Samobój i gol Lafrance'a w dwie minuty. Widzew przełamał się w meczu z Pogonią
Piłkarze Widzewa Łódź po serii trzech kolejnych porażek zdołali się przełamać. Przed własną publicznością pokonali Pogoń Szczecin 2:1. Niezwykłym wyczynem popisał się w tym spotkaniu Kevin Lafrance, który w 120 sekund strzelił samobója i pokonał bramkarza "Portowców".
Przed tym spotkaniem łodzianie mogli mieć tylko nadzieję, że Pogoń z Marcinem Robakiem na czele będzie tym razem łaskawa i nie pozostawi po sobie bagażu kilku bramek. Nikt nie przypuszczał, że zawodzący na całej linii gospodarze będą w stanie ugrać, nawet u siebie, chociaż remisowy rezultat.
Najwyraźniej jednak ostatnie efektowne zwycięstwa nad Koroną i Piastem dodały przyjezdnym zbytniej pewności siebie. Na stadionie im. Ludwika Sobolewskiego, ku zdziwieniu ekspertów, to Widzew wywoływał lepsze odczucia. Dotąd bezradny, zagubiony, dzisiejszego wieczoru miał jakąś koncepcję, którą starał się zrealizować. Do dogodnych okazji próbował dojść przede wszystkim po wymianach podań w środkowej strefie. Przeważnie brakowało dokładności w najważniejszych momentach, ale zagrożenie dało radę stworzyć. Dwa razy zza pola karnego tuż obok słupka celowali Princewill Okachi i Velijko Batrović.
Ale znane przysłowie mówi: „Do trzech razy sztuka”. W 20. minucie po strzale Krystiana Nowaka z 11. metrów piłka skozłowała tuż przed bramką. Radosław Janiukiewicz instynktownie sparował ją przed siebie, czym wywołał zamieszanie w polu karnym. W końcu do pozycji strzeleckiej dopadł Eduards Visnakovs, który uderzeniem z półobrotu z 13. metrów nieoczekiwanie otworzył wynik spotkania. To ósmy gol Łotysza w tym sezonie.
Pogoń zabrała się do pracy dopiero w ostatnim kwadransie. Zareagował także Dariusz Wdowczyk. Już w 35. minucie posłał na ławkę zawalającego każdą akcję Bartosza Ławę, a w jego miejsce pojawił się Herve Tchami. Kameruńczyk tchnął odrobinę ożywienia w ofensywne poczynania „Portowców”. 180 sekund po wejściu wyskoczył do dośrodkowania Jakuba Bąka z prawej strony i gdyby nie refleks Macieja Mielcarza, kto wie, czy nie mielibyśmy zmiany rezultatu. Nie ulega wątpliwości, że szczecinianie poczynali o wiele lepiej niż na początku. Po kilku wskazówkach w szatni i chwili odpoczynku, byli zdolni błyskawicznie doprowadzić do wyrównania. Nikt jednak nie przypuszczał, że o losach spotkania zadecydują dwie minuty, chyba najbardziej kuriozalne w tym sezonie.
Dzisiejszy wyczyn Kevina Lafrance'a będą w Łodzi wspominać jeszcze długo. Haitańczyk raczej nie czytał „Pana Tadeusza”, ale sobotniego popołudnia wcielił się w rolę Księdza Robaka. Najpierw narobił szkód. Chcąc wybić nieudaną wrzutkę Takamufiego Akahoshiego, wrzucił futbolówkę kolanem prosto do własnej bramki. W ten oto sposób zapisał na koncie drugą bramkę samobójczą. A kibicom miejscowych przypominały się już wypuszczone z rąk wygrane z Cracovią i Zagłębiem.
Ale nie tym razem, bo Lafrance nie potrzebował wiele czasu na rachunek sumienia. Za chwilę kapitalnie zamknął na dalszym słupku dośrodkowanie Batrovicia z rzutu wolnego, z prawej strony boiska. Wcześniej wygwizdany, został bohaterem.
Do końcowego gwizdka pozostawało jeszcze wiele czasu. Szczecinianie nie powiedzieli bowiem ostatniego słowa, szybko poukładali grę i przejęli inicjatywę. Widzew nie miał już siły atakować, ograniczył się do obrony, skąd jednak momentami miał kłopot oddalić zagrożenie od własnej bramki. W 70. minucie Maksymilian Rogalski usiłował zmieścić piłkę pod poprzeczką z rzutu wolnego. Ostatecznie trafił wprost w górną część bramki, co doprowadziło do zamieszania w polu karnym. Koniec końców Mielcarz zdołał wyjść z opresji.
Ambitnie walcząca Pogoń miała prawo wierzyć do końca. Tym bardziej, kiedy na sześć minut przed końcem Marcin Kaczmarek obejrzał drugą żółtą kartkę. Nadzieje gości (i nerwy widzewiaków) potęgowały śmiechu warte wypada Mielcarza z bramki. Bramkarz łodzian puszczał bramki w dosłownie każdym spotkaniu rundy jesiennej. Dzisiaj miał więcej szczęścia, ale nadal wyglądał, jakby pomylił boisko piłkarskie z salą baletową.
Widzew odpowiedział jeszcze sparowanym przez Janukiewicza uderzeniem Krystiana Nowaka. Mimo to młody pomocnik Widzewa był dzisiaj zdecydowanie najgorszym zawodnikiem na boisku. Tracił wszystko co się dało.
Pogoń do końca szturmowała skrzydłami licząc na wpadkę Mielcarza. Nie doczekała się. Poległa po raz pierwszy na wyjeździe w tym sezonie.