Sebastian Steblecki: Jest presja, ale nie panikujmy
Sebastian Steblecki był jednym z największych wygranych zimowych przygotowań Cracovii. W ubiegłym roku grał mało, a teraz jest inaczej.
fot. Andrzej Wisniewski / Polskapresse
W tym roku wychodził w podstawowej jedenastce w czterech kolejnych spotkaniach. Dwa następne jednak opuścił. Teraz, wobec kartkowej pauzy Marcina Budzińskiego wydaje się, że szkoleniowiec Cracovii Jacek Zieliński znów da mu szansę gry.
- Pewne rzeczy się zmieniły, jeśli chodzi o moją osobę, więcej gram, choć szkoda, że nie idzie to w parze z wynikami. Bo to jest przecież najważniejsze - mówi pomocnik Cracovii. - Ostatnio nie wystąpiłem w dwóch spotkaniach, bo trener miał inną koncepcję, ale zostało nam jeszcze jedenaście meczów w tym sezonie. Są różne sytuacje, tak jak teraz w związku z tymi kartkami i szanse innych rosną. Szkoda chłopaków (pauzować będzie też Jakub Wójcicki - red.), bo to są ważne ogniwa zespołu. Na pewno nie cieszę się z tego, że los ich wykluczył. Taka jest jednak piłka, czasem czyjeś nieszczęście, jest szczęściem kogoś innego. Ci, którzy mniej grali, mają więc szansę - ocenia zawodnik.
Stebleckiemu brakowało jesienią pewności siebie, był praktycznie tylko zmiennikiem. Jednak na jeden mecz, derbowy, wyszedł w podstawowym składzie.
- Gdy występuje się regularnie, to przekłada się to na pewność siebie - twierdzi zawodnik. - Łatwiej się gra mecz po meczu, niż wchodząc np. w jednym spotkaniu na 5 minut, w kolejnym na 20, a w jeszcze następnym siedząc w ogóle na ławce rezerwowych. Trzeba być jednak elastycznym, umieć się dostosować do sytuacji. Podczas przygody z piłką każdego zawodnika nie zawsze świeci słońce, jak to się mówi. Teraz miałem lepszy moment, mogłem więcej dać od siebie dla drużyny, mam nadzieję, że jeszcze dobre czasy dla mnie przyjdą. Na pewno przydałaby się strzelona bramka, bo tym podnosi się ocenę u trenera, ale nie narzucam sobie presji. Mógłbym nie zdobyć już żadnego gola do końca sezonu, ale żebyśmy wygrali kilka meczów i się spokojnie utrzymali - twierdzi piłkarz „Pasów”.
Steblecki przeżywał w Cracovii różne koleje losu - spadek do I ligi w 2012 r., awans do ekstraklasy dzień później. Z kolei w poprzednim sezonie zaliczył spadek z Górnikiem Zabrze. Wie, co to znaczy walka o utrzymanie.
- Ciężko jest powiedzieć w naszej sytuacji, że nie odczuwa się presji - mówi piłkarz. - Zdajemy sobie z tego sprawę, to działa na wyobraźnię. Nie ma jednak zbędnej paniki, czy niepotrzebnych nerwów, to w niczym nie pomaga. Mamy świadomość, że musimy się sprężyć, bo jesteśmy pod kreską, ale mamy dużo meczów przed sobą. Tabela jest spłaszczona, mamy jeden punkt straty do bezpiecznego miejsca, kilka do miejsc wyżej. To kwestia dwóch zwycięstw i można tę sytuację diametralnie zmienić. Na razie mamy cztery spotkania przed podziałem ekstraklasy. Musimy się skupić na tym, by zgromadzić jak najwięcej punktów. Nie ma jednak sensu robić matematycznych wyliczeń, trzeba się skoncentrować na najbliższym meczu z Wisłą w Płocku, który będzie arcyważny - podkreśla 25-letni Steblecki.
Follow @sportmalopolska