wyglądało, a jednak nie załamywali się i walczyli w każdym meczu. Nie można powiedzieć, że w żadnym spotkaniu ktoś postawił nas pod ścianą i "ładował", ile tylko się dało. Często robiliśmy to sami. Jest wielu zawodników, którzy nie oglądają się na nic - czy to finanse, czy to warunki - walczą do końca i chcą zdobyć jak najwięcej punktów. Mogło być ich więcej i żałuję tego, ale trzeba powiedzieć, że i tak jesteśmy w kontakcie w czołówką, co dla nas najistotniejsze – podkreślił. Nie zabrakło także pytań o stan Alana Urygi, który po groźnym zderzeniu z Babiarzem stracił przytomność i w konsekwencji opuścił boisko. – Wszystko będzie OK, walnie "lufę" i mu przejdzie – żartował Smuda.