menu

Ruch znowu na remis z Lechią. Słaby mecz i piękne gole w Chorzowie

26 lipca 2013, 19:47 | Marcin Szczepański

Świetny prezent na jubileuszowy, 100-tny występ sprawił sobie przed własną publicznością kapitan Ruchu Chorzów, Marcin Malinowski. Co prawda to Deleu pierwszy zdobył piękną bramkę dla Lechii, ale to popularny "Malina" został bohaterem Niebieskich, popisując się jeszcze piękniejszym uderzeniem na wagę kolejnego w tym sezonie punktu.

Zobacz więcej zdjęć z meczu Ruch - Lechia!

W Chorzowie znowu oglądaliśmy mecz na remis. Tym razem jednak, w odróżnieniu do spotkania z Lechem sprzed tygodnia, punkt nie może satysfakcjonować Niebieskich, którzy mieli w spotkaniu z Lechią więcej szans na przechylenie szali zwycięstwa na swoją stronę.

Zaczęło się znowu źle dla Ruchu. Tym razem jeszcze szybciej niż w meczu z Kolejorzem, bo już w 3. minucie to Lechia objęła prowadzenie, po pięknym uderzeniu w samo okienko Brazylijczyka Deleu. Wśród chorzowskich fanów znów odżyły koszmary słabego początku spotkania, a dosyć liczna grupa fanów z Gdańska wybuchnęła radością.

Tym razem jednak Ruch za odrabianie strat wziął się od ręki. Kiedy przed tygodniem Vojo Ubiparip otwierał dopiero wynik spotkania bramką dla Lecha, dzisiaj to bohater Niebieskich z tamtego spotkania, kapitan Marcin Malinowski ponownie wziął na swoje barki ciężar odpowiedzialności za wynik. Popularnego "Malinę" składającego się do strzału na 25. metrze próbował zablokować jeszcze Daisuke Matsui, ale jego rozpaczliwa interwencja na nic się zdała, bo po atomowym uderzeniu zawodnika w samo okienko Mateuszowi Bąkowi nie pozostało nic, jak tylko wyciągnąć piłkę z siatki.

Lechia próbowała od razu odpowiedzieć, ale z zamieszaniem pod bramką lepiej lub gorzej, ale radzili sobie defensorzy. Z czasem to Ruch zaczął dochodzić do głosu i atakować coraz śmielej, ale do przerwy żadna ze stron nie stworzyła już sobie dogodnej okazji.

Ciekawiej zaczęło się robić po przerwie, kiedy spiker ogłosił, że na trybunach zasiada były trener Ruchu, a obecnie selekcjoner reprezentacji Polski, Waldemar Fornalik. Podziałało to jakby mobilizująco na gospodarzy, którzy stworzyli sobie kilka dogodnych sytuacji. W 47. minucie wydatnie pomogła defensywa Lechii, ale błędu Jarosława Bieniuka i Mateusza Bąka nie wykorzystał Pavel Sultes, który nie trafił na niemal pustą bramkę. Chwilę później sytuacji sam na sam z bramkarzem gości nie wykorzystał Filip Starzyński.

Na przebudzenie Lechii trzeba było czekać do 60. minuty, kiedy najpierw Deleu, którego strzał obronił Krzysztof Kamiński, a chwilę później Piotr Wiśniewski, który jednak uderzył w dogodnej sytuacji bardzo niecelnie. W 78. przebłysk miał niewidoczny przez większość spotkania Japończyk Matsui, który ograł obrońców w polu karnym i wyłożył piłkę do Piotra Grzelczaka, który jednak niecelnie uderzył z półwoleja. Grzelczak na boisku pojawił się w przerwie, zastępując młodego Damiana Kugiela, na którego postawił Michał Probierz. Ten jednak nie odwdzięczył się dobrą grą i został zmieniony już po 45. minutach, ale Grzelczak również nie spełnił pokładanych w nim nadziei.

Stadion w Chorzowie ożywił się ponownie w 80. minucie, jednak nie z powodu akcji meczowej, a... zmiany. Na boisku pojawił się bowiem Łukasz Surma, który po latach ponownie zawitał w Ruchu i dzisiaj zaliczył swój ponowny debiut w niebieskich barwach. W doliczonym czasie gry swoje sytuacje mieli jeszcze Grzelczak i Zieńczuk, ale wynik się już nie zmienił.

Ci, którzy spodziewali się strzelaniny, jak w poprzednim meczu obu zespołów zakończonym wynikiem 4:4, mógł czuć się rozczarowany. Dzisiejsze spotkanie wyraźnie obnażyło słabość w ofensywie zarówno Ruchu jak i Lechii. W zespole gospodarzy nie sprawdził się grający na szpicy Pavel Sultes. Gdańszczanie nie mogą być z kolei zadowoleni ani z młodego Kugiela, ani też ze swojego "samuraja", który po raz kolejny potwierdził, że nie jest typem sprintera, zrywającego się do każdej piłki.

Po dwóch kolejkach rozgrywek Ekstraklasy Ruch i Lechia ciągle są niepokonane. Niejeden zespół pokazał już jednak, że na samych remisach daleko się nie zajedzie i dzisiejsi rywale bardzo szybko muszą zdać sobie z tego sprawę.


Polecamy