menu

Śląsk uratował remis z Lechem i zachował pozycję na podium

30 maja 2013, 19:54 | Wojciech Maćczak

Masa błędów i niecelnych podań, niewiele wypracowanych akcji - tak w skrócie wyglądało spotkanie we Wrocławiu. Ostatecznie oba zespoły zdołały wykorzystać po jednym błędzie rywala i spotkanie zakończyło się podziałem punktów.

Przed spotkaniem można było oczekiwać sporych roszad w składzie Lecha. Po tym, jak podopieczni Mariusza Rumaka w poprzedniej kolejce stracili wszelkie szanse na mistrzostwo Polski, uzasadnionym wydawało się dać szansę gry zawodnikom, którzy dotychczas rzadko pojawiali się na boisku. Zmiany rzeczywiście były, ale dotknęły tylko formacji defensywnej. Z podstawowego zestawienia linii obrony, która zagrała przed dwoma tygodniami w meczu z Legią przy Łazienkowskiej, został tylko Marcin Kamiński. Jego partnerem na środku był Łukasz Trałka, a na bokach wystąpili Mateusz Możdżeń i Tomasz Kędziora. Duet defensywnych pomocników stworzyli Rafał Murawski i Szymon Drewniak, natomiast bez żadnych niespodzianek obyło się z przodu.

Zdecydowanie mniej zaskakującą jedenastkę wystawił Stanislav Levy. Szkoleniowiec wrocławian zapowiadał, że wystawi najmocniejszy skład, a jego podopieczni do końca będą walczyć o trzecią pozycję w ligowej tabeli. Śląsk wyszedł więc na mecz z Lechem niemal dokładnie w takim samym zestawie personalnym, jak w ostatnim spotkaniu z Jagiellonią Białystok. Jedyną zmianą było pojawienie się Rafała Grodzickiego zamiast odesłanego na ławkę Tadeusza Sochy.

Choć we Wrocławiu mierzyły się ze sobą dwa czołowe zespoły Ekstraklasy, chociaż Levy zapowiadał ostrą walkę o miejsce na „pudle”, to chyba mało kto oczekiwał dobrego widowiska piłkarskiego. Oba zespoły zapewniły już sobie wcześniej miejsce w europejskich pucharach i teraz grały jedynie o prestiż. Dlatego też spotkanie chwilami bardziej przypominało sparing, z ogromną ilością błędów z obu stron.

Pierwszą okazję mieli w siódmej minucie spotkania gracze Lecha – niecelny strzał z dystansu oddał Aleksandar Tonew. Chwilę później po fatalnym błędzie Mariusza Pawelca w boczną siatkę trafił Gergo Lovrencsics. W odpowiedzi Piotr Ćwielong wykorzystał bierną postawę obrońców „Kolejorza”, zdołał dograć do Waldemara Soboty, a ten przegrał pojedynek sam na sam z Krzysztofem Kotorowskim. Na pewno wpływ na znaczną ilość pomyłek graczy defensywnych w obu zespołach miał mocno padający deszcz, utrudniający właściwą grę.

Prawdziwy festiwal błędów oglądaliśmy pod koniec pierwszej połowy podczas akcji, która dała prowadzenie poznaniakom. Kasper Hamalainen przejął piłkę w środku boiska, minął Rafała Gikiewicza, dzięki czemu lechici wyszli z akcją dwóch na jednego. Fin zbyt długo holował piłkę i gdy w końcu zdecydował się dograć do Łukasza Teodorczyka, ten został uprzedzony przez Marcina Kowalczyka. Tyle że powołany przez Waldemara Fornalika na spotkania z Liechtensteinem i Mołdawią zawodnik interweniował na tyle niefortunnie, że zagrał futbolówkę wprost pod nogi Rafała Murawskiego, który pokonał Rafała Gikieiwcza. Jeszcze przed przerwą szansę na wyrównanie miał Łukasz Gikiewicz, ale jego uderzenie na raty obronił Kotorowski.

Kapitan Lecha odczarował w ten sposób stadion we Wrocławiu, bowiem ostatniego spotkania rozegranego na tym obiekcie z pewnością nie wspominał dobrze. Był to mecz Polska - Czechy na Euro 2012, a „Muraś” popełnił fatalny błąd, po którym, bramkę dla naszych południowych sąsiadów zdobył Petr Jiracek.

W drugiej połowie przez długi czas nie działo się kompletnie nic ciekawego. W ataku Lecha piłkę co chwilę tracił Łukasz Teodorczyk, a po przeciwległej stronie boiska w okolicy obrońców gości pałętał się wprowadzony po przerwie Eric Mouloungui, ale spisywał się jeszcze słabiej niż zmieniony przez niego Gikiewicz. A efekt tego wszystkiego był taki, że przez dwadzieścia pięć minut nie oglądaliśmy żadnej sensownej sytuacji bramkowej.

Sytuacja zmieniła się dopiero, gdy na boisku pojawili się Vojo Ubiparip i Piotr Reiss. To właśnie rezerwowi Lecha skonstruowali pierwszą godną odnotowania sytuację. Serb dogrywał do 41-letniego napastnika, ten jednak nie zdołał opanować piłki, przez co przegrał pojedynek sam na sam z golkiperem Lecha. Kolejna groźna sytuacja dała wyrównanie piłkarzom z Wrocławia. Mouloungui wykorzystał złe ustawienie Kamińskiego i po podaniu Sebastiana Mili skierował piłkę do siatki między nogami Kotorowskiego.

Czytaj piłkarskie newsy w każdej chwili w aplikacji Ekstraklasa.net na iPhone'a lub Androida.


Polecamy