Reus dał Borussii zwycięstwo, ale nie awans. Real w półfinale Ligi Mistrzów
Borussia Dortmund była bliska odrobienia strat z pierwszego meczu z Realem Madryt, ale ostatecznie po trafieniach Marco Reusa wygrała tylko 2:0 i jednej bramki zabrakło jej chociażby do dogrywki. "Królewscy", grający bez kontuzjowanego Cristiano Ronaldo, zaprezentowali się słabo i mogą odetchnąć z ulgą, że udało im się zachować przewagę z pierwszego meczu.
Przed spotkaniem sytuacja była prosta: w Madrycie wiedzieli, że to nie koniec i po prostu trzeba będzie spokojnie rozegrać dzisiejszy mecz. Z kolei w Dortmundzie musieli niejako liczyć na cud, przypominając sobie pierwsze starcie sprzed tygodnia. A jeżeli nie cud, to przynajmniej zespół Kloppa musiał dać dziś z siebie o wiele więcej niż zwykle.
Tak też było. Z pasją w grze ruszyła na Real Borussia, szukając słabego punktu w defensywie gości z Madrytu, natomiast „Królewscy” cały czas starali się uspokajać grę i w ogóle nie było im w głowie forsować tempa. W końcu to jednak oni stworzyli pierwszą groźną akcję. Podopieczni Ancelottiego rozegrali piłkę, która ostatecznie trafiła do Coentrao, ten dośrodkował – tę centrę zablokował Piszczek… a sędzia wskazał na wapno. Futbolówka trafiła w rękę reprezentanta Polski, ale oczywiście pojawiły się kontrowersję, czy to się na rzut karny kwalifikowało. Dyskusje szybko się zakończyły, bo z jedenastu metrów fatalnie pomylił się Angel Di Maria, który przy okazji strzału się delikatnie poślizgnął, a jego uderzenie wybronił Weidenfeller. Od tego momentu Real wrócił do gry na stojąco, co zamierzała wykorzystać Borussia, atakując jeszcze odważniej. W zdobyciu goli musieli im jednak pomóc zawodnicy z Madrytu.
Znajdującą się powietrzu piłkę głową starał się zgrać Pepe, ale zrobił to tak niedokładnie, że ta trafiła do Reusa, który minął wychodzącego z bramki Casillasa i umieścił futbolówkę w siatce. Niemiec zdołał to uczynić jeszcze raz. W tej sytuacji gospodarzom bardzo pomógł Illarramendi i zatrzymajmy się chwilę na dzisiejszym występie Baska. Występie fatalnym – straty i niecelne podania. Do tego, zanim dortmundczycy strzelili pierwszą bramkę, pokazał, że zupełnie nie można było dzisiaj na niego liczyć. Miał zastawić piłkę i pozwolić jej opuścić boiska, a tymczasem Lewandowski zdołał jej zgarnąć i odegrać do Reusa, który poradził sobie w polu karnym i wystawił futbolówkę Mkhitaryanowi, który jednak niesamowicie spudłował. Jak już wspomnieliśmy, Illarra popełnił również błąd, po którym Reus zdobył drugą bramkę dla swojej drużyny. Tym razem Bask dostał piłkę w środku pola i tak „odegrał” ją do tyłu, że ta trafiła właśnie do Reusa, ten zagrał do Lewandowskiego, którego strzał po rękach Casillasa obił słupek, ale po chwili to uderzenie dobił wspomniany wcześniej Reus. Mieliśmy 2:0, a piłkarzom „Królewskim” pozostało przemyśleć w szatni swoją grę.
Real na drugą połowę wyszedł z bardziej ofensywnym nastawieniem – podopieczni Carlo Ancelottiego próbowali przejąć kontrolę nad meczem i zdziałać coś w ofensywie. Próbował Bale, dobrą okazję miał Benzema, do którego świetne zagrał Modrić, ale Francuz zaprzepaścił tę sytuację. Skończyło się na próbach, a tymczasem prawdziwe ataki przeprowadzała Borussia. Dwa razy bramkę mógł zdobyć Mkhitaryan, który najpierw minął Casillasa i trafił tylko w słupek, a później w niezłej sytuacji nie dał rady pokonać golkipera „Los Blancos”. Po chwili „Święty Iker” popisał się fantastyczną interwencją, broniąc uderzenie Grosskreutza. „Królewscy” odpowiedzieli strzałem Benzemy, który dał sobie radę na linii pola karnego, ale jego uderzenie wybronił Weidenfeller. Real przebudził się jeszcze raz w samej końcówce, kiedy choćby jego kontratak skończył się szukaniem rzutu karnego przez Bale’a. Zresztą ostatni gwizdek sędziego usłyszeliśmy po tym, jak właśnie Walijczyk postanowił zakończyć inną kontrę „Królewskich” strzałem na bramkę Weidenfellera, ale znów górą był bramkarz gospodarzy.