Pierwsza połowa raczej nie ożywiła kibiców. No, może poza "incydentem" z jednym panem, który niespodziewanie pojawił się na murawie. Tempo spotkania było tak senne, że służbom porządkowym zajęło przeszło 2-3 minuty, by zorientować się w sytuacji i usunąć nieproszonego gościa.
Zaledwie jeden celny strzał (w dodatku anemiczny) nie mógł zaskoczyć Matusa Putnocky'ego. Ale w Ekstraklasie widzieliśmy już wiele spotkań, które po zmianie stron były znacznie lepsze niż pierwsza połowa. Na to liczymy też i teraz.