Po meczu Lecha z Piastem: kto nie ryzykuje, ten nie je [KOMENTARZ]
Nie wiadomo, czy spotkanie z Piastem będzie dla poznańskiego zespołu przełomowe. Nie da się w tej chwili stwierdzić, czy dwa gole Łukasza Teodorczyka oznaczają przebudzenie byłego gracza Polonii, czy też był to wyjątek potwierdzający regułę. Wiadomo natomiast, że lechici mają za sobą bardzo dobre spotkanie, które pozwala nieco bardziej optymistycznie patrzeć w przyszłość.
Oceniamy graczy Lecha za mecz z Piastem: Przebudzenie Teodorczyka i dobry występ debiutantów
Problemy z kontuzjami w Lechu nie są niczym nowym. To już swoista odyseja, ciągnąca się od początku tegorocznych rozgrywek. A w zasadzie już od zakończenia poprzedniego sezonu, bo przecież wtedy „pod nóż” poszli Bartosz Ślusarski, Kebba Ceesay i Rafał Murawski. Pierwszy dość szybko się wylizał, natomiast reszta nadal ogląda mecze „Kolejorza” z wysokości trybun, względnie z ciepłego fotela przed telewizorem. A koledzy z drużyny zadbali o to, by rekonwalescenci nie czuli się zbyt osamotnieni, przez co grupa kontuzjowanych zawodników rozrasta się jak aparat urzędniczy III RP.
Do grona kontuzji „stałych”, gdzie oprócz dwójki wymienionych należy dopisać Vojo Ubiparipa (paskudna sprawa – na treningu zerwał wiązadła w kolanie i rundę ma z głowy), Jasmina Buricia (Z nim jest ciekawa historia – ma coś z pachwiną, nie za bardzo wiadomo co, ale wiadomo, że nie trzeba tego operować. To oznacza, że Bośniak szybciej wróci do gry, ale kiedy to „szybciej” nastąpi trudno powiedzieć) i Barry’ego Douglasa (zdążył się wyleczyć, już miał zagrać ze Śląskiem, a tu zgłosił, że dalej boli) dołącza masa nazwijmy to urazów chwilowych. A to Marcin Kamiński wróci ze skręconą kostką ze zgrupowania kadry, a to zawodnicy Pogoni niemiłosiernie poturbują Tomka Kędziorę, a Szymon Pawłowski naciągnie mięsień półścięgnisty. I znów Mariusz Rumak musi łatać skład, zastanawiając się, czy do jutra stan posiadania nie ulegnie czasem zmniejszeniu.
Nie piszę tego, by usprawiedliwiać nędzne wyniki Lecha, osiągane w tym sezonie. Co to, to nie, moim zdaniem zespół, który chce walczyć o mistrzostwo Polski i pierwotnie miał grać w tym roku na trzech frontach (liga, Europa, PP) powinien mieć na tyle szeroką kadrę, by spokojnie dać sobie radę w Ekstraklasie. Mimo wielu urazów „Kolejorz” ma zawodników, którzy powinni zapewnić odpowiedni poziom na boisku i walczyć o ligowe punkty. Wychodzi im to różnie, ale to już inna kwestia.
Chciałem po prostu zobrazować sytuację, w jakiej znajduje się obecnie poznański zespół. Podobnie było przed meczem z Piastem – ten nie może grać, tamten też nie, a następny nie wyleczył się jeszcze do końca i strach go wpuścić na boisko, żeby czasem nie nabawił się poważniejszej kontuzji. Dotychczas Rumak łatał dziury tym, co miał do dyspozycji, nie decydując się na odważniejsze ruchy. Wystawiał Krzysztofa Kotorowskiego, a ten zawalał kolejne gole, wystawiał będącego w słabiutkiej formie Manuela Arboledę, który w spotkaniu z Pogonią miał udział przy wszystkich golach (najpierw strzelił jednego dla Lecha, a później wypracował dwa dla Pogoni). Hubertem Wołąkiewiczem miotał w defensywie od prawej do lewej, a ten jako jedyny spisywał się do tej pory bez większych zarzutów. Włączył do kadry czterech debiutantów z rezerw, ale żaden nie znalazł się nawet w osiemnastce na mecz z Pogonią, na szansę w Ekstraklasie wciąż czekał Dariusz Formella.
Widać jednak „Portowcy” wyczerpali cierpliwość szkoleniowca Lecha. Dało się to zauważyć już po zestawieniu kadry meczowej, w której zabrakło Arboledy, a także wspomnianego Formelli (co akurat trochę mnie dziwi). Byli za to wszyscy czterej gracze z trzecioligowego zaciągu, w tym trzej kompletnie anonimowi obrońcy i nieco bardziej znany Michał Jakóbowski, który przez półtorej roku nieźle poczynał sobie na boiskach pierwszoligowych w barwach Warty. Obecność w kadrze to jedno, a drugie to wyjść na murawę. Powiem szczerze, nie sądziłem, że Rumak zdecyduje się wystawić któregoś z nich w pierwszej jedenastce – dużo bardziej prawdopodobny wydawał mi się wariant z przesunięciem do obrony Łukasza Trałki.
Szkoleniowiec Lecha zaryzykował i posłał do boju 17-letniego Jana Bednarka. Była to dość zaskakująca decyzja, ale bardzo ciężko było ją ocenić – wszak o chłopaku nie wiedziałem nic ponad to, co podaje garść suchych statystyk – że w Poznaniu jest od roku, że wcześniej szkolił się w Szamotułach, a jego brat jest piłkarzem holenderskiego Twente. O tym, czy Rumak zrobił dobrze, dając mu szansę, można było mówić dopiero po spotkaniu z Piastem.
Bednarek był jednym z dwóch debiutantów w podstawowym składzie Lecha – drugim był 25-letni Maciej Gostomski między słupkami. Akurat ta decyzja szkoleniowca mocno mnie ucieszyła, bo po ostatnich błędach Kotorowskiego był to chyba najwyższy czas, by dać szansę na grę sprowadzonemu latem z drugiej ligi golkiperowi. A w końcówce swój pierwszy występ w Ekstraklasie zaliczył Jakóbowski.
Ryzyko mocno opłaciło się trenerowi Lecha. Bednarek na początku był dość elektryczny, nerwowo zagrywał piłkę, zdarzyło się raz, że przeleciała nad nim, stwarzając w ten sposób zagrożenie pod bramką „Kolejorza”. Ale z czasem nabierał pewności, grał coraz odważniej i zapracował na solidną ocenę. Pamiętajmy w końcu, że ten chłopak dopiero w kwietniu przyszłego roku będzie obchodził osiemnastkę, a już teraz został rzucony na głęboką wodę.
Na pewno pomogło mu to, że jak profesor zagrał Wołąkiewicz. A Hubertowi w mojej opinii na rękę była obecność młokosa na boisku. Wcześniej grał w duecie z Arboledą, od którego trzeba wymagać wysokiego poziomu (adekwatnego zresztą do jego zarobków), a który popełniał mnóstwo błędów. Teraz miał u boku niedoświadczonego zawodnika, któremu pomyłki mogą się przytrafić i trzeba je wybaczyć (takie już prawo młodości). Niemniej jednak Hubert zdał sobie sprawę, że musi wziąć na siebie odpowiedzialność za grę całej formacji defensywnej, że musi pomóc Bednarkowi spokojnie wdrażać się do ekstraklasowej rzeczywistości i że ciąży na nim spora odpowiedzialność. Ze swojego zadania wywiązał się znakomicie. Podobnie zresztą jak Gostomski, który dał poznaniakom sporo pewności w tyłach. Dużo lepiej od Kotorowskiego radził sobie na przedpolu, pewnie bronił na linii i pokazał, że przy kontuzji Buricia nie musi, co więcej nie powinien siedzieć na ławce.
Teraz właściwie możemy tylko pogratulować szkoleniowcowi Lecha trafnych wyborów, a poznańskim kibicom życzyć, by podobnych decyzji podejmował jak najwięcej. W zasadzie mamy tylko jedną drobną pretensję do Rumaka – dlaczego dopiero teraz? Po co było się tak długo męczyć z „Kotorem” i Arboledą, gdy lepsi zmiennicy siedzieli na ławce, ewentualnie grali w trzeciej lidze z Włocłavią Włocławek, czy też Unią Swarzędz. Jeżeli ma Pan więcej takich perełek gdzieś w rezerwach to radzimy jak najszybciej zaprosić ich do pierwszego zespołu – będzie to z korzyścią dla wszystkich.