Pogoń kończy rok zwycięstwem. Wisła coraz bliżej miejsc spadkowych! [RELACJA, ZDJĘCIA]
Bójcie się chamy, do pierwszej ligi spadamy – skandowali kibice Wisły Kraków po ostatnim meczu w tym roku – w ramach 21. kolejki Ekstraklasy. Ich zespół przegrał po raz piąty z rzędu. Tym razem nie dał rady Pogoni Szczecin (0:1). Zadecydowało trafienie Rafała Murawskiego.
To był fatalny rok dla Wisły Kraków. O sytuacji, w jakiej znalazła się „Białej Gwiazda” niech świadczy jej wyjściowy skład na piątkowy mecz z Pogonią Szczecin. Mniejsza z tym, że Maciej Jankowski i Krzysztof Mączyński z powodu lekkich urazów nie mogli w nim wystąpić, ale i tak usiedli na ławce rezerwowych dla zwiększenia jej liczebności. Przez ich zastępców wiślacka jedenastka wyglądała tak, że nawet Alan Uryga mógł czuć się weteranem – od pierwszej minuty zagrali Jakub Bartosz, Kamil Kuczak i Krystian Kujawa. Ten ostatni zadebiutował już w Pucharze Polski, ale na boisko w ekstraklasie wypchnęły go dopiero – kto by pomyślał – problemy Wisły z zebraniem czterech zdrowych obrońców.
To był jeszcze gorszy rok Wisły na własnym stadionie. Wcześniej zwyciężył tu Zawisza Bydgoszcz, szokowało Podbeskidzie Bielsko-Biała. Przyszła jesień i okazało się, że jest niewiele lepiej – gospodarze wygrali tu dwa razy, przegrywając albo remisując we wszystkich pozostałych spotkaniach. Dodając do tego jedną bramkę w pięciu domowych meczach, delegacja „Portowców” nawet bez urlopowanego i kontuzjowanego Łukasza Zwolińskiego sprawiała wrażenie skazanej na sukces. Nie tylko dlatego, że jeszcze przed pierwszym gwizdkiem Krzysztofa Jakubika obie drużyny w tabeli dzieliło okrągłe dziesięć punktów.
Ale to prawdopodobnie najsłabsza jedenastka Wisły w 2015 wywabiła Jakuba Słowika spomiędzy słupków. Pierwsza próba Denisa Popovicia była ostatnią, która zagroziła Pogoni – przez resztę spotkania Słoweniec głównie się kompromitował. Mało szczęścia miał też Łukasz Burliga, gdy w 10. minucie główkował obok słupka po jednym z nielicznych groźnych dośrodkowań Tomasza Cywki. Pogoń centymetr po centymetrze zdobywała połowę gospodarzy – zaczął Adam Frączczak, uderzając z rzutu wolnego obok słupka i jakiś czas później poprawiając niewygodnym strzałem w ręce Radosława Cierzniaka.
Część trybun witała rezerwowego Patryka Małeckiego oklaskami, część gwizdami, część przyjechała ze Szczecina w kilkadziesiąt osób i była świadkiem, jak „Portowcy” pod koniec pierwszej połowy zdobywają oczekiwanego gola. Wladimer Dwaliszwili nie był już tak skuteczny, jak przeciwko Podbeskidziu, ale bez jego nieudanego i poprawki Rafała Murawskiego nie byłoby bramki. W 42. minucie bramkarz Wisły sparował uderzenie Gruzina z bliska, lecz nie miał szans z kapitanem Pogoni czyhającym przy bliskim słupku.
W drugiej połowie wybiła godzina, w której kibice „Portowców” musieli tradycyjnie opuścić stadion, żeby zdążyć na ostatni pociąg. Zdążyli zobaczyć jeszcze, jak w 54. minucie Marcin Listkowski z ostrego kąta strzela wprost w Cierzniaka, przegapili za to instynktowną główkę Mateusza Matrasa, w ostatniej chwili przeniesioną nad poprzeczkę przez wiślackiego golkipera. Oprócz krótkich fragmentów nie było czego żałować, bo gospodarze – w dodatku z kolejnymi młodzieżowcami w roli zmienników -nie chcieli umierać na boisku za wyrównującą bramkę, zaś Pogoń próbowała, ale nie mogła dobić gasnącej Wisły. Skończyło się jak zwykle – krakowska drużyna przegrała, ale tylko wyrównała fatalną serię z wiosny ubiegłego roku, gdy zaliczyła bite pięć porażek z rzędu.
Siódmą porażkę w sezonie oglądało około osiem tysięcy kibiców – to najmniejsza widownia przy Reymonta nie tylko w tym sezonie, ale i najmniej liczna od majowego meczu z… Pogonią Szczecin. Fatalną wiślacką jesień na ławce trenerskiej kończył duet Marcin Broniszewski-Kazimierz Kmiecik – nowy szkoleniowiec, jak i lepsze wyniki nadal pozostają tylko w sferze życzeń na nadchodzący rok. Pierwszym ligowym przeciwnikiem Wisły w 2016 będzie Śląsk Wrocław – ten sam nękany ostatnio przez problemy, zarówno te sportowe, jak i finansowe. Dwunasta w tabeli „Biała Gwiazda” już nic nie zrobi z tym, że do tego pojedynku przystąpi w roli drużyny walczącej o utrzymanie. Istnieje za to szansa – niczym światełko w tunelu – że przez zimę przynajmniej podreperuje finanse i wzmocni zespół tak, żeby nie musiała walczyć o punkty przetrzebioną jedenastką złożoną niemal z samych zmienników. Wisła nie wygrała w tej rundzie prawie niczego z doświadczonymi zawodnikami, ale przegrywała również z „dzieciakami”.
Nie trzeba mówić, że w Szczecinie nie mają takich zmartwień – po świetnej jesieni „Portowcy” mogą w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku pracować nad tym, żeby wiosną zrobić skok na podium i europejskie puchary. W Krakowie za to śpiewano „bójcie się chamy, do pierwszej ligi wracamy” – to chyba jeszcze nie czas na spadek. Wystarczy, że kilku zawodników „Białej Gwiazdy” po prostu wyzdrowieje, a nowy trener – kimkolwiek by nie był – w trakcie przerwy zimowej spróbuje uprzątnąć bałagan.