Pogrom w Krakowie! Górnik zaczął, później strzelała już tylko Wisła
W ostatnim sobotnim meczu 31. kolejki Ekstraklasy Wisła Kraków wysoko pokonała Górnika Zabrze (4:1). Na prowadzenie już w 2. minucie wyszli goście, ale potem bramki zdobywali już tylko podopieczni Kazimierza Moskala.
Zaledwie miesiąc po najokropniejszym meczu wiślackiej wiosny zapowiadało się na to, że Górnik znowu przyjedzie pod Wawel zrobić z piłkarzy Kazimierza Moskala swoich zakładników i odpłacić się za nie do końca zasłużony remis z kwietnia. Tym razem zabrzanie nie potrzebowali mobilizującego kopa w postaci bramki dla rywali, żeby wziąć się do pracy - na pierwsze minuty sztab szkoleniowy Górnika uknuł mały blitzkrieg, który skończył się pierwszą bramką w mgnieniu oka. Mariusz Magiera kręcił i kręcił obrońcami na lewej flance, w najdogodniejszym momencie posyłając płaskie podanie - do piłki pierwszy doszedł Roman Gergel, rozgościł się w polu karnym gospodarzy i na mniej niż 180 sekund po rozpoczęciu spotkania mocno zawinął obok Michała Buchalika, prosto do jego bramki. W chwilach trwogi Wisła Franciszka Smudy chowała się do głębokiej nory - Wisła jego następcy Kazimierza Moskala gra wet za wet i błyskawicznie zripostowała Górnika. Miłe wspomnienia o dwóch bramkach Adama Dancha sprzed roku raczej przeważy trauma, bo w sobotę kapitan zabrzan niepewną interwencją doprowadził do tego, że zagranie Macieja Jankowskiego zatańczyło między defensorami i spadło pod nogi Rafała Boguskiego. Wiślak nie miał czasu na kalkulacje i załatwił gospodarzom wyrównanie, bez skrupułów uderzając w dalszy róg bramki, poza zasięgiem Pavelsa Šteinborsa. Piorunujące pięć minut na boisku rozegrało się w świdrującej ciszy na trybunach - kibice obu drużyn uczcili pamięć zamordowanego pseudokibica z Knurowa, zawieszając doping na pierwszy kwadrans spotkania.
Niskie morale w obozie "Białej Gwiazdy" też zwiastowało dominację Górnika, tymczasem piłkarze dotrzymali danego słowa i w repertuarze na mecz z zabrzanami zmieścili więcej niż trochę motywacji i zaangażowania. Jak na złość wiślakom, bliżej kolejnych goli byli górnicy - w 22. minucie Arkadiusz Głowacki położył się między Szymonem Skrzypczakiem a piłką, dzięki czemu napastnik Górnika nie doszedł nawet do wyśmienitej okazji. Później mały prezent Ołeksandrowi Szeweluchinowi sprawił Boban Jović, ale sąsiedzi w ligowej tabeli schodzili do szatni bez goli. Co innego już po przerwie - Kazimierz Moskal dołączył do chlubnego grona szkoleniowców, którzy w obecnej kolejce byli w stanie obdarować swoich piłkarzy niemal magicznymi mocami w trakcie krótkiej pogadanki po pierwszej połowie. Prowadzenie wiślacy zawdzięczają Łukaszowi Gargule - to on przedłużył uderzenie Macieja Jankowskiego i piłka wturlała się obok słupka bramki. Górnik nawet nie był w stanie zareagować na utratę gola, gdy "Jankes" odnotował drugą asystę i zaserwował dokładne dogranie Łukaszowi Burlidze. "Bury" z gracją ligowego wyjadacza nawinął obrońcę i zmusił Šteinborsa do wyciągnięcia piłki z własnej siatki trzeci raz tego wieczoru.
Krakowianie wkraczają w rundę finałową z wieloma zmartwieniami - dzięki wygranej z Górnikiem z pola widzenia na pewno zejdzie wielka pięta achillesowa drużyny Franciszka Smudy i ery "wczesnego Moskala", czyli wykorzystywanie atutu własnego boiska. Przed sobotą Robert Warzycha życzył sobie podobnego meczu, co ostatnio - w zamian dostał koszmar niczym z najstraszniejszych snów, a zabrzanie do końcowego gwizdka tylko przyjmowali kolejne ciosy. Semir Stilić ostatnio niedomagał, lecz gdy już został wpuszczony na boisko, potrzebował zaledwie trzech minut, żeby zagrać Pawłowi Brożkowi na nos w sposób, który zagwarantował bramkę "Brozia" głową, kiedy stadionowy zegar pokazywał 66. minutę. Dwa kwadranse gry, parę prób Górnika (wliczając groźną główkę zmiennika Armina Ćerimagicia, ze sporym refleksem wybitą przez przytomnego Buchalika) i kilka pozdrowień dla nieobecnego na boisku Radosława Sobolewskiego później było już po wszystkim - Wisła przypieczętowała osobliwy "trójmecz" z zabrzanami, na deser notując najwyższe zwycięstwo od... jesiennego pogromu na stadionie przy ulicy Roosevelta.