menu

Skuteczna Legia rozbiła Widzew. Dwie bramki Kucharczyka, kapitalny debiut Mikity

20 lipca 2013, 19:51 | Sebastian Kuśpik

Mocno przemeblowana Legia rozbiła przy Łazienkowskiej łódzki Widzew, który do domu wróci z bolesnym bagażem pięciu bramek. Znakomity debiut w Ekstraklasie zaliczył Patryk Mikita, który strzelił gola i popisał się dwoma asystami. Podopieczni Jana Urbana, jak na mistrza przystało, w dobrym stylu rozpoczęli ligowy sezon.

Zobacz galerię zdjęć z meczu Legia - Widzew!

Niedzielni kibice długo analizowali składy na dzisiejsze spotkanie. Wieść gminna niesie, że wielu z nich do teraz nie wie, skąd w ataku Legii wziął się niejaki Patryk Mikita, a tylko ci mocniej zainteresowani Legią zdają sobie sprawę, że brylujący na środku defensywy Mateusz Cichocki to nowa wschodząca gwiazdeczka klubowej akademii.

Prezes Leśnodorski określił Mikitę mianem „kosmity”, co 20-latek chyba mocno wziął sobie do serca, bo już w 3. minucie przywitał się z publicznością na Łazienkowskiej asystą przy bramce Radovicia. Później zrobiło się dość nudno. Najsilniejszym ogniwem Widzewa był oczywiście Bartłomiej Pawłowski, który robił co mógł, by w pojedynkę rozmontować defensywę Legii, ale w większości przypadków z góry skazany był na niepowodzenie. Starał się niesamowicie, podawał, strzelał (raz bardzo groźnie, ale Kuciak sparował piłkę na róg), brał się nawet za stałe fragmenty gry, ale brakowało mu…, drugiego Pawłowskiego. I trzeciego też. Poziomem dorównywali mu właściwie tylko łódzcy kibice, ale z nimi w piłkę pograć dziś niestety nie mógł.

W zespole Jana Urbana tragicznie słabo prezentował się ten, który ma być reżyserem gry i liderem środka pola Legii, Helio Pinto. O niebo lepiej, podobnie jak w spotkaniu z The New Saints, prezentował się za to Dominik Furman, który w końcu zaczął podejmować na boisku większe ryzyko, a że predyspozycje do takiej gry ma znakomite to i efekt jest przedniej jakości.

Jeśli w przypadku Furmana mówimy o największym wygranym okresu przygotowawczego, to w podobnych kategoriach trzeba rozpatrywać osobę Kuby Rzeźniczaka. Kapitan Legii w dzisiejszym spotkaniu najpierw pokierował obroną w Walii, a z Widzewem nie dość, że zdobył gola po jednym z wielu naprawdę dobrych dośrodkowań Żyry, to jeszcze chwilę później ostemplował poprzeczę po potężnym uderzeniu z dystansu.

Działacze Widzewa obiecywali swoim piłkarzom premie za wywalczenie choćby punktu w Warszawie, ale po pierwszej połowie trudno było znaleźć choćby cień szansy na zmianę obrazu gry.

W przerwie byliśmy świadkami krótkiej wymiany zdań dwóch dziennikarzy z Łodzi:
- Jak tak dalej pójdzie, to powiozą nas tu niemiłosiernie.
- 0:4 jak nic, tak czuję.

Nie minął kwadrans, a koszmary z Łazienkowskiej zaczynały ścierać się z rzeczywistością. Najpierw po podaniu Brzyskiego, a później po kapitalnym dograniu Mikity (kolejna asysta debiutanta) dwukrotnie piłkę w siatce umieścił Michał Kucharczyk. Zrobił to ze stoickim spokojem, na luzie, pewnie, zupełnie jak… nie Kucharczyk. Czyżby w tym sezonie miał być prawdziwym jokerem w talii Urbana?

Legia pokazała w tym meczu przede wszystkim niesamowitą głębię ławki rezerwowych. Nie był potrzebny Saganowski, odpoczywał Kosecki, z ławki nawet na moment nie podniósł się Dwaliszwili. Gospodarze nie grali oczywiście futbolu nieosiągalnego dla żadnej polskiej drużyny. Bez przesady. Była to jednak gra absolutnie poza zasięgiem Widzewa. Zdarzały się błędy, zwłaszcza w środku pola, gdzie mocno łodzianom pomagał Pinto, czego efektem były nie tylko dwie okazje Pawłowskiego, ale także honorowa bramka sprowadzonego z II-ligowego Tura Turek Łukasza Staronia.

Osobny akapit należy się za to spotkanie Patrykowi Mikicie, który swój znakomity występ okraszony dwiema asystami podsumował w końcówce bramką po rzucie rożnym Brzyskiego. Debiut w Ekstraklasie wymarzony. „Mikita? To jakiś kosmita!” – powiedział o nim na łamach Legia.net prezes Bogusław Leśnodorski. Bez cienia przesady można powiedzieć, że 19-latek zagrał dziś dosłownie kosmiczny mecz.

Legia ze stoickim spokojem rozpoczyna kampanię 2013/2014, demolując Widzew na własnym stadionie. Widzew, którego nie zazdrościmy trenerowi Mroczkowskiemu. Szkoleniowiec łódzkiego klubu musi okazać się wybitnym piekarzem, by z tak słabej mąki upiec chleb.

Największy wygrany tego spotkania? Bez cienia wątpliwości – Jan Urban. Posłał dziś w bój rezerwowych i z pewnością może być zadowolony. Przede wszystkim ze wspomnianych na początku Cichockiego i Mikity, którzy zgłosili bardzo wyraźny akces do pierwszego składu. Martwić może niego gra Helio Pinto, który po przenosinach z Cypru musi szybko przyzwyczaić się do tego, że nikt za niego na boisku biegał nie będzie, by Portugalczyk mógł błyszczeć pod bramką rywala.

Twitter Sebastian Kuśpik


Polecamy