Podział punktów w Gdańsku. Gole strzelała tylko Jagiellonia
Od remisu trener Jerzy Brzęczek rozpoczął pracę w Lechii Gdańsk. Jego zespół na własnym boisku zremisował z Jagiellonią Białystok 1:1 (1:1). Spotkanie obejrzało niespełna 9 tys. widzów.
Lechia dobrze weszła w mecz. Już w 5 minucie gry objęła prowadzenie. W pierwszej chwili wydawało się, że gola strzelił Antonio Colak. To właśnie Chorwat wyskoczył do główki i on najgłośniej celebrował bramkę. Powtórki telewizyjne wykazały jednak, że do siatki trafił eks-lechista, a obecnie stoper Jagiellonii, Sebastiana Madera. Gol na gdańszczan podziałał mobilizująco. Dość powiedzieć, że trzy minuty po jego strzeleniu bliski podwyższenia był Colak, a w 17 minucie po składnej akcji w poprzeczkę kopnął Stojan Vranjes.
Z czasem do głosu zaczęła dochodzić Jagiellonia. Sygnałem ostrzegawczym okazała się nieuznana bramka Jonatana Strausa. Lewy obrońca według sędziego Tomasza Musiała był na pozycji spalonej. Białostoczanie nie mogli pogodzić się z decyzją arbitra. Na Lechię ruszyli więc ponownie. I dopięli swego. W 37 minucie po zamieszaniu w polu karnym mocnym strzałem w długi słupek wyrównał Łukasz Tymiński. Gospodarze jeszcze przed zejściem do szatni próbowali odpowiedzieć, ale uderzenia Colaka i Vranjesa nie zrobiły krzywdy.
W drugiej połowie wynik nie uległ zmianie, choć okazje mieli zarówno jedni, jak i drudzy. Lechia może żałować zwłaszcza akcji z 57 minuty, kiedy Bruno Nazario dośrodkował do Colaka. Jagiellonia natomiast nie wykorzystała kontrataku z 66 minuty, gdy przez połowę boiska z piłką sunął Nika Dzalamidze.
Remis nie krzywdzi żadnej ze stron. To był dość wyrównany mecz. Żadna z drużyn nie wypracowała sobie przewagi. U jednych i drugich jest co poprawiać. W Lechii muszą potrenować grę w obronie, w Jagiellonii – wykorzystywanie kontrataków.