Słaby mecz w Chorzowie. Trzeci remis Ruchu z Lechią w tym sezonie
Trzeci raz w tym sezonie spotkały się ze sobą ekipy Ruchu Chorzów i Lechii Gdańsk. Trzeci raz również widowisko nie porywało i podobnie jak w poprzednich konfrontacjach, zakończyło się remisem.
Podział punktów po sezonie zasadniczym sprawił, że o realne szanse walki o podium ma cała ósemka grupy mistrzowskiej. Spotkanie pomiędzy Ruchem a Lechią miało pokazać, czy z okazji tej spróbuje na poważnie skorzystać zespół z Gdańska, oraz czy Niebiescy, zapewniwszy już sobie utrzymanie, mając niewielkie perspektywy na licencję na europejskie puchary, będą jeszcze walczyć o wyższe cele.
Do wyjściowego składu Ruchu na spotkanie z Lechią wrócił Maciej Sadlok, który ostatnio wchodził tylko na końcowe minuty spotkań z Koroną i Zawiszą, a wcześniej nie grał w pierwszym składzie od grudnia 2012 roku!
Od początku spotkanie nie porywało tempem, ale groźniejsze okazje stwarzali gospodarze. Najpierw w 6. minucie, po wrzucie z autu Sadloka w wyśmienitej sytuacji znalazł się Marek Zieńczuk, ale uderzył po długim słupku minimalnie niecelnie.
Dziesięć minut później groźny strzał z dystansu oddał Filip Starzyński, jednak piłkę przed siebie zdołał odbić Mateusz Bąk, a w obronie dobrze zaasekurował go Nikola Leković! Od tego momentu mecz się nieco rozkręcił, bo najpierw Sadlok nie upilnował Macieja Makuszewskiego, którego strzał obronić zdołał Michał Buchalik, a chwilę później z groźną kontrą wyszedł Ruch. Starzyński zagrał górną piłkę na lewe skrzydło do Zieńczuka, a ten przyjął ją i z półwoleja huknął w poprzeczkę, wzbudzając entuzjazm kibiców gospodarzy. Fanów gości w Chorzowie nie było, z powodu zakazu wyjazdowego.
Kolejną doskonałą okazję zmarnował już sam Starzyński, kiedy w 31. minucie, po podaniu z lewej strony dostał piłkę w polu karnym, minął rywala i oddał strzał, który po rykoszecie wyszedł jedynie na rzut rożny. Lechia nie chciała pozostać dłużna i pięć minut później, po dośrodkowaniu z kornera, zrobiło się gorąco w „szesnastce” Ruchu, jednak gościom nie udało się wykorzystać zamieszania. Chwilę później do wrzutki w pole karne nie doszedł Zaur Sadajew i Sadlok wybił piłkę na kolejny rzut rożny, który również nie przyniósł efektu.
Kilka zeszytów zanotował dzisiaj chyba szkoleniowiec Lechii, Ricardo Moniz, bo po każdej akcji, po każdym zagraniu, zapisywał coś w notatniku i wertował swoje spostrzeżenia raz po raz, jednak jego obserwacje niewiele wnosiły w poczynania jego zespołu.
Po zmianie stron Lechia mogła bardzo szybko objąć prowadzenie, jednak po kontrze Tuszyński zastawił się w polu karnym, obrócił w stronę bramki i uderzył obok bramkarza, ale i obok… bramki. Po początkowym okresie przewagi gdańszczan, więcej okazji zaczął stwarzać Ruch, ale zazwyczaj w ostatniej fazie akcji brakowało precyzji. Wykończenia brakowało z kolei Lechii, kiedy około 60. minuty dwukrotnie akcji golem nie zakończył Sadajews, a Piotr Grzelczak podkręconą piłkę posłał zza pola karnego obok bramki.
Przez większość drugiej połowy oba zespoły próbowały wypracować sobie piłkę meczową, ale praktycznie akcji, która do tego miana mogła aspirować, się nie doczekaliśmy. Do końca mieliśmy obraz niedokładności i chaosu, a widowisko nie odpowiedziało ani na pytanie, czy któraś z drużyn ma ambicję walki o podium, ani tym bardziej, czy którąś z nich widzielibyśmy jako przedstawiciela Polski w europejskich rozgrywkach. Co jak co, ale kompromitacji na międzynarodowej arenie mamy już dość, a przy obecnych możliwościach obu zespołów, na nic więcej w Lidze Europy liczyć raczej nie możnaNa razie Ruch pozostaje jednak na trzecim miejscu w tabeli, jednak jutro może je stracić na rzecz Pogoni.