Remis w Krakowie. Ani Górnik, ani Wisła nie są bliżej utrzymania w ósemce
W 27. kolejce T-Mobile Ekstraklasy Wisła Kraków zremisowała u siebie z Górnikiem Zabrze 1:1. Dla gospodarzy trafił Wilde-Donald Guerrier, a dla gości Erik Grendel.
Odwaga - to cecha, którą w przeciwieństwie do swojego poprzednika dysponuje Kazimierz Moskal. Gdyby Franciszek Smuda dalej opiekował się Wisłą Kraków, prędzej pozwoliłby zmiennikom zestarzeć się na ławce rezerwowych, niż powierzyłby im zadanie odwrócenia losów spotkania. O jego następcy można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że boi się ryzyka.
Moskal czasem wygrywa - jak wtedy, gdy w przerwie meczu w Białymstoku zdecydował się wpuścić na boisko Wilde-Donalda Guerriera. Czasem traci - w tym samym spotkaniu musiał zaufać Maciejowi Sadlokowi, a zmiennik w samej końcowce popełnił błąd, który kosztował Wisłę zwycięstwo. Przed decydującym dla losów pierwszej ósemki starciem z Górnikiem szkoleniowiec "Białej Gwiazdy" znowu stanął przed wyborem - albo linia najmniejszego oporu, albo ryzykowny zakład. Wybrał to drugie, w miejsce kontuzjowanego Richarda Guzmicsa wstawiając do składu Piotra Żemłę. I mógł pożałować tej decyzji już po minucie z sekundami - nieopierzony stoper koszmarnie rozpoczął swój piąty mecz w ekstraklasie, dając się oszukać Szymonowi Skrzypczakowi. Z całego rozgardiaszu w wiślackiej obronie mógł skorzystać Łukasz Madej, podobnie jak z błędu wtórującego młodemu Żemle Alana Urygi.
Więcej szczęścia miał Wilde-Donald Guerrier - pięć minut po pierwszym gwizdku Haitańczyk urwał się spóźnionemu Romanowi Gergelowi, bez większego trudu przyjął celne dogranie Łukasza Garguły i w ogóle nie przejmując się konwenansami uderzył obok Pavelsa Steinborsa. A przecież jeszcze niedawno Franciszek Smuda zarzekał się, że przez własnego skrzydłowego trafi do szpitala psychiatrycznego - teraz wiele wskazuje na to, że Moskal wolał sam wcielić się w rolę terapeuty i w zaledwie kilka tygodni zrobił z Guerriera kluczowego zawodnika wiślackiej jedenastki.
W piątek stadion przy ulicy Reymonta był jak mały Trójkąt Bermudzki - rozwój wypadków po bramce Guerriera trochę zaprzeczył logice, bowiem zamiast ośmielić piłkarzy Kazimierzy Moskala, szybkie prowadzenie dało im tylko przedwczesny sygnał do odwrotu. Statystyki na koniec pierwszej połowy były dla Wisły więcej niż kompromitujące - czy to strzały, czy posiadanie piłki albo dośrodkowana, Górnik przeważał niemrawych gospodarzy w rozmiarach, które zawodnikom "Białej Gwiazdy" po prostu nie przystoją, a już na pewno nie na własnym boisku. Jeśli już mowa o braku boiskowej logiki - mało kto założyłby się o to, że do gwizdka na przerwę Michał Buchalik pozostanie niepokonany.
Krytykowany za ostatnie spotkania bramkarz miał niewiele do powiedzenia, kiedy z dystansu pudłowali Mariusz Magiera i Roman Gergel, wykazując się dopiero przy okazji płaskiego uderzenia Roberta Jeża z 43. minuty - piłka prześlizgnęła się między nogami Żemły i zatrzymała się dopiero na golkiperze gospodarzy. Fart pomógł mu tylko raz - kilka minut wcześniej Erik Grendel kąśliwie uderzył z ostrego kąta i trafił zaledwie w słupek. Fatalna skuteczność, biorąc pod uwagę fakt, że piłkarze Górnika okupowali połowę należącą do wiślaków niemal przez całą pierwszą połowę, nie spuszczając ich z oka nawet przy nielicznych kontratakach.
Zanim jeszcze zabrzanie w ogóle zawitali pod Wawel, ich wcześniejsze rezultaty dały do zrozumienia, że mogą mieć problemy ze zbliżeniem się do podium ligowej tabeli. W Krakowie przydał im się zawodnik z kilkoma trofeami w piłkarskim CV i odrobiną know-how, jeśli chodzi o walkę o najwyższe cele. Na Słowacji Erik Grendel kolekcjonował mistrzostwa i puchary Słowacji ze Slovanem Bratysława, zaś w piątek wziął pełną odpowiedzialność za poczynania Górnika na stadionie przy Reymonta. A już na pewno za odrabianie strat - w 53. minucie pomocnik przechwycił nieprzemyślane zagranie Arkadiusza Głowackiego, nawinął sobie Dariusza Dudkę i huknął w samo okienko bramki Buchalika.
Wisła męczyła się z odpowiedzią na cudowne uderzenie Słowaka - bez towarzystwa Semira Stilicia duet Barrientos-Guerrier nie był w stanie dowodzić atakami gospodarzy. Na ripostę zdobył się dopiero ten drugi, po przytomnej piłce od Rafała Boguskiego obijając poprzeczkę bramki Górnika. Haitańczyk tylko poprzedził żałosną próbę niedoszłego asystenta - mając przed sobą tylko Steinborsa zmiennik "Dziki" spudłował w sposób, który raczej przesądza jego los jako rezerwowego w talii Kazimierza Moskala.
Sam Górnik niczym w odruchu warunkowym od razu skonstruował akcję zakończoną pojedynkiem Jeża z Buchalikiem - golkiper Wisły wyszedł z sytuacji "jeden na jeden" ze Słowakiem obronną ręką, a raczej nogą, odbijając piszczelem płaskie uderzenie pomocnika gości. Sam Kazimierz Moskal nie doczekał się od własnych piłkarzy zadośćuczynienia za dramatyczne końcówki w Warszawie i Białymstoku głównie przez Pawła Brożka - wiślacki snajper dwa razy nie podołał oko w oko ze Steinborsem.
Zdawałoby się, że w czubie ligowej tabeli jest na tyle ciasno i duszno, że piątkowe spotkanie nie może zakończyć się remisem. Nic z tego - po przepięknym golu Grendela już nikt nie pokusił się o bramkę, a Wisła i Górnik solidarnie nie zrobiły nawet małego kroku do podium. Kazimierz Moskal boleśnie odczuł brak Semira Stilicia i Richarda Guzmicsa - zdecydowanie najmniej zasłużony punkt "Białej Gwiazdy" tej wiosny przekłada się na to, że krakowianie przynajmniej do przyszłej kolejki będą przepychać się w wyjątkowo gęstym peletonie ze Śląskiem, Podbeskidziem, Lechią i Górnikiem. Tym samym, dla którego piątkowy remis to marna nagroda za trudy i znoje na boisku "Białej Gwiazdy" - nie da się ukryć, że w sprawiedliwszym świecie zabrzanie w pełni zasłużyliby na trzy punkty.