Mołdawia-Polska. Anatolii Doros: Nie rozumiem postawy Polaków w drugiej połowie
Anatolii Doros, 28-krotny reprezentant Mołdawii grał w polskiej lidze w Legii Warszawa, Polonii Warszawa i Koronie Kielce. Furory nie zrobił, ale uważa, że u nas wiele się nauczył co zaprocentowało w późniejszych etapach kariery. W Kiszyniowie nie ukrywał zdziwienia postawą naszej kadry w drugiej połowie.
Da się wytłumaczyć porażkę Polski w Kiszyniowie?
Anatolii Doros: Nie rozumiem co grali Polacy po zmianie stron. Piłkarze z wielkich klubów snuli się po boisku. Macie w składzie ludzi z Barcelony, Juventusu, Napoli, Arsenalu i tego nie było widać. Polska spanikowała po stracie pierwszego gola, zmarnowała świetną okazję prowadząc 2:1 i oddała inicjatywę moim rodakom. My więcej biegaliśmy, a jak poczuliśmy szansę z niej skorzystaliśmy. Jestem w szoku, bo dzień przed spotkaniem mówiłem, że wygracie z nami 3:0, może 4:0. Zbyt duża różnica potencjałów dzieli obydwa zespoły, ale… no właśnie – piłka nożna.
W Mołdawii ktoś wierzył w pokonanie Polaków?
Po cichu liczono na remis, ale parę dni wcześniej ograliście Niemców 1:0. Niby szczęśliwie, bo świetnie bronił Wojciech Szczęsny, ale liczy się wynik. Golkiperowi Juventusu nie wyszedł już mecz w Kiszyniowie, zdarza się. W pierwszej połowie się na to nie zanosiło, bo Polska grała bardzo dobrze, mogła wygrywać wyżej. Druga jest dla mnie nie wytłumaczalna, bo prowadzeni przez znanego trenera – Fernando Santosa goście wyglądali jakby się pierwszy raz ze sobą spotkali. W defensywie prezentowaliście się dramatycznie słabo. Rozdawaliście nam prezenty. Ion Nicolaescu z nich korzystał, a przy okazji potwierdził, że jest dobrym napastnikiem i stać go na występy w lepszym klubie niż Beitar Jerozolima. Spotkanie z Polską na pewno pomogło wypromować kilku reprezentantom Mołdawii, może trafią do lepszych lig.
Jak oceniasz postawę Roberta Lewandowskiego?
W pierwszej połowie wykonał swoją robotę, zdobył gola, był aktywny. W drugiej nie był obecny, nie pomagał drużynie. Od niego zawsze wymaga się więcej, uważam, że zawiódł jako piłkarz i kapitan. Jego występ w Kiszyniowie wzbudził ogromne zainteresowanie, u nas wiele osób szaleje na punkcie tego świetnego napastnika. Po meczu Lewy rozdał wiele autografów dzieciakom co na pewno zostanie na długo zapamiętane. Mecz z Mołdawią pokazał, że kapitan reprezentacji Polski nie jest jej liderem. Chyba waszej kadrze brakuje takich postaci jak charyzmatyczny Artur Boruc, mój kolega z czasów Legii Warszawa. Na pewno jednak Polska dysponuje potencjałem na zajęcie pierwszego miejsca w grupie eliminacji Euro 2024. Może ta porażka z nami dobrze na was zadziała.
Mołdawia jest w stanie włączyć się do walki o awans?
Długo czekaliśmy na wygraną o punkty, w końcu się doczekaliśmy. Siergiej Kleszczenko odmładza drużynę narodową, ma na nią fajny pomysł, ale my nie możemy się równać z takimi krajami jak Polska. Cieszymy się, że nasz czołowy piłkarz gra regularnie w Olympiakosie Pireus, a wy macie mistrzów Hiszpanii, Włoch, Holandii, Grecji, wicemistrza Anglii, zawodników Juventusu. Do tego dochodzą piękna infrastruktura, stadiony, otoczka wokół piłki. U nas nie ma takiej presji wyniku, ale Mołdawia i Polska są innymi futbolowymi światami. Piłka nożna daje jednak możliwość tym dużo słabszym pokonywać silniejszych. W tym sporcie na stojąco ciężko wygrywać.
Jak wspominasz swój czas spędzony w Polsce?
Dużo się nauczyłem, ukształtowałem jako piłkarz. Nie dostawałem zbyt wiele szans, tak wyszło, czasu jednak nie marnowałem. Poznałem wspaniałych ludzi jak Artur Boruc, Marek Saganowski, Grzegorz Piechna, Paweł Golański, zostawiłem przyjaciół. Wybieram się do was przy okazji rewanżu Polski z Mołdawią i na pewno trochę czasu spędzę w Warszawie i Kielcach, miastom darzonym przeze mnie sentymentem.
Rozmawiał Jaromir Kruk