Dietmar Brehmer: Na stanowisku trenera każdy musi być w pewnym sensie świrem
Absolutnie opowiadam się za powrotem do grania, bo jeśli teraz to kiedy? Mamy czekać na znalezienie szczepionki – mówi były asystent Kosty Runjaica w Pogoni Szczecin.
fot. Daniel Trzepacz/pogonsportnet.pl
45-letni Brehmer to były piłkarz śląskich klubów, najdłużej związany z Polonią Bytom. Po zakończeniu kariery piłkarskiej rozpoczął trenerski etap. Prowadził już kilka razy samodzielnie kluby (na południu Polski). Przed rozpoczęciem sezonu 2018/19 przyjął propozycję Pogoni Szczecin i został asystentem Kosty Runjaica. Po zakończeniu jesieni 2019 zdecydował się odejść i objąć posadę trenera pierwszoligowej Odry Opole, mocno zagrożonej spadkiem. Wiosną ze swoim nowym zespołem przegrał 2:4 w Olsztynie, a następnie wygrał 1:0 z GKS Bełchatów. Drużyna nadal jest w strefie spadkowej.
Jak trener traktuje ewentualne wznowienie rozgrywek - niepotrzebne ryzyko, ryzyko, które warto podjąć czy kolejne doświadczenie?
Dietmar Brehmer: Absolutnie opowiadam się za powrotem do grania, bo jeśli teraz nie podejmiemy ryzyka zdrowotnego, organizacyjnego, to kiedy? Jeśli nie posiądziemy doświadczenia związanego z funkcjonowaniem w czasie epidemii, to nie zaczniemy za miesiąc, nie zaczniemy jesienią, a nawet za rok. I będziemy czekać na znalezienie szczepionki. Ale co wtedy będzie się działo w polskiej czy światowej piłce? Tego nikt nie wie. Warto podjąć ryzyko zachowując zasady bezpieczeństwa, zasad sanitarno-higienicznymi, trzeba poddać się testom. Trzeba grać, grać i testować. Jeżeli komuś przytrafi się wynik pozytywny to trzeba wdrożyć procedury takie, jakby był kontuzjowany, czyli odseparować od zespołu, a drużyna gra dalej. Ludzie pracują w różnych miejscach – na kopalniach, w hutach, sklepach, w służbach mundurowych czy w służbie zdrowia i wszyscy biorą na siebie ryzyko. A piłkarze chcą dać trochę przyjemności tym ludziom, a przy okazji wykonywać swój zawód, który kochają.
Dla trenera ta przerwa była spokojna czy nerwowa, bo sytuacja Odry wcale nie jest różowa, a start wiosny perfekcyjny też nie był?
Generalnie zachowywaliśmy spokój. Pierwsza decyzja PZPN była taka, że jakbyśmy już nie grali, to zachowane zostaną obecne tabele. Ale dla mnie to było nie do przyjęcia i wydaje mi się, że większość chce iść w kierunku, by te sezony dokończyć. Prezes Boniek też jakby zmienił optykę – na koronawirusie ktoś może wygrać, ale lepiej żeby nie było przegranych. Oczywiście w Opolu nikt nie był przygotowany na obecną sytuację, ale przechodzimy to dość spokojnie. Mieliśmy rozmowy o obniżeniu kontraktów i wszyscy podpisali stosowne dokumenty. Nie wszyscy stracili taki sam procent zarobków, bo to by było trudne do osiągnięcia. Ale każdy się dogadał, trenujemy w komplecie, tak jak PZPN i przepisy państwowe pozwalają. A co do startu wiosny – porażka i zwycięstwo to nie jest złe osiągnięcie. Średnia punktowa na mecz dałaby nam spokojne utrzymanie. Przerwę w treningach dobrze znieśliśmy, choć tego kontaktu z piłkarzami bardzo brakowało. Wolny czas udało mi się sensownie zagospodarować, bo poświęciłem się na doszkalanie języków, czytanie książek - na co brakowało czasu w normalnym trybie pracy.
Mocno Pan odczuł przeskok między dobrze zorganizowanym klubem z ekstraklasy a pierwszoligową Odrą?
Różnice są i to bez dwóch zdań, bo przecież Pogoń jest wręcz wzorcowo zorganizowana, co się wiąże z większym budżetem i większymi możliwościami, aczkolwiek muszę powiedzieć, że jestem mile zaskoczony, jak to w Opolu funkcjonuje. Warunki bazowe są podobne – do dyspozycji mam boisko i stadion. Nie jest to obiekt na miarę takiego, który powstaje w Szczecinie, ale nie narzekam. Mój sztab też liczebnie jest podobny, bo mam 10 pomocników. I też doceniam ich wysoką jakość merytoryczną, bo przyjemnie się współpracuje. Odra – podobnie jak Pogoń – jest głównym klubem województwa. Może Opolskie to nie jest tak duże jak Zachodniopomorskie, ale podkreślam dobrą organizację tutejszego klubu.
W Szczecinie mógł grać Pan o medal, a podjął się trudnego zadania w Opolu. Tęsknota za samodzielną pracą czy inne czynniki na to wpłynęły?
Kilka czynników o tym zadecydowało. Jednym z kluczowych było to, że przy otrzymaniu tej propozycji zacząłem się zastanawiać, czy pracując bliżej żony i domu nie wzrośnie mój psychiczny komfort, bo jednak w Szczecinie byłem sam. Praca była fajna, sztab trenerski fajny, atmosfera cały czas była dobra, szczególnie w tym ostatnim okresie, bo wyniki pozwoliły nam być w czubie tabeli, to jednak czegoś brakowało. Propozycja z Opola była konkretna, zastanowiłem się, porozmawiałem z trenerem Runjaicem i za jego zgodą rozwiązałem kontrakt z Pogonią, który miał jeszcze obowiązywać do końca przyszłego sezonu. Tak znalazłem się w Odrze. Nie żałuję. W Szczecinie przeżyłem super chwile, rozstaliśmy się wzorcowo, a za mnie przyszedł do Pogoni fajny trener. Wiem, że dobrze się dogadują z trenerem Runjaicem.
Świetny wizerunek trenera Kosty. Może jednak, by trener coś w tym szkoleniowcu zmienił, by był perfekcyjny?
(śmiech) Ja mogę o swoich słabych stronach mówić, a czasami brakuje mi cierpliwości. Trener Runjaic to jest trener Runjaic. Jest jaki jest. Realizuje się w Szczecinie, tu znalazł swoje miejsce i dobrze się czuje. Też mieszka bez rodziny, choć częściej niż mi udawało się odwiedzać najbliższych. Połączenia lotnicze z Berlina do Frankfurtu były dość dobre. Każdy trener ma elementy do których mocniej przykłada wagę, a trener Runjaic zwracał uwagę na szczegóły, wizualizację, różne graficzne elementy i motywację zawodników. Ktoś może powiedzieć, że taka dbałość to minus, a ktoś inny mocno to doceni. Na takim stanowisku każdy trener musi być specyficzny, jest w pewnym sensie świrem (śmiech), a w ekstraklasie to już naprawdę trzeba w sobie coś mieć. To nie jest łatwa pozycja, bo obciążenia związane ze stresem, presją są ogromne. Proszę więc wybaczyć, ale o szczegółach pracy trenera Kosty mówić nie chcę, bo uważam, że co jest w Vegas to zostaje w Vegas.
Czemu Pogoń na wiosnę nie wygląda zbyt dobrze?
W ostatnim okresie odeszli kluczowi zawodnicy, a nie udało się w ich miejsce wkomponować nowych piłkarzy. Odejście Adama Buksy, wcześniej kontuzja Kamila Drygasa – ich brak był mocno widoczny. Próby z Michalisem Maniasem były nieskuteczne. Grek na tę chwilę się nie sprawdził. Potencjał jest, więc liczę, że zacznie strzelać, grać na miarę oczekiwań. Oglądałem wszystkie jego mecze w tym roku i widać, że nie potrafi się dobrze sprzedać. Dalej – kłopoty ze Zvonkiem Kozuljem, który też był kluczowym piłkarzem i jeszcze wcześniejsze odejście Radka Majewskiego. Wyniki bez Radka w I rundzie nie były złe, ale na dłuższym dystansie widać było brak takiego piłkarza. Kozulj jesienią miał swoje zdrowotne problemy, ale też inaczej już wyglądał mentalnie. Miał rok temu propozycję, nie udało się sfinalizować tego transferu i on już jakby był w takim zawieszeniu. Brakowało jego formy, którą prezentował w szczytowym okresie. Reasumując – jak ma się drużynę bez Drygasa, Majewskiego, Buksy i bez Kozulja z formą, to ciężko to wypełnić. Owszem były przebłyski, kilka razy pokazał się Spiridonović, fajnie do zespołu i ligi wszedł Zech, do pewnego momentu też Triantafyllopoulos. Był jednak problem z zastąpieniem piłkarzy ofensywnych.
Jeszcze są realne szanse na podium?
To wszystko jest trudne do przewidzenia. Jesteśmy w trakcie niebywałej historii – kto mógł przewidzieć, że przerwiemy ligę zaraz po starcie wiosny, że ta przerwa będzie trwała ponad dwa miesiące, że zawodnicy będą ćwiczyć w domach lub po parkach. Uważam, że kluczowe będzie właśnie to, jak piłkarze potraktowali te indywidualne treningi plus jaka była atmosfera rozmów płacowych. Tam, gdzie było spokojniej i szybciej, może być lepiej na boisku. Kolejna sprawa – zespoły nie będą grać żadnych sparingów, chyba, że takie wewnętrzne, ale to nie jest to samo. I od razu zagramy w lidze, w dodatku przy pustych trybunach. To będzie jedna wielka niespodzianka. Szans Pogoni nie przekreślam, bo jest w stanie powalczyć o podium, choć pole manewru jest mniejsze po stracie Kozulja i Benyaminy. Wierzę jednak w Pogoń, bo to wciąż dobry zespół.
Rozmawiał Jakub Lisowski