Śląsk wykorzystał grę w przewadze. Jagiellonia rozbita w końcówce
Jagiellonia Białystok nie wykorzystała prowadzenia do przerwy w meczu ze Śląskiem Wrocław i ostatecznie przegrała 1:3. Kluczowa dla losów spotkania była 62. minuta, w której czerwoną kartką ukarany został bramkarz "Jagi" Jakub Słowik. Od tego momentu gra zespołu Michała Probierza kompletnie się posypała...
Przed spotkaniem w Białymstoku wiadomym było, że nie zobaczymy na boisku liderów obu ekip. W zespole gospodarzy nie mógł zagrać Dani Quintana, a w Śląsku kontuzję leczy w dalszym ciągu Marco Paixao. Tego drugiego miał zastąpić jego brat bliźniak (noszący również opaskę kapitańską w Śląsku), a lidera gospodarzy Taras Romanczuk, Ukrainiec dotychczas występujący w Legionovii Legionowo. Dużą niespodzianką był brak nawet na ławce rezerwowych Jagiellonii Niki Dzalamidze.
W pierwszych minutach obie ekipy starały się konstruować akcje, ale wszystkie kończyły się albo dobrą asekuracją w obronie albo niedokładnymi podaniami, które padały łupem defensorów. W efekcie przez pierwszy kwadrans kibice zobaczyli tylko dwa strzały w światło bramki – obydwa w wykonaniu Śląska. Dwa razy na posterunku był Jakub Słowik. Około dwudziestej minuty przebudziła się jednak Jaga. Pierwsze dwa strzały zdołał obronić Mariusz Pawełek, ale przy uderzeniu Mateusza Piątkowskiego na długi słupek był już bezradny. Co prawda musnął piłkę rękawicami, ale strzał był naprawdę trudny do obrony. Tym samym w 23. minucie Jagiellonia wyszła na prowadzenie. Chwilę później mogło być 2:0, ale Frankowski uderzył głową z piętnastego metra minimalnie nad bramką.
Chwilę później Mariusz Pawełek wdał się w drybling z graczem gospodarzy. Na swoje szczęście, udało mu się wyjść z opresji. W 36. minucie Mateusz Machaj zmarnował stuprocentową sytuację. Ładnie przełożył sobie piłkę w polu karnym zmylając kryjącego go defensora, ale jego strzał wyszedł po rykoszecie na rzut rożny. Następnie bezpośrednio z rzutu rożnego Jakuba Słowika próbował zaskoczyć Sebastian Mila. W 40. minucie z kolei ładnie sprzed pola karnego uderzył Frankowski. Pawełek obronił na raty. Widać było, że dzisiaj było mu bliżej do formy sprzed wyjazdu z Polski niż z ostatnich, bardzo dobrych w jego wykonaniu, spotkań. W odpowiedzi głową ponad bramką piłkę posłał Flavio Paixao. Aż trudno uwierzyć, że jest on tak nieskuteczny, w porównaniu ze swoim bratem bliźniakiem. Generalnie, patrząc na jego grę, ciężko zaakceptować, że to krewny Marco. Pomimo ataków obu ekip w pierwszej połowie wynik już nie uległ zmianie i Jagiellonia zeszła na przerwę z jednobramkową zaliczką.
Śląsk chciał zacząć drugą połowę z wysokiego C, ale ich pierwsza akcja zakończyła się ostrzelaniem gąszczu graczy gospodarzy kłębiącego się w polu karnym. Chwilę później Flavio Paixao zmarnował kolejną znakomitą sytuację uderzając ponad bramką. W końcu Śląskowi udało się zdobyć gola, ale sędzia słusznie odgwizdał pozycję spaloną. Problem w tym, że spalony powinien być odgwizdany już przy wcześniejszym strzale Mili, a tego już arbiter nie zauważył. Chwilę później Mateusz Piątkowski spudłował z bliska głową, posyłając piłkę nad poprzeczką.
W 62. minucie miało miejsce zdarzenie kluczowe dla dalszego przebiegu meczu. Flavio Paixao poszedł z kontrą i gdy mijał już Jakuba Słowika, ten go sfaulował, prokurując rzut karny i zarabiając czerwoną kartkę. Michał Probierz za Romanczuka wprowadził Bartłomieja Drągowskiego, ale ten nie miał szans obronić jedenastki pewnie wykonanej przez Sebastiana Milę.
Chwilę po karnym Śląsk mógł prowadzić, ale strzał głową Roberta Picha został kapitalnie wybity przez Drągowskiego na rzut rożny. Jaga na nieco ponad kwadrans przed końcem odpowiedziała fenomenalnym uderzeniem z dystansu Rafała Grzyba. Strzał udało się jednak sparować Rafałowi Grzybowi. W dwóch kolejnych sytuacjach głową nad bramką gości uderzali kolejno Marek Wasiluk i Michał Pazdan. W odpowiedzi dwukrotnie szczęścia próbował Flavio, ale jego uderzenia ładnie obronił Drągowski.
Chwilę później Jaga mogła prowadzić. Tuszyński świetnie urwał się lewym skrzydłem i dograł do Piątkowskiego, który spudłował głową mając przed sobą pustą bramkę. A że niewykorzystane okazje się mszczą… w kolejnej akcji Śląska znakomicie uderza Lukas Droppa i wyprowadził Śląsk na prowadzenie. Wynik spotkania ustalił chwilę później totalnie niekryty Krzysztof Ostrowski, który nie miał problemu z pokonaniem bramkarza "Jagi".