Sebastian Mila dziś podpisze kontrakt z Lechią. Jak wyglądał jego powrót do Gdańska?
Negocjacje trwały ponad miesiąc. Udało się znaleźć porozumienie i reprezentant Polski po 15 latach wrócił do Gdańska. Dziś Sebastian Mila podpisze kontrakt.
Jeszcze we wtorek po południu wydawało się, że transfer Sebastiana Mili do Lechii jest mało prawdopodobny. W Gdańsku nie mogli doczekać się odpowiedzi z Wrocławia na ofertę transferową, a nazwisko reprezentanta Polski figurowało w kadrze Śląska na zgrupowanie w Turcji. Wieczorem jednak wszystko się nagle zmieniło. Mila nie poleciał z drużyną do Turcji, a zamiast tego udał się do Gdańska, by przejść badania medyczne. To praktycznie przesądziło o tym, że znowu zagra w biało-zielonych barwach. Wczoraj wieczorem miał podpisać kontrakt, ale badania rozpoczęły się później niż przewidywano i część z nich została przeniesiona na rano, więc umowa ma zostać podpisana dziś. Specjalnie w tym celu przyjedzie do Gdańska prezes Śląska Paweł Żelem, który jeszcze rok temu był członkiem zarządu Lechii.
Rozmowy na temat tego transferu były jak niekończąca się opowieść. Pierwsza oferta złożona przez Lechię została wyśmiana. - To propozycja transferu chyba dla naszego juniora, a nie reprezentanta kraju - ironizowano w Śląsku.
Późniejsze rozmowy nabrały jednak bardziej realnych kształtów, choć nadal rozbieżności były duże. Śląsk chciał dwóch milionów złotych, potem zmniejszył oczekiwania do 1,5 miliona. Lechia tymczasem proponowała okrągły milion i ani złotówki więcej. Potem miała podnieść stawkę o 200 tysięcy złotych.
- Nigdy nie proponowaliśmy za Sebastiana 1,2 miliona złotych. Kwota około miliona jest bliższa prawdy - mówił nam Adam Mandziara, prezes Lechii. - Wciąż czekamy na odpowiedź Śląska - dodał. Kluby wreszcie osiągnęły porozumienie i saga transferowa dobiega końca. Mila ma podpisać 3,5-letni kontrakt. Początkowo miał zarabiać 22,5 tysiąca euro miesięcznie, ale po tym, jak wzrosła kwota transferowa, to pensja samego zawodnika będzie nieco mniejsza.
- W Gdańsku zaczynałem piłkarską karierę i tutaj chciałem ją zakończyć. To nie jest tajemnica, że chciałem wrócić do Lechii - powiedział zadowolony piłkarz.
Mila już nie pierwszy raz był łączony z Lechią. Nie przez przypadek. To właśnie w Gdańsku zagrał swoje pierwsze mecze w seniorskiej piłce nożnej, a zwolennikiem jego talentu był Michał Globisz, który prowadził wówczas piłkarza w juniorskich reprezentacjach kraju. Zresztą z sukcesami, jakimi było wicemistrzostwo Europy do lat 16 i mistrzostwo Europy do lat 18.
W zespole biało-zielonych długo się nie nagrał, bo szybko trafił do Orlenu Płock. Później jego kariera potoczyła się błyskawicznie. Trafił go Groclinu Grodzisk Wielkopolski, z którym zagrał w europejskich pucharach i błysnął pięknym golem strzelonym Manchesterowi City. Mila wyjechał z Polski, ale nie zrobił kariery ani w Austrii Wiedeń, ani w Valerendze Oslo. Wrócił do kraju i krótko był w ŁKS Łódź. Od 2008 roku występował w zespole Śląska aż do teraz.
Do Lechii mógł wrócić już w 2013 roku, kiedy na ten temat rozmawiał z nim ówczesny szkoleniowiec biało-zielonych, Bogusław Kaczmarek. Mila chciał wrócić, ale wówczas nie udało się tego zrealizować. Zresztą po sezonie Kaczmarek stracił pracę. Także latem pojawił się temat powrotu tego piłkarza, ale i tym razem nie doszło do finalizacji.
- Nie chciał mnie Andrzej Juskowiak, który wtedy był dyrektorem sportowym Lechii. Uznał, że nie jestem już piłkarzem perspektywicznym - mówił Mila "Dziennikowi Bałtyckiemu".
Tymczasem 32-letni piłkarz jesienią przeżywał swoją drugą młodość. Świetnie został przygotowany do gry przez Tadeusza Pawłowskiego, trenera Śląska. Został dostrzeżony przed selekcjonera Adama Nawałkę i trafił po latach do reprezentacji. Strzelił drugiego gola w historycznym, wygranym meczu z Niemcami, także w kolejnym spotkaniu eliminacyjnym z Gruzją wpisał się na listę strzelców. Mila zdaje sobie sprawę, że stoi przed życiową szansą wyjazdu na mistrzostwa Europy, ale musi ciężko pracować, żeby zachować miejsce w drużynie narodowej. - Trener Nawałka wie, że zawsze może na mnie liczyć, bez względu na to, ile miałbym grać - mówił nam Mila.