SC Paderborn - banda odrzutków, która zatrzęsła Bundesligą
Jak zostać liderem Bundesligi? Nic prostszego! Wystarczy zatrudnić trenera bez doświadczenia, zbudować zespół złożony z grupy niechcianych nigdzie piłkarzy, dorzucić bezdomnego, gangstera i gotowe. Przed państwem SC Paderborn, czyli beniaminek, który po czterech kolejkach ligi niemieckiej znajdował się na szczycie tabeli.
Wszystko zaczęło się prawie równo rok temu, w drugiej Bundeslidze. Ambitnym celem malutkiego klubiku było zajęcie ósmego miejsca w tabeli, ale po dziewięciu kolejkach wszystko wskazywało na to, że Paderborn czeka ostra walka o utrzymanie. Cztery porażki i tylko dwa zwycięstwa zmusiły zarząd do zmiany trenera. Do klubu przyszedł Andre Breitenreiter - młody trener bez większego doświadczenia i bez sukcesów w karierze piłkarskiej. Pół roku później Paderborn świętowało pierwszy w historii awans do Bundesligi. Pod wodzą Breitenreitera, na rozegranych 25 meczów, zespół przegrał tylko cztery - tyle samo, co w pierwszych dziewięciu kolejkach.
Mimo tak ogromnego sukcesu wszyscy wróżyli beniaminkowi natychmiastowy spadek. W końcu jego budżet wynosi dziś tylko 15 milionów euro (rok temu było to sześć milionów). Sam Manuel Neuer, bramkarz Bayernu Monachium zarabia rocznie ponad połowę tej kwoty.
Tymczasem po pierwszych czterech kolejkach obecnego sezonu Paderborn zajmowało... pierwszą pozycję w tabeli. Remis 2:2 z Mainz, wygrana 3:0 z Hamburgiem, 0:0 z FC Köln i 2:0 z Hannoverem sprawiły, że piłkarze Breitenreitera byli liderami. Ich piękny sen brutalnie przerwał dopiero Bayern Monachium. Mistrzowie Niemiec wygrali z beniaminkiem 4:0 i pokazali mu miejsce w szeregu, ale nikt w klubie nie zamierza rozpaczać z tego powodu.
W Paderborn wszystko jest postawione na głowie. Poczynając od stadionu, na którym mecze muszą kończyć się... przed godziną 22. Wszystko przez hałasy, które zakłócają ciszę nocną i przeszkadzają ludziom mieszkającym obok Benteler Arena.
W dodatku piłkarze grający w klubie ani trochę nie przypominają typowego zespołu. Są to w większości zawodnicy niechciani w pierwszej lidze, których Paderborn przyjmuje z otwartymi rękami. Jedynym kupionym przed sezonem graczem jest Moritz Stoppelkamp, który kosztował rekordowe 700 tysięcy euro. Gdy Moritz grał w Oberhausen, miejscowi kibice przezwali go "Stolperkamp", co w wolnym tłumaczeniu oznacza gościa potykającego się o własne nogi.
W Paderborn Stoppelkamp jednak błyszczy. W pierwszych trzech meczach przebiegł ponad 35 kilometrów, a w spotkaniu z Hannoverem (2:0) pobił nawet rekord Bundesligi, strzelając gola z 83 metrów.
Dziesięciu na jedenastu piłkarzy pierwszego składu to ci sami zawodnicy, którzy rok temu grali w drugiej lidze. Są wśród nich takie rodzynki, jak Daniel Brückner, który w wieku siedemnastu lat był bezdomnym, jednak wszystkich na głowę i tak bije Suleyman Koc.
Mający tureckie korzenie pomocnik jako junior był wyróżniającym się graczem. Zwracał na siebie uwagę dużych klubów, a młodzieżowa reprezentacja Turcji bardzo poważnie zastanawiała się nad powołaniem Koca do kadry, ale wtedy... młody piłkarz trafił do więzienia. Za działalność w zorganizowanej grupie przestępczej sąd wymierzył mu karę prawie czterech lat pozbawienia wolności. Suleyman miał uczestniczyć w napadach na berlińskie kasyna, do czego natychmiast się przyznał.
Na wolność wyszedł po niespełna roku, w ramach procesu resocjalizacji. Mimo początkowego załamania Koc wrócił do piłki i kilka tygodni temu zadebiutował w Bundeslidze.
Wszyscy w klubie powtarzają, że głównym architektem niespodziewanego sukcesu jest trener Breitenreiter. To on zbudował wokół zespołu atmosferę zwycięstwa, która sprawia, że przeciętni piłkarze potrafią wygrywać ze znacznie lepszymi od siebie. Celem klubu na ten sezon jest utrzymanie się w Bundeslidze. Kilka tygodni temu takie zapowiedzi brzmiały jak niezły dowcip, ale dziś... A czemu nie powalczyć o europejskie puchary?