menu

Podbrożny: Decydujący będzie mecz Lecha z Legią po podziale punktów [WYWIAD]

23 marca 2015, 12:27 | Tomasz Dębek/Polska The Times

- Niedzielny mecz nie był kluczowy dla losów tytułu, zadecyduje o nim trzecie spotkanie Legii i Lecha – uważa Jerzy Podbrożny, były napastnik obu drużyn, dwukrotny król strzelców ekstraklasy.

NBA: Steve Nash zakończył karierę, a Marcin Gortat dostał karę za symulowanie faulu [ZDJĘCIA]

Jak ocenia Pan potencjał sportowy Legii i Lecha?
Myślę, że to podobne zespoły. Może Lech ma nieco większą siłę ofensywną, ale minimalnie. W Legii w środku pola dominują defensywni pomocnicy: Vrdoljak i Jodłowiec. Mniej jest zawodników kreujących grę, Ondrej Duda jest trochę osamotniony. Tak czy inaczej kwestia mistrzostwa Polski powinna rozstrzygnąć się między tymi klubami.

Inne zespoły nie włączą się do walki? Jagiellonia jest w tym momencie bliżej Legii niż Lech.
Prezentują się całkiem nieźle, ale to chyba jeszcze nie ten czas. Jagiellonia może jeszcze stracić trochę punktów i zostać w tyle za Legią i Lechem.

Brak Darko Jevticia w Lechu i Miroslava Radovicia w Legii to dla tych zespołów poważne osłabienie?
Obie drużyny grają bez nich od jakiegoś czasu i sobie radzą. Nie powinien to być większy problem ani dla Macieja Skorży, ani dla Henninga Berga.

Pan grał w meczach Lecha z Legią jako zawodnik obu klubów. Jak wspomina Pan otoczkę wokół tej rywalizacji? Większe ciśnienie na wynik było w Poznaniu czy w Warszawie?
Wydaje mi się, że większe ciśnienie zawsze jest w Poznaniu. Tam kibice niecierpliwie wyczekują na te spotkania. Podczas meczów również szybko się denerwują, kiedy Lech nie strzela do 20.–30. minuty, zaczynają się gwizdy i okrzyki na zawodników, co różnie na nich wpływa. Jeśli zespół zaczyna dobrze, pełne trybuny są wielkim atutem, niosą później, w trudniejszych momentach. W innym przypadku pojawia się dodatkowa presja.

Pewnie potrafi się Pan wczuć w sytuację Bartosza Bereszyńskiego, który – łagodnie mówiąc – nie jest ulubieńcem poznańskich kibiców. Pan po transferze z Lecha do Legii też sporo się od nich nasłuchał. To może mieć negatywny wpływ na grę zawodnika w takim meczu?
Kibice byli przeciwko całej Legii, nie tylko Bereszyńskiemu. Pewnie gwizdali głośniej, kiedy on był przy piłce, ale co zrobić... Trzeba sobie radzić z takimi sytuacjami. Gdyby Bartek nie potrafił udźwignąć takiej presji, pewnie oglądałby mecz z ławki rezerwowych albo z trybun. Ale on skupia się na grze, a nie na tym, co słyszy od kibiców. I bardzo dobrze, nie ma co się niepotrzebnie stresować.

Jak Pan sobie z tym radził?
Mnie nigdy to nie przeszkadzało. Byłem poza tym, wyłączałem się i koncentrowałem na mojej robocie na boisku. Starałem się grać jak najlepiej, a nie słuchać tego, co mają do wykrzyczenia kibice.

Ważniejsza niż trzy punkty dla Lecha może być przewaga psychologiczna, którą zyskała zwycięska drużyna przed końcówką sezonu?
Teoretycznie, ale to nie jest do końca tak. Po 30 kolejkach jest podział punktów na pół. Różnica między zespołami na pewno nie będzie duża. O mistrzostwie może zadecydować trzecie spotkanie pomiędzy Lechem a Legią, niedzielne nie miało aż tak dużego znaczenia.

Za kim mocniej ściskał Pan kciuki?
Trudno powiedzieć, mam w sercu oba kluby. I w Poznaniu, i w Warszawie spędziłem wspaniałe chwile. Mieszkam teraz bliżej stolicy, więc na mecze eliminacji Ligi Mistrzów prędzej przyjechałbym na Łazienkowską. W Poznaniu kibice nie pamiętają tego, co zrobiłem dla klubu, więc chyba bliżej mi do Legii.

Polska The Times


Polecamy