menu

Serie A. Koniec ery Morattiego, Inter z nowym prezesem

17 listopada 2013, 22:15 | mgs

W miniony piątek w szeregach zarządu Interu Mediolan doszło do znamiennej zmiany. Po osiemnastu latach pracy dla "Nerazzurrich" Massimo Moratti, wieloletni prezes klubu i jednocześnie jego największy kibic rozstał się z zespołem, a schedę po jego rządach przejął Indonezyjczyk, Erick Thohir.

Odkąd 18 lutego 1995 roku Massimo Moratti odkupił od Ernesto Pellegriniego, ówczesnej prezesa Interu włoski klub, po niebieskiej części Mediolanu znów zawitał futbol na najwyższym poziomie.
Udało mu się wyrwac pogrążony w piłkarskim letargu zespół, a pod jego rządami Inter pięciokrotnie sięgał po mistrzostwo Włoch (2006, 2007, 2008, 2009, 2010), triumfował w Lidze Mistrzów (2010), cztery razy zdobył Puchar Włoch (2005, 2006, 2010, 2011), wygrywał Klubowe Mistrzostwo Świata (2010), a także Puchar UEFA (1998).

Przyjście do Interu Ericka Thohira pochodzącego z jakże odległych od Italii Indii będzie zmianą nie tyle pokoleniową, o ile bardziej symboliczną. Jest ono bowiem znakiem końca pewnej wieloletniej, opiewanej sukcesami, a także sromotnymi porażkami epoki na Giuseppe Meazza, a także niemocy ze strony byłego już właściciela, który przez ostatnie lata swojej prezydentury nie potrafił uchronić swojej drużyny przed swego rodzaju upadkiem.

- Wszyscy członkowie mojej rodziny, którzy odgrywali rolę w Interze, będą nadal dostępni dla klubu, ale zdecydowaliśmy się oddać go w nowe ręce. Nowi właściciele wnoszą profesjonalizm, entuzjazm i chęć rozwoju tego zespołu. Zostawiam ten klub z ufnością tym, którzy mają poczucie odpowiedzialności oraz szacunek dla barw i historii zespołu- przekonywał w oficjalnym pożegnaniu Massimo Moratti.

Erick Thohir, jak zapewnia sam Moratti, ma wnieść powiem świeżości, nową myśl dotyczącą polityki prowadzenia klubu, ma także znów poprowadzić Inter do największych sukcesów zarówno we Włoszech, jak i Europie. Nowy prezes już zapowiedział, że zamierza dokonać małej rewolucji i jest w stanie sprowadzi do Mediolanu nawet Lionela Messiego.


Polecamy