Remis w Gdańsku. Lechia grała, pan Stanisław dzwonił, a Magiera… wybił okno w Sopocie [RELACJA, ZDJĘCIA]
Lechia Gdańsk nie sięgnęła po trzeci komplet punktów z rzędu. U siebie tylko zremisowała z Górnikiem Zabrze 1:1 (1:1). Mogła nawet – pomimo dobrej gry – przegrać, ale jedenastki nie wykorzystał Mariusz Magiera.
Przedziwny scenariusz miała pierwsza połowa. W piłkę grała głównie Lechia i to całkiem ciekawie dla oka, lecz jako pierwsza straciła bramkę, a tuż przed zejściem do szatni mogła kolejną, gdyby Mariusz Magiera nie kopnął komuś w okno w Sopocie, tylko po prostu skierował piłkę do siatki z jedenastego metra, jak to podręcznik futbolowy przykazał…
Piłkarze Lechii przystępowali do meczu w dobrych nastrojach. Zbudowały je zwycięstwa z Zagłębiem Lubin (3:1) i Jagiellonią Białystok (3:0), a także solidne występy Jakuba Wawrzyniaka i Sławomira Peszki przeciwko Irlandii (2:1), które to przyczyniły się nie tylko do wygranej, ale i awansu Polski na Euro. Przed rozpoczęciem meczu z Górnikiem Wawrzyniak wraz z Peszką oraz Sebastianem Milą, Rafałem Janickim i Grzegorzem Wojtkowiakiem zostali przez Lechię nagrodzeni za godne reprezentowanie klubu. Sami piłkarze natomiast zapewnili, że zrobią dla Lechii wszystko, by dzięki temu dostać zaproszenie na turniej we Francji.
Spośród kadrowiczów tylko Mila i Peszko nie wybiegli dziś w podstawowej jedenastce (pierwszy usiadł na trybunach, drugi na ławce). Pod ich nieobecność prym wiedli za to ci, którzy do reprezentacji na razie aspirują, czyli Maciej Makuszewski i Michał Mak. Obaj w pierwszej połowie uczynili wiele zamętu pod bramką zabrzan. To jednak rywal wyszedł na prowadzenie. W 18. minucie błąd Janickiego wykorzystał Maciej Korzym. Była to pierwsza akcja Górnika i od razu skuteczna.
Nie sposób rzec, żeby Lechię stracony gol jakoś załamał. Nie, wręcz przeciwnie – raczej pobudził do działania. Jeszcze w 29. minucie po świetnej akcji Ariela Borysiuka nie udało się wyrównać. Za to dziewięć minut później piłka już zatrzepotała w siatce. Atak rozpoczął Lukas Haraslin. Decydującym podaniem wykazał się Adam Buksa, a celnym strzałem Makuszewski. Lechia przed wyrównaniem i krótko po nim uczciwie pracowała na swoje. Przyjemnie patrzyło się na to z jaką z swobodą jej zawodnicy wędrują pod szesnastkę Górnika i stwarzają tam zagrożenie. Do pełni szczęścia brakowało im czasem paru centymetrów albo po prostu siły przy próbach strzeleckich.
I gdy tak Lechia czarowała, to nagle na parę sekund przed zejściem do szatni karnego dostał Górnik. Pechowo Romana Gergela zahaczył bowiem Jakub Wawrzyniak. Faul był ewidentny. Decyzja sędziego nie podlegała dyskusji. Wawrzyniakowi pozostały modlitwy, zaciskanie kciuków za broniącego Marko Maricia lub deprymowanie egzekwującego jedenastkę Mariusza Magierę. I miał Wawrzyniak szczęście w nieszczęściu, bo Magiera kopnął wysoko nad bramką, gdzieś za Zaspę, Przymorze, Oliwę i Żabiankę. Chyba aż do samego Sopotu. Pan Stanisław Sętkowski, kibic Górnika znany z rozdawania kogutów za dobre mecze, tym razem nie zadzwonił swoim dzwonkiem, chociaż wcześniej trząsł nim często w podzięce za gola Korzyma i parę udanych akcji obronnych.
Druga połowa była zdecydowanie mniej atrakcyjna. Prawdę mówiąc, to nie działo się w niej nic nadzwyczajnego. Podania były raczej mierne, uderzenia zaś anemiczne. Nawet Peszko, który wszedł w 62. minucie, nie dał rady rozruszać towarzystwa. Skończyło się zatem na wyniku z pierwszej połowy. Czy remis kogokolwiek zadowala? Lechię na pewno nie. Górnika bardziej, chociaż pamiętajmy, że mimo słabej gry miał wyborną okazję na 2:1 i jej nie wykorzystał.