Śląsk z łatwością rozbił Rudar i już jest w 3. rundzie. Debiut-marzenie Paixao
W efektownym stylu Śląsk Wrocław rozpoczął swoją tegoroczną przygodę w europejskich pucharach. Rudar Pljevlja przyjął cztery bramki i był tylko tłem dla polskiego zespołu. Kwestia awansu została rozstrzygnięta.
Zobacz więcej zdjęć z meczu Ślask - Rudar!
Ze wszystkich polskich drużyn w europejskich pucharach, to Śląsk zagrał najlepiej. Szybko, kombinacyjnie, z pomysłem, bez kompleksów. Co prawda jako jedyny grał u siebie, a na papierze miał najsłabszego przeciwnika, ale ani trochę go nie zlekceważyć i nie pozwolił na najdrobniejszy moment rozprężenia.
Od początku ruszył do zdecydowanych ataków. Efekty uzyskał szybko i to jak piorunującego- po ośmiu minutach prowadził 2:0, a w rolę kata ekipy przyjezdnej wcielił się pozyskany latem Marco Paixao. Najpierw pewnie sfinalizował na piątym metrze płaskie dośrodkowanie Dudu z prawego skrzydła. Brazylijczyk wracający do Polski powinien z kolei podziękować Sebastianowi Mili, który obsłużył go świetnym podaniem w tempo za plecy obrońców. Drugi gol padł w trochę podobnych okolicznościach. Tym razem Waldemar Sobota pognał w pole karne do dalekiego prostopadłego podania, dograł do portugalskiego snajpera na środek, ten mimo asysty obrońców, zdołał z najbliższej odległości ulokować piłkę w siatce.
Śląsk totalnie zdominował spotkanie. Nie pozwalał rywalom kompletnie na nic, może poza paroma niegroźnymi strzałami z dystansu. Sam nie ustawał w atakach i spokojnie mógł się pokusić o wyższe prowadzenie. W 7. minucie Dalibor Stevanović dobił w poprzeczkę, mocne uderzenie Sylwestra Patejuka zza pola karnego niepewnie wybite do przodu przez bramkarza. Następnie znów miał okazję. Po złym wybiciu obrońcy ponownie popisał się strzałem z poza obszaru szesnastki, ale Goran Vuklis zdołał końcówkami palców wybić futbolówkę na rzut rożny.
Rudar tylko raz poważnie zaatakował Śląsk. W 49. minucie Nedelijko Vlahović zaatakował wślizgiem piłkę minimalnie obok bramki. Na odpowiedź wrocławian nie czekaliśmy długo. Bramkarz Vuklis chyba bardzo chciał sprezentować trzecią bramkę. Tylko to tłumaczy, czemu tak bezmyślnie wychodził do przodu, gdy gra toczyła się w środkowej strefie. I tak zachęcił do dwóch nieudanych lobów Sobotę.
Gospodarzom nie trzeba było jednak pomagać w budowaniu sytuacji strzeleckich, bo samodzielnie poczynali w tym doskonale. W 56. minucie rozegrali akcję w stylu Barcelony. Rozpoczął ją Patejuk, następnie serię podań demontujących obronę wymienili między sobą Paixao i Sobota. Portugalczyk postanowi się odwdzięczyć koledze za asystę z pierwszej połowy, zagrał za plecy stoperów, a Sobota nie miał najmniejszych kłopotów z wykończeniem akcji.
Śląsk na tym nie poprzestał. W 68. minucie Stanislav Levy wpuścił na boisko Sebino Plaku. Albańczyk lepszego wejścia i debiutu nie mógł sobie wymarzyć. Tuż po wejściu od razu włączył się akcję ofensywną, dopadł do piłki bezmyślnie wybitej przez bramkarza po dograniu Dudu ze skrzydła i z 15 metrów załadował czwartego gola.
Zarówno on jak i Sobota mogli jeszcze polepszyć swój dorobek. Po główce Plaku piłka zatrzymała się na słupku. Natomiast zdolny skrzydłowy oddał piekielnie mocne uderzenie z 25 metrów, które najwyższym trudem zdołał obronić Vuklis.