menu

Śląsk rozbił bezradną Wisłę i wrócił na podium Ekstraklasy

17 maja 2013, 22:37 | Bartosz Michalak

Śląsk Wrocław nie miał problemów z pokonaniem przed własną publicznością Wisły Kraków. Podopieczni Stanislava Levego trzykrotnie zmusili do kapitulacji Michała Miśkiewicz, a i tak był to najniższy wymiar kary, jaki mógł dzisiaj spotkać zawodników "Białej Gwiazdy".

Zobacz więcej zdjęć ze spotkania Śląsk - Wisła!

Fantastyczny początek gospodarzy

Od mocnego uderzenia rozpoczął Śląsk Wrocław spotkanie z Wisłą, obejmując prowadzenie już w 2. minucie. Fantastyczną asystą popisał się Sebastian Mila, a całą akcję wykończył płaskim strzałem w krótki róg Sylwester Patejuk. Skrzydłowy wrocławian dynamicznie zszedł z lewej strony na prostopadłe zagranie Mili, przez co mógł znaleźć się w sytuacji sam na sam z Michałem Miśkiewiczem. 1:0. Trzeba zaznaczyć, że źle w tej sytuacji zachował się kapitan „Białej Gwiazdy” - Cezary Wilk, który nieodpowiedzialnie zachował się w środku pola.

Kilka chwil później przed kolejną szansą znów stanął Patejuk, lecz tym razem były „Góral” skutecznie został uprzedzony przez golkipera Wisły. Skrzydłowy gospodarzy bardzo dobrze wszedł w ten pojedynek. Po upływie kwadransa gry pomocnik w bardzo chytry sposób wymusił na młodym Stolarskim faul, po którym zawodnicy Stanislava Levego rozgrywali rzut wolny.

Piłkę na lewej stronie boiska ustawił nie kto inny jak Sebastian Mila, a dośrodkowanie kapitana wrocławian powędrowało na znajdującego się na przedpolu Ćwielonga. „Pepe” „złamał” uderzenie, ale futbolówka trafiła jeszcze na głowę Łukasza Gikiewicza, który nieudanie spróbował zaskoczyć lobem Miśkiewicza.

W tym czasie Wisła Kraków atakowała głównie za sprawą szybkiego Emmanuela Sarkiego, ale akcje Nigeryjczyka w stylu: „siła złego na jednego”, w najlepszym razie kończyły się jedynie wywalczonymi kornerami.

Śląska dominacja i ostrzeliwanie bramki Miśkiewicza

Mijały kolejne minuty, a na boisku wciąż grała tylko jedna drużyna. Trzeba przyznać, że osłabiona ekipa „Białej Gwiazdy” ograniczała się w pierwszej połowie głównie do… przeszkadzania. W 26. minucie świetnym zagraniem z głębi pola popisał się Piotr Ćwielong. Piłka trafiła do Mili, a kapitan gospodarzy przez moment znalazł się nawet w sytuacji sam na sam z Miśkiewiczem, ale jego złe przyjęcie futbolówki spowodowało, że zdążyli doskoczyć do niego krakowscy defensorzy. Trzeba podkreślić, że fatalnym podaniem w tej sytuacji popisał się Alan Uryga, który sprokurował całe zagrożenie dla bramki Miśkiewicza.

Następnie kibice zebrani na stadionie byli świadkami groźnego strzału z powietrza bardzo aktywnego Ćwielonga. Uderzenie najskuteczniejszego piłkarza wrocławian okazało się jednak niedokładne. Kiedy trybuny nie ochłonęły jeszcze po ostatniej akcji, potężnym uderzeniem popisał się defensywny pomocnik ekipy Śląska - Marcin Kowalczyk, który dość nieoczekiwanie znalazł się w polu karnym Wisły. Na szczęście dla podopiecznych Tomasza Kulawika „bomba” pomocnika gospodarzy powędrowała ponad poprzeczką.

Jeden Gikiewicz świetnie obronił, drugi dobił rywala

Na 10 minut przed zakończeniem pierwszej części gry Kamil Kosowski w inteligentny sposób „pozwolił się” sfaulować. Kilka sekund później „Kosa” popisał się świetnym dośrodkowaniem z lewej strony boiska z wywalczonego przez siebie stałego fragmentu gry. W „szesnastce” Rafała Gikiewicza powstał zamęt, co próbowali wykorzystać piłkarze gości. Jdnak strzał jednego z wiślaków w świetny sposób sparował Gikiewicz.

Po tej sytuacji wydawało się, że goście powoli mogą zacząć łapać wiatr w żagle. Nic bardziej mylnego. W ostatniej minucie pierwszej połowy Śląsk popisał się fantastyczną zespołową akcją. Aktywny Ćwielong zagrał prostopadle do Mila, który atakując z lewej strony wyłożył do Łukasza Gikiewicza tzw. „patelnię”. Napastnikowi Śląska nie pozostało nic innego, jak z najbliższej odległości wpakować futbolówkę do siatki. 2:0. W tej sytuacji po raz kolejny biernie zachowali się zarówno pomocnicy, jak i obrońcy gości, którzy mówiąc łagodnie, nie przeszkadzali w rozegraniu akcji Śląskowi.

Na trybunach zgoda, na boisku brak fair play

Tuż po rozpoczęciu drugich trzech kwadransów bardzo brzydkim faulem „popisał się” Daniel Sikorski. Napastnik gości upolował na środku boiska Rafała Grodzickiego. Były zawodnik Górnika Zabrze zaatakował „achillesa” obrońcy gospodarzy, który jeszcze kilka minut dochodził do siebie po tym ataku…

Dłużny rywalom nie pozostał, wprowadzony od początku drugiej połowy, Tadeusz Socha, który zdecydowanym wślizgiem powalił Cezarego Wilka. Zarówno Sikorski, jak i Socha za swoje głupie faule obejrzeli zasłużone żółte kartki.

Łukasz Gikiewicz po raz drugi i mecz przyjaźni dla Wisły staje się koszmarem

W 56. minucie miała miejsce kolejna fantastyczna akcja tria Mila-Ćwielong-Gikiewicz. Ten pierwszy przytomnie zagrał na prawą flankę do dynamicznego Ćwielonga, a pomocnik WKS-u idealnie „obsłużył” snajpera wrocławian, który pewnym strzałem wpakował piłkę do siatki. 3:0

Kamil Kosowski najlepszym piłkarzem „Białej Gwiazdy”

Polub fanpage Wisły Kraków! Tam dzieje się jeszcze więcej!

Chwilę po trzeciej bramce strzelonej przez gospodarzy na potężne uderzenie z 30. metra zdecydował się ustawiony na wprost wrocławskiej bramki Kamil Kosowski, ale futbolówka powędrowała tuż nad poprzeczką.

Trzeba przyznać, że skrzydłowy Wisły był dzisiaj zdecydowanie najjaśniejszym punktem swojego zespołu. Nawet, kiedy na boisku pojawili się z dużym zapasem sił: Łukasz Garguła i Cwetan Genkow to wciąż ciężar gry na swoje barki brał głównie prawie 36-letni Kosowski.

Najgroźniejszą sytuację w meczu we Wrocławiu ekipa z Krakowa miała właśnie po strzale byłego skrzydłowego reprezentacji Polski, który w 76. minucie był bardzo bliski zdobycia honorowej bramki dla swojego zespołu. Płaskie uderzenie zmierzające w długi róg bramki Śląska w kapitalny sposób obronił jednak Rafał Gikiewicz.

W ostatnim kwadransie spotkania okazji do strzelenia gola nie brakowało. W ekipie gospodarzy szczęścia próbował Genkow, ale jego strzał powędrował prosto „do koszyka” wrocławskiego golkipera.

Na 4:0 mógł podwyższyć natomiast między innymi Marcin Kowalczyk, który po raz kolejny świetnie wbiegł w pole karne gości. Pomocnik, tym razem atakując z prawej strony „szesnastki”, miał przed sobą tylko Miśkiewicza, ale były golkiper AC Milan, dobrze powstrzymał atak Kowalczyk i uchronił swoją ekipę przed kompromitacją.

Kontakt z autorem

Czytaj piłkarskie newsy w każdej chwili w aplikacji Ekstraklasa.net na iPhone'a lub Androida.


Polecamy