Ricardo Sa Pinto szuka winy, ale nie u siebie. "Każdy ma linię obrony, zwłaszcza pod presją"
Lotto Ekstraklasa. Legia Warszawa przegrała z Lechem w Poznaniu 0:2 (gole Nikoli Vujadinovicia w 8. min i Christiana Gytkjaera w 79 z karnego) i po dwóch porażkach z rzędu traci już siedem punktów do pierwszej Lechii Gdańsk. - Do końca jeszcze 14 kolejek, więc paniki nie ma. Ale na razie legioniści nie zachwycają - ocenił były pomocnik stołecznego klubu Tomasz Sokołowski.
- Nasza gra wyglądała całkiem dobrze do momentu podejścia do pola karnego rywala. Tam podejmowaliśmy złe decyzje. Powinniśmy częściej strzelać. Ale Lech nie zrobił wystarczająco dużo, by wygrać ten mecz - podsumował sobotni hit Lotto Ekstraklasy (jak się okazało, tylko w teorii) trener Legii Warszawa Ricardo Sa Pinto. Portugalczyk nie zgodził się, że lechici byli lepsi. - Gol po stałym fragmencie gry był przypadkowy, a rzut karny podyktowany po kontrowersyjnym faulu - dodał.
- Mogę się tylko uśmiechnąć - skwitował przytoczone słowa trener Lecha Adam Nawałka.
Za to Sa Pinto wciąż szukał winnych. Tydzień temu po porażce z Cracovią przyczyn upatrywał w kiepskim stanie murawy. W sobotę, jakby mało było tego, co powiedział podczas konferencji, już po niej w rozmowie z oficjalną stroną internetową klubu uzupełnił: - Przy wyniku 0:1 powinniśmy mieć rzut karny po faulu na Sebastianie Szymańskim. Oglądaliśmy tę sytuację wiele razy i nie mamy wątpliwości, że był faulowany. To kolejny raz, kiedy system VAR nie został wykorzystany właściwie. To niewiarygodne... Tak jak wspominałem przed meczem, chciałbym, żeby sędziowie byli sprawiedliwi i traktowali obie drużyny w ten sam sposób. Nie oczekuję niczego nadzwyczajnego.
Na Twitterze odpowiedział prezes PZPN Zbigniew Boniek: „Proszę przekazać Trenerowi, że była weryfikacja. Po prostu nie było żadnego faulu”.
Proszę przekazać Trenerowi, ze była werifikacja. Po prostu nie było żadnego faulu.— Zbigniew Boniek (@BoniekZibi) 23 lutego 2019
- Każdy ma jakąś swoją linię obrony, zwłaszcza pod presją, a Legia się pod nią znalazła - ocenił pomocnik stołecznego klubu z drugiej połowy lat 90. i na początku XXI wieku Tomasz Sokołowski. - Może faktycznie lechici nie wykreowali super sytuacji, ale bez przesady. Legia też miała stałe fragmenty gry, tylko nie potrafiła ich wykorzystać, ewentualnie nie miała tyle szczęścia. Do tego Dominik Nagy popełnił błąd, faulując rywala. Czasem takie mecze się zdarzają i trzeba wykorzystać, co się ma, jak Lech.
Brak sytuacji w ofensywie to jedna z aktualnych bolączek mistrza Polski.
- W trzech spotkaniach legioniści nie zachwycili. O ile przeciwko Wiśle stworzyli kilka sytuacji, to z Cracovią i Lechem nie wyglądało to dobrze. W obu ostatnich spotkaniach stracili cztery gole i nie strzelili żadnego. Brakuje im kreatywności w grze ofensywnej. Poza tym indywidualnie i zespołowo Legia nie funkcjonuje jak w poprzedniej rundzie. Swoje robi duża rotacja i zmiana pozycji, stosowane przez Sa Pinto. Przez to brakuje odwagi i szybkości przy podejmowaniu decyzji - podsumował Sokołowski.
Przykład? Michał Kucharczyk. W Płocku zagrał na prawej obronie. Z Cracovią nie było go w kadrze meczowej. Z Lechem zagrał na lewym skrzydle... Na skrzydle bez błysku kolejny raz prezentował się sprowadzony zimą Salvador Agra. Carlos Lopez, który pierwszy raz w tym roku zagrał w pierwszym składzie sprawiał wrażenie, jakby nie wiedział, co robić. Sebastian Szymański w pojedynkę próbował, ale większość akcji z łatwością przerywali lechici. Ponadto w grze gości było dużo niedokładności.
W tym roku mistrz Polski zdobył tylko trzy punkty. Do prowadzącej w tabeli Lechii Gdańsk traci już siedem. W piątek podejmie Miedź Legnica (godz. 20.30).
Sebastian Szymański po meczu Lech - Legia: Momentami nie wiedzieliśmy co zrobić z piłką