Puchar Polski: Raków z szansą na dubler. Pokonana w dogrywce Legia skupi się na lidze
Choć Raków potrzebował dogrywki, ostatecznie przy pełnych trybunach stadionu w Częstochowie pokonał Legię Warszawa 2:1. Goście, dla których honorowe trafienie zanotował Michał Kucharczyk, po czerwonej kartce dla Cafu kończyli mecz w dziesiątkę. Od lidera 1. ligi nie byli lepsi. Smutny debiut Mateusza Praszelika.
fot. Sylwia Dąbrowa
Choć do zakończenia sezonu 2018/2019 w 1. lidze pozostały jeszcze ponad dwa miesiące, Raków Częstochowa ma już awans w kieszeni. Nad drugim ŁKS-em Łódź ma jedenaście punktów przewagi. Teraz może skupić się na rozgrywkach Pucharu Polski, w którym jesienią wyeliminował już Victorię Sulejówek, Lecha Poznań oraz Wigry Suwałki. Grudniowe losowanie przyniosło mu wizytę aktualnego mistrza Polski, Legii Warszawa. Eksperci wcale nie stawiali gospodarzy na straconej pozycji.
W wygraną pierwszoligowca wierzyli także kibice, którzy w komplecie stawili się na stadionie. Starcie Wojskowych z Rakowem oglądało więc na żywo 4200 widzów, stawili się także analitycy reprezentacji Polski, prezes PZPN Zbigniew Boniek, selekcjoner kadry do lat 20 czy prezesi Dariusz Mioduski (Legia) i Rafał Wisłocki (Wisła Kraków).
Nim wszyscy zdążyli zająć swoje miejsca, goście przegrywali już 0:1. Dośrodkowanie Petra Schwarza w kierunku schodzącego z prawego skrzydła Piotra Malinowskiego i doświadczony zawodnik gospodarzy mocno uderzył na bramkę. Futbolówka odbiła się od słupka, niefortunnie także od Radosława Majeckiego, by na końcu spocząć w siatce. Trafienie samobójcze przypisano młodemu golkiperowi Legii, a na trybunach wybuchła radość. Cieszył się także bramkarz Rakowa Jakub Szumski. Przez lata związany ze stołecznym klubem nie miał jeszcze okazji dotknąć piłki, a jego zespół już prowadził.
Golkiper, który w pierwszoligowych rozgrywkach konsekwentnie ustępuje miejsca w bramce Michałowi Gliwie, naprzeciwko siebie miał doskonale sobie znanego ze wspólnej gry w Warszawie Michała Kucharczyka. To właśnie z nim na szpicy Ricardo Sa Pinto chciał zapewnić sobie awans do półfinału Pucharu Polski. Nie była to zła decyzja, gdyż właśnie 27-latek wykorzystał niewymuszony błąd jednego z rywali, wyszedł na czystą pozycję i jeszcze w pierwszej połowie doprowadził do wyrównania.
Na dziesiątce portugalski szkoleniowiec postawił na Kaspera Hamalainena, natomiast na środek obrony powrócił William Remy. Francuz, ze względu na nałożoną przez Komisję Ligi karę, nie może występować w Lotto Ekstraklasie. Nie było jednak przeszkód, by w środowy wieczór pilnował wysokiego Sebastiana Musiolika. Jeszcze wyższym jest obrońca gospodarzy Tomas Petrasek, na tle którego blado wypadał w pierwszej połowie Dominik Nagy.
To właśnie Węgier jako pierwszy opuścił boisko. Już w przerwie został zmieniony przez Carlitosa. Hiszpan miał zintensyfikować ataki Wojskowych, bowiem jego statystyki strzałów z poprzednich minut nie należały do najlepszych. W pierwszej części gry Wojskowi oddali zaledwie jeden strzał na bramkę Szumskiego, niewiele więcej stworzyli sobie sytuacji.
Częściej piłka przebywała pod bramką Majeckiego, ale reprezentant Polski do lat 20 nie popełniał już błędów. Te zdarzały się natomiast jego kolegom z pola. Raków dłużej utrzymywał się przy piłce, groźny był zwłaszcza z ataków skrzydłami. Paweł Stolarski, dla którego był to drugi mecz w 2019 roku, nie raz musiał uciekać się do agresywniejszych zagrań. Arbiter pozostawał liberalny, nie pokazując kartoników.
Swoją politykę kontynuował po przerwie, szalę goryczy przelały dopiero interwencje Cafu w środku pola. Portugalczyk miał sporo pracy również na własnej połowie. Raków poczuł, że tego dnia może zwyciężyć i w drugiej połowie znowu był stroną aktywniejszą. Nie potrafił jednak tego wykorzystać, a do lepszych sytuacji zaczęli dochodzić także zawodnicy Sa Pinto.
Najpierw Szumskiego do trudniejszych interwencji zaczął zmuszać Iuri Medeiros, który próbował zarówno z dalszej, jak i bliższej odległości. Później do ataku włączył się także Carlitos. Gole nie padały, wraz z upływem czasu wizja dogrywki jawiła się coraz realniejszą. Zwłaszcza, że z samego przebiegu gry ciężko było wyłonić lepszy zespół. Zwycięzcę mogła wyłonić jedenastka, której domagali się kibice Rakowa po zagraniu ręką jednego z Legionistów. Prowadzący te zawody Jarosław Przybył po konsultacji z systemem VAR, nie zdecydował się jednak na podyktowanie rzutu karnego.
By poznać trzeciego półfinalistę tegorocznej edycji Pucharu Polski potrzebna była więc dogrywka. Bez niej z Górnikiem Zabrze poradziła sobie Lechia Gdańsk, bez niej we wtorek Jagiellonia Białystok pokonała Odrę Opole. Tutaj starcie było bardziej wyrównane.
Przed doliczonym czasem gdy, bardziej denerwować mogli się kibice Rakowa. Po pierwsze w wyniku urazu boisko opuścił reprezentant Polski rocznika 1998 Marcin Listkowski, po drugie Legia przygotowywana zimą przez Sa Pinto, wydolnościowo wyglądała bardzo dobrze. Na brak sił nie narzekała zwłaszcza w ofensywie, gdzie walczyli świeżo wpuszczeni na boisko Salvador Agra oraz Sandro Kulenović. Jeszcze w drugiej połowie obaj stawali przed strzeleckimi sytuacjami, ale nawet w dodatkowym czasie gry nie potrafili pokonać Szumskiego.
Piłkarze Rakowa Majeckiego z początku nawet nie próbowali. Poza próbą Schwarza, w dogrywce wyraźnie postawili na defensywę i próbowali dotrzymać remisowy rezultat do rzutów karnych. Przeszkodzić miał im w tym Mateusz Praszelik, który zastąpił strzelca jedynego gola dla Legii -Kucharczyka. Dla urodzonego w 2000 roku zawodnika był to oficjalny debiut w pierwszym zespole Legii. Wcześniej u Sa Pinto występował jedynie podczas zimowych sparingów w Portugalii.
Nie miał jednak okazji, bo chwilę po jego wejściu Andrzej Niewulis wykorzystał dośrodkowanie w pole karne i mocnym strzałem wpakował piłkę do bramki Majeckiego. Na tym złe wiadomości dla Legii się nie zakończyły. Drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę obejrzał Cafu.
Zakończyła się więc przygoda z Pucharem Polski Portugalczyka, kilka minut później zakończyła się przygoda całej Legii. Wicelider Lotto Ekstraklasy okazał się słabszy od lidera 1. ligi i co dla podopiecznych Sa Pinto najgorsze, nie było to wielką niespodzianką. To częstochowianie zagrają w kolejnej rundzie, a warszawianom, którzy zwyciężyli te rozgrywki w poprzedniej edycji, pozostało skupić się na lidze.