Sędzia Daniel Stefański zabrał głos w sprawie decyzji z meczu Lechia Gdańsk - Legia Warszawa
Po przeszło dwóch tygodniach milczenia sędzia Daniel Stefański zabrał głos w sprawie decyzji, które podjął w kwietniowym meczu Lechia Gdańsk - Legia Warszawa (1:3). Arbiter z bydgoskiego ZPN, który na co dzień mieszka w stolicy, udzielił wywiadu kanałowi Foot Truck.
Przypomnijmy, na początku meczu przy stanie 0:0 Stefański nie podyktował jedenastki dla Lechii, mimo że Artur Jędrzejczyk z Legii interweniował ręką po uderzeniu Artura Sobiecha. To wywołało od razu gwałtowne nastroje nie tylko na trybunach, ale również w sieci.
- Najpierw otrzymałem potwierdzenie z wozu VAR, że Sobiech nie był na spalonym. Potem poproszono mnie o podejście do monitora. Z boiska stwierdziłem, że Lechii należy się karny. Potem dostałem jednak powtórkę, która mnie zaskoczyła. Trzy z czterech ujęć sugerowały karnego i czerwoną kartkę. To czwarte, boczne ujęcie, pokazało strzał na bramkę, rzucającego sie zawodnika i zblokowanie piłki na wysokości żeber czy biodra, czyli bardzo daleko od ręki. Doznałem szoku. Dalej musiałem uznać oceny czy zawodnik miał ułożone ręce naturalnie dla wślizgu. Moim zdaniem naturalnie. To była ręka podporowa, zawodnik nie mógł sobie jej odciąć. Ja nie zauważyłem też żadnego dodatkowego ruchu. On siłą rozpędu nie mógł uniknąć tego kontaktu - podkreślił Daniel Stefański.
Już po spotkaniu, także na łamach jednego z tabloidów, kolportowano plotkę, że syn Stefańskiego kształci się w Akademii Legii, co z kolei mogłoby tłumaczyć podjęcie decyzji na niekorzyść Lechii. - Nie mam syna - zaznacza dzisiaj sam zainteresowany. - Mam tylko córkę.
- Starałem się nie śledzić tej burzy. Z zasady staram się izolować po meczach, a po takim to szczególnie. Jako sędzia w internecie mogę znaleźć tylko hejt - zaczął Stefański. - Miałem świadomość, że jest wrzawa. To po mnie nie spłynęło. Jestem tylko i wyłącznie człowiekiem - zaznaczył.
Arbiter przyznał, że z krytyką spotkał się na każdym szczeblu rozgrywek. - Jako sędzia zaczynasz na meczu dzieciaków. Tam wyzywają ciebie rodzice i jest naprawdę ciężko. Potem idziesz na mecz B-klasy. Jak słyszysz tego jednego gościa z puszką piwa, że resoróweczka stoi już na cegłach, to wtedy kszałtuje się twoja osobowość, psychika. Ta presja jest wszechobecna. My jako sędziowie musimy się więc koncentrować na zadaniu. Po to analizujemy miliony klipów, żeby potem na boisku działać jak automat.
W rozmowie z kanałem Foot Truck Stefański potwierdził, że jest mieszkańcem Warszawy. Dodał jednak, iż urodził się i wychował w Bydgoszczy. W tamtejszym okręgu wojewódzkim został też sędzią. - W pewnym momencie miałem kłopoty z Achillesami. Pukałem od drzwi do drzwi. W końcu trafiłem do Warszawy, do doktora Śmigielskiego. Od tamtej pory krążyłem między Bydgoszczą a Warszawą. To prawda, że w Warszawie spędzam teraz więcej czasu, przy czym czuję się bardziej bydgoszczaninem. Nie jestem jedynym sędzią z Ekstraklasy, który mieszka w jednym mieście, a reprezentuje inny związek/okręg. To mój zawód, ja z niego utrzymuję rodzinę. Musiałbym być skończonym idiotą, żeby postawić interes klub nad interes rodziny - podkreślił Stefański.
EKSTRAKLASA w GOL24
Więcej o EKSTRAKLASIE - newsy, wyniki, terminarz, tabela, strzelcy