Siedem goli w Białymstoku! Jagiellonia znalazła sposób na defensywę Wisły
Jagiellonia Białystok zrehabilitowała się własnej publiczności za porażkę z Lechią Gdańsk i pewnie pokonała Wisłę Kraków 5:2. Była to najwyższa porażka "Białej Gwiazdy" w tym sezonie!
\
Mecz w Białymstoku zapowiadał się naprawdę interesująco. Przed pierwszym gwizdkiem trudno było jednak cieszyć się na myśl o widowiskowej grze, ponieważ w poprzedniej kolejce Jaga męczyła niemiłosiernie kibiców antyfutbolem, za oglądanie którego zawodnicy powinni wypłacać z własnej kieszeni rekompensaty wszystkim zgromadzonym na stadionie kibicom. Już pierwsze minuty dzisiejszego spotkania pokazały jednak, że Jagiellonia jest totalnie nieprzewidywalną ekipą.
Spotkanie rozpoczęło się bowiem jak filmy znakomitego reżysera o imieniu Alfred. Trzęsienie ziemi przyszło już w 3. minucie, kiedy to Rafał Grzyb tak fortunnie dośrodkowywał, ze piłka wpadła do bramki totalnie zaskoczonego Michała Miśkiewicza. Odpowiedź Wisły byłą znakomita, ale Brożka powstrzymał świetny w pierwszej połowie Ukah, który dzisiejszym występem przypomniał kibicom, że był jednym z najlepszych stoperów naszej Ekstraklasy. Nie wybiła 15. minuta, a Franciszka Smudę mogła ogarnąć prawdziwa psychoza. Quintana wbiegł pomiędzy Wiślakami w pole karne, po czym dograł na głowę Piątkowskiego. Ten strzelił na 2:0 i w Białymstoku rozbrzmiały echa pamiętnego meczu z Ruchem. Z Wisły zeszło powietrze, a Jaga mądrze konstruowała akcje. Często kończyły się one jednak na Piątkowskim, który nie czuje się zbyt dobrze w rozegraniu. Kiedy Wisła dochodziła do głosu Jaga i tak byłą groźna z kontry. Gdy wydawało się, że jeśli ktoś jeszcze zdobędzie w tej połowie gola to będą to gospodarze, Wisła po rzucie rożnym trafiła do siatki. Swój strzelecki dorobek powiększył Paweł Brożek. Ten snajper dał się jednak również poznać z gorszej strony, niesportowo utrudniając wykonanie stałych fragmentów gry przez Jagę. Jego koledzy również czasami wychodzili poza przepisy, przytrzymując dość wyraźnie graczy Jagi. Sędzia najwyraźniej był jednak głodny pojedynków zapaśniczych, ponieważ niemal nie używał gwizdka. Do przerwy utrzymał się wynik 2:1, oddający przebieg spotkania.
Na drugą połowę do składu Wisły został wprowadzony gracz, który Jadze dość często strzelał gole, czyli Rafał Boguski. Wisła zaczęła z animuszem. Centymetry dzieliły Guerriera od zdobycia bramki. Tego dnia jednak Jagiellonii sprzyjało szczęście, zarówno w defensywie jak i ofensywie. Chwilę później Piątkowski wystawił piętką piłkę Plizdze, a ten zdobył piękną bramkę, strzelając w po długim rogu. Smuda próbował coś zmienić, ale ani wprowadzenie Sarkiego ani niemiłosiernie wygwizdywanego przez kibiców gospodarzy Małeckiego nic nie zmieniło. Lepiej niż ci gracze zaprezentował się kapitan Wisły. Arkadiusz Głowacki po tym jak otrzymał piłkę po rzucie rożnym, pewnie umieścił ją w bramce, zmniejszając straty.
Później Wisła atakowała, ale nie przekładało się to na gole. Znakomity strzał Sarkiego wybronił fenomenalnie Krzysztof Baran. Wcześniej golkiper Jagi równie znakomicie interweniował po strzale Boguskiego. Kiedy nie interweniował Baran, robił to obrońca Jagi lub też sprzyjał jej los, jak gdy niecelnie uderzał obok słupka Boguski. Jaga mniej atakowała, ale robiła to skuteczniej. Najpierw Plizga wystawił piłkę Piątkowskiemu na pustą bramkę, a ten strzelił na 4:2. Kolejna bramka została zdobyta na raty przez Adama Dźwigałę. Pierwszy jego strzał trafił w słupek, drugiego Miśkiewicz nie miał szans zatrzymać. Na zimnym stadionie po tym golu pojawiła się meksykańska fala. Nic dziwnego – atmosfera była naprawdę gorąca.
Jaga tym samym objawiła swoje lepsze oblicze i po znakomitym widowisku rozniosła krakowską Wisłę 5:2. Dla Białej Gwiazdy, która do tej pory straciła w lidze tylko 11 goli w 19 spotkaniach, była to najwyższa porażka w tym sezonie.