Sebastian Steblecki: Stać nas na dobrą grę
- Potrzebuję przełamania, zdobycia pierwszego gola - mówi piłkarz Cracovii Sebastian Steblecki, który liczy, że wiosną będzie częściej grał w wyjściowym składzie.
fot. Fot. Andrzej Wiśniewski
Wczoraj piłkarze Cracovii trenowali na sztucznej trawie przy ul. Wielickiej. Trawiaste boisko nie nadaje się do treningu, zalega na nim kilkucentymetrowa warstwa śniegu, co nie ułatwia przygotowań do piątkowego meczu z Ruchem Chorzów. M.in. dlatego dzisiaj gracze „Pasów” mają trenować na głównej płycie przy ul. Kałuży.
W zajęciach nie uczestniczyli dwaj kontuzjowani zawodnicy Mateusz Cetnarski i Hubert Adamczyk. Jak powiedział trener Jacek Zieliński obaj nie będą brani pod uwagę przy układaniu składu na piątkowy mecz z „Niebieskimi”.
Wśród trenujących był 25-letni pomocnik Sebastian Steblecki. - Boisko ze sztuczną trawą na Wielickiej było w poniedziałek dobrze przygotowane - mówi zawodnik „Pasów”. - Oczywiście z łezką w oku wspominamy obóz w Hiszpanii, tam pogoda była idealna, boiska znakomite. Zgrupowanie było bardzo intensywne, ćwiczyliśmy dwa razy dziennie, do tego mieliśmy fajnych sparingpartnerów. Ale nie ma co narzekać, jesteśmy przyzwyczajeni do naszego klimatu. Wszystkie zespoły mają przecież podobne warunki. Trzeba zacisnąć zęby i zrobić wszystko, by być gotowym na piątkowe spotkanie w Chorzowie. Nie ma co szukać wymówek. Mnie sztuczna trawa nie robi różnicy, choć prawdą jest, że piłka na niej trochę inaczej „chodzi”.
Cracovia po dwudziestu kolejkach zajmuje dopiero 14. lokatę w tabeli ekstraklasy. Do ósmej Arki Gdynia traci sporo, bo pięć punktów. Czy gracze Cracovii wierzą, że zdołają awansować do czołowej ósemki?
- Tak, jest w nas wiara. Przed nami jeszcze sporo spotkań, mamy bezpośrednie mecze z zespołami, które też walczą o ósemkę. Wszystko w naszych nogach. Bardzo ważne będzie dobre rozpoczęcie sezonu, a czekają nad trudne mecze z walczącym o utrzymanie Ruchem, potem z Pogonią Szczecin w Krakowie. Szczególnie ten drugi pojedynek w kontekście tego, że „Portowcy” też zgłaszają aspiracje do czołowej ósemki nabiera szczególnego znaczenia. Potem będą mecze z Lechią Gdańsk, Arką Gdynia, mogę tak wyliczać do samego końca. Każdy najbliższy mecz będzie najważniejszy - twierdzi Steblecki.
Czy w zespole Cracovii nie wyczuwa się nerwowości? Przecież przed sezonem trener Jacek Zieliński zapowiadał walkę o wyższą lokatę niż przed rokiem, a tymczasem jest bardzo odległa pozycja. Czy nie dołuje to piłkarzy?
- Myślę, że każdego z nas nachodzą różne myśli. Na pewno czulibyśmy się pewniej, gdybyśmy mieli o kilka punktów więcej, a lokata w tabeli byłaby wyższa. Ale jesteśmy profesjonalistami. Ja nie spotykam się pierwszy raz w mojej przygodzie z piłką z taką sytuacją. Powiem tak - mamy sprawdzony w bojach zespół, wielu bardzo doświadczonych piłkarzy, wiemy, że stać nas na naprawdę dobrą grę - dodaje pomocnik Cracovii.
Po przyjściu do Cracovii Steblecki tylko raz pojawił się w podstawowych składzie, najczęściej wchodził z ławki rezerwowych. - Kiedy wróciłem do Cracovii spodziewałem się, że ciężko będzie wskoczyć do pierwszego składu. Miałem tego pełną świadomość. Oczywiście liczyłem na więcej, jako sportowiec mam swoją ambicję, chciałbym grać jak najwięcej. Nie pozostaje mi nic innego jak jeszcze mocniej ćwiczyć, pokazywać trenerowi swoją wartość dla zespołu. Potrzebuję przełamania, zdobycia pierwszego gola. Było kilka okazji, dwa razy piłka po moich strzałach lądowała na słupku. Koledzy się śmieją, że gdybym wykorzystał swoje szanse, mielibyśmy o pięć punktów więcej. Czekam więc na swojego pierwszego gola. Najważniejsze jednak, abyśmy wygrywali. Mógłbym bramek nie strzelać, gdybyśmy do końca rundy wygrywali swoje mecze po 1:0 - śmieje się Steblecki.
Sebastian Steblecki zaczynał przed paroma laty w Cracovii jako pomocnik, teraz coraz częściej trenerzy ustawiają go na skrzydle. Na jakiej pozycji czuje się lepiej? - Jestem pomocnikiem, najpewniej czuję się w środku boiska. Ale wiele razy wystawiano mnie na skrzydło, tam mnie widzieli trenerzy. To mi nie przeszkadza. Najważniejsze, że w ogóle grać.
Przed dwoma laty Steblecki grał w holenderskim zespole SC Cambuur. Ale nie zrobił tam furory, po roku wrócił do Polski, do Górnika Zabrze.
- Nie żałuję rocznego pobytu w Holandii - mówi zawodnik. - To był cenny czas, cenne doświadczenie. Wiadomo z każdej sytuacji można coś więcej wycisnąć. Gdybym grał więcej w podstawowym składzie, zdobył kilka bramek, to prawdopodobnie zostałbym na dłużej w Holandii, bo miałem jeszcze ważny kontrakt. Ale powtarzam - niczego nie żałuję. W Holandii wzmocniłem się fizycznie.