Reforma miała krzywdzić wszystkich, a tymczasem... [KOMENTARZ, ANALIZA]
Na reformie T-Mobile Ekstraklasy wieszano psy jeszcze zanim liga w ogóle ruszyła. Wszyscy krzyczeli, że niewiele to zmieni, a dzielenie punktów jest niesprawiedliwe i skrzywdzi pół ligi. Znajdujemy się na finiszu rozgrywek i... okazuje się, że nie skrzywdziła nikogo.
fot. Sylwester Wojtas
Skrzywdzony przez los Lech Poznań okradziony z mistrzostwa? Bzdura!
Chyba najczęściej podnoszonym ostatnio zarzutem w stronę reformy jest płacz nad Lechem. Jest on przede wszystkim bardzo widoczny u kibiców Kolejorza, którzy uważają, że Legia wygrała mistrzostwo Polski "na farcie" (no i pomocy sędziów, ale ten zarzut jest takim absurdem, że nie będziemy się do niego odwoływać). Mówi się, że Lech gra zjawiskowo, efektownie, osiąga wyniki i jest w takim gazie, że Real i Atletico uciekłby przed nim z podkulonym ogonem. Kibiców można zrozumieć, bo miłość do klubu przesłania czasem racjonalny pogląd na sprawę. Gorzej jak z takimi wnioskami wychodzą ludzie podający się za ekspertów.
Ludzie, którzy widzieli w Lechu mistrza (vide Krzysztof Przytuła) mieli/mają bardzo wąski pogląd na ligę. Zapomina się o tym, że Kolejorz ma za sobą tak naprawdę średni sezon, który został uratowany w dużej mierze dzięki marności reszty przeciwników. Przypomnijmy, że podopieczni Mariusza Rumaka, który zresztą w pewnym momencie sezonu niemal stracił pracę, z pewnością nie zaczęli z wysokiego "C". Zajmowali nawet miejsca tak niechlubne dla Lecha jak dziesiąta, dziewiąta, ósmą i siódma lokata. Bardzo długo wałęsali się na krawędzi grupy mistrzowskiej, a zatem na miejscach 6/5. Na podium wskoczyli dopiero po 26. kolejce! Gdyby nie było reformy, można by z czystym sercem powiedzieć, że Lech zapewnił sobie miejsce w europejskich pucharach rzutem na taśmę. Tymczasem "farciarska" Legia zeszła najniżej na trzecie miejsce, a od 7. kolejki utrzymuje się na fotelu lidera aż do dzisiaj. Jeżeli ktoś miałby się tutaj poczuć pokrzywdzony, to raczej Wojskowi, którzy przecież po 30 kolejkach zakończyliby sezon z dziesięciopunktową przewagą nad Lechem, który już parę kolejek wcześniej nie miałby nic do powiedzenia.
Spadną najgorsi
Także w dole tabeli nie można powiedzieć, że ktoś jest nadzwyczaj pokrzywdzony. Najdłużej w strefie spadkowej pozostawały trzy zespoły - Zagłębie Lubin, Podbeskidzie Bielsko-Biała i Widzew Łódź. Każda z tych drużyn z osobna irytowała swoją grą, pokazując futbol na tak niskim poziomie, że chyba nikt nie chciał ich dłużej oglądać w Ekstraklasie. "Rycerzami wiosny" zostali piłkarze Podbeskidzia, którzy otrząsnęli się i wreszcie po 30. kolejce ściągnęli Zagłębie do strefy spadkowej, a sami wydostali się z niej. Znowu zatem ciężko powiedzieć, że reforma kogoś skrzywdziła, bo dała tak naprawdę Zagłębiu i Widzewowi cień szansy na uratowanie sezonu. To, że te drużyny z niej nie skorzystały to druga sprawa. Oczywiście liga wciąż gra, ale czy ktoś jeszcze wierzy w to, że Zagłębie odrobi osiem punktów straty do o niebo lepiej prezentującego się Podbeskidzia? Obiektywnie, 1. liga powita najgorsze drużyny z Ekstraklasy, które przez cały sezon regularnie męczyły widzów swoją grą.
Na dokładne podsumowanie reformy przyjdzie pewnie jeszcze czas. Pewne wnioski nasuwają się już jednak same. Miała krzywdzić większość, a w zasadzie nie skrzywdziła nikogo. Tabela z sezonu zasadniczego nie różni się wiele od tej, którą mamy teraz i zapewne będziemy mieć do końca rozgrywek. Najbardziej otwarte pozostaje jeszcze trzecie miejsce, zapewniające grę w eliminacjach do Ligi Europy. W walce o nie są Ruch Chorzów, Wisła Kraków i Pogoń Szczecin, a zatem drużyny, które gdzieś mniej więcej od połowy ligi, miały największe szanse na miejsce pucharowe. Mistrzostwo wygra drużyna najbardziej stabilna, grająca równo i efektywnie. Spadną zespoły, który przegrały najwięcej spotkań, straciły najwięcej goli i grały najgorszy futbol w całej lidze. Reforma nikogo nie skrzywdziła.