PSG i Chelsea wyprowadziły po jednym ciosie. Ciąg dalszy nastąpi
Mourinho to jeden z tych szkoleniowców, dla których cel uświęca środki. Nikogo nie powinna więc dziwić zorganizowana defensywnie gra Chelsea nastawiona na remis. PSG zabrakło przede wszystkim szczęścia i odrobiny dokładności, aby przełamać zasieki londyńczyków.
PSG próbowało oddać Chelsea inicjatywę i zagrozić jej kontratakami, ale londyńczycy nie dali się wciągnąć w tę zabawę. Opierali się raczej na długiej piłce i trzymaniu pozycji. Dość powiedzieć, że The Blues oddali tylko dwa celne podania w pole karne paryżan i tylko dwukrotnie uderzyli w kierunku bramki francuskiej drużyny. Lepiej piłką operowali podopieczni Blanca, a szczególnie wysoko grali obaj boczni obrońcy. Czasami to wszystko nie wyglądało jak 4-3-3, a bardziej jak 3-4-3, z Luizem cofniętym do defensywy, a Maxwellem i van der Wielem w roli skrzydłowych. Jednak centry Brazylijczyka i Holendra były mierne – na 8 z nich tylko jedna znalazła adresata w postaci zawodnika PSG.
Trochę z przymusu przeciwko swojemu byłemu klubowi w linii pomocy (nieobecność Motty i Cabaye’a) zagrał David Luiz. I to zagrał całkiem nieźle. Dobrze rozbijał ataki rywali jeszcze w strefie środkowej (3 odbiory), podawał z dużą skutecznością (94%) i nieźle rozrzucał piłkę (10/11 celnych długich podań). Przy okazji był też najczęściej faulującym zawodnikiem (6 razy), a mimo to udało mu się uniknąć żółtej kartki. Brazylijczyk czasami łamał przepisy, ale robił to dość subtelnie i skutecznie. Blanc powinien być zadowolony z postawy swojego podopiecznego.
W PSG jest dwóch zawodników, których zazdrościć może paryżanom każdy klub świata. I nie chodzi tu wcale o Edinsona Cavaniego czy Zlatana Ibrahimovicia, a o Blaise’a Matuidiego i Marco Verrattiego. Obaj swoją niesamowitą ruchliwością sprawili sporo problemów defensywie Chelsea. Francuz szalał po obu stronach boiska (5 odbiorów, 4 kluczowe podania, asysta), popisywał się mobilnością i inteligencją w grze bez piłki. Z kolei Włoch świetnie przenosił piłkę między formacjami, a odebranie mu futbolówki graniczy z niemożliwością. Laurent Blanc ma w pomocy dwa żywe srebra, które w rewanżu mogą zdominować Chelsea, bez względu na to czy ekipie londyńczyków zagra Fabregas, Matić, Oscar czy Mikel.
To był bardzo ważny mecz dla Thibaut Courtois. Po starciach z Manchesterem City i Aston Villą stracił miejsce w składzie na rzecz Petra Cecha, który błysnął w pojedynku z Evertonem. Mourinho jednak na bardzo ważne spotkanie przywrócił Belga do łask, a ten nie tylko nie zawiódł, ale był najjaśniej błyszczącą postacią. Golkiper The Blues obronił 6 strzałów, a kilka parad było naprawdę najwyższej klasy. Numer jeden w bramce Chelsea w wielkim stylu zatrzymywał Ibrahimovicia, Cavaniego czy Matuidiego. Jeśli ktoś zaczynał wątpić w klasę belgijskiego zawodnika, to ten szybko nawrócił go na właściwą ścieżkę. Thibauting powrócił i to w wielkim stylu, w wielkim momencie sezonu.
Przed meczem wiele mówiło się o Edenie Hazardzie, który od kilku lat łączony jest z PSG. Choć skrzydłowy skrzętnie zaprzecza mówiąc, że we Francji osiągnął już wszystko i nie zamierza tam teraz wracać, to media i tak prześcigają się w wymyślaniu kwoty proponowanej przez paryżan. Jak wypadł Belg na tle swojego niedoszłego klubu? Przede wszystkim był sprytnie neutralizowany przez piłkarzy francuskiej ekipy. Gracz Chelsea był faulowany aż 9 razy, co jest rekordem bieżącego sezonu Champions League. Jeśli tylko były piłkarz Lille próbował się rozpędzić, to natychmiast był powalany na ziemię i nie mógł rozwinąć skrzydeł. Tylko jedno kluczowe podanie to jak na Hazarda bardzo przeciętny wynik. Na sędziego wściekał się Mourinho i nie ma co się dziwić. – Inny zawodnik domagałby się kartek, ale Hazard taki nie jest. Sędzia powinien jednak podążać za zasadami gry i karać faulujących zawodników. Pod tym względem szczególnie wyróżniał się Verratti, który faulował reprezentanta Belgii aż trzy razy i za żadne z tych przewinień nie dostał indywidualnego napomnienia.
Gol dla Chelsea to nie lada historia. Oczywiście, trzeba pamiętać, że była to akcja powstała w wyniku stałego fragmentu gry, ale trafienie, przy którym maczali palce trzej obrońcy to niezwykła rzadkość. Po asyście Cahilla ludzie łapali się za głowy – jak to możliwe, że w meczu z udziałem Ibrahimovicia ktoś dogrywa piętą i wcale nie jest to Szwed? Świat na chwilę obrócił się do góry nogami. Niestety dla Chelsea, to zagranie było szczytem możliwości angielskiego defensora we wtorkowy wieczór. To on zawalił gola i sprawiał wrażenie najsłabszego zawodnika bloku obronnego The Blues. Reprezentant Anglii nie zanotował żadnego przechwytu, odbioru czy bloku. O ile powrót Courtois był strzałem w dziesiątkę, o tyle Kurt Zouma powinien spisać się lepiej od Cahilla. W każdym z ostatnich meczów to Francuz wypadał lepiej od Brytyjczyka i z pewnością zasługuje na poważniejszą szansę od Mourinho.
Choć The Special One po meczu twierdził, że wynik wcale nie jest nadzwyczaj korzystny dla jego zespołu, to w głębi duszy z pewnością odczuwał radość. Stamford Bridge wciąż jest twierdzą i na swoim stadionie to The Blues będą faworytem. Z kolei Zlatan i reszta mogą sobie pluć w brodę, że trafili akurat na wielki dzień Courtois, a Blanc powinien zachodzić w głowę, jak przełamać defensywę Chelsea w Londynie.
obserwuj autora na twitterze: filipmfn
polub bloga na facebooku: Spojrzenie z kanapy