menu

Pilarz, Dzalamidze oraz Frankowski po meczu Jagiellonia - Cracovia

1 sierpnia 2014, 23:32 | Jakub Seweryn

Po zwycięskim meczu z Cracovią 2:1, piłkarze Jagiellonii Białystok, Nika Dzalamidze oraz Przemysław Frankowski nie ukrywali, że najważniejsze w tym spotkaniu było zdobycie trzech punktów, co białostoczanom tego dnia akurat się udało. W zupełnie innym nastroju był bramkarz Pasów, Krzysztof Pilarz, który pomimo dobrego indywidualnego występu wraca do Krakowa na tarczy.

- Nie zdobywamy punktów, to jest nasza główna bolączka. Przyda nam się spokój, gramy teraz u siebie z Koroną Kielce i musimy się do tego spotkania bardzo solidnie przygotować, abyśmy mogli wreszcie zdobyć trzy punkt i pójść do przodu - mówił przybity golkiper Cracovii, który przyznał, że dla jego zespołu piątkowy brak Dawida Nowaka był dużym osłabieniem nawet pomimo bramki jego zastępcy, Denissa Rakelsa. - Wiadomo, że Dawid jest dla nas bardzo cennym zawodnikiem. Niestety, ma wciąż problem z tymi kontuzjami i w dzisiejszym meczu nie mógł nam pomóc. Mam nadzieję, że będzie gotowy na następne spotkanie i strzeli w nim jak nie jedną, to dwie bramki, a my będziemy punktować.

Zupełnie inne nastroje, co zrozumiałe, panowały po tym meczu w obozie Jagiellonii. - Nie dograłem tego meczu do końca, ale najważniejszy jest dobry wynik. Wygraliśmy i z tego jestem bardzo zadowolony. W pierwszej połowie miałem pewien kryzys, ale w drugiej już to ‘puściło’ i czułem się lepiej. Weszliśmy w ten mecz źle, ale po przerwie wyglądało to już lepiej. Pokazaliśmy charakter po straconej bramce oraz to, że jako zespół gramy do końca - powiedział tuż po spotkaniu Nika Dzalamidze. Gruzin, po wyleczeniu kilku urazów w poprzednim sezonie, z meczu na mecz spisuje się w żółto-czerwonych barwach coraz lepiej. W piątek był bliski zanotowania trzeciej w tym sezonie asysty.

- Śladu po kontuzji rzeczywiście już nie ma. Co mecz czuję się lepiej, forma wraca, ale wciąż nie jest optymalna. Dzisiaj też mogłem mieć na koncie asystę, ale taka jest piłka nożna. Mateusz Piątkowski miał dobrą sytuację, nie strzelił jej, ale najważniejsze jest, że wygraliśmy - zaznaczał w strefie mieszanej skrzydłowy Jagi.

W piątkowym spotkaniu w barwach Jagiellonii niespodziewanie zadebiutował sprowadzony tego samego dnia z Lechii Przemysław Frankowski, którego kibice w Białymstoku przywitali znanym z występów innego Frankowskiego, Tomasza, hasłem "Franek, Franek, łowca bramek".

- Zachowanie kibiców na pewno było bardziej budujące niż demotywujące. Ciężko jednak będzie podołać temu, żeby strzelać tyle goli, co pan Tomek. Na pewno jednak będę w to wierzył - mówił po spotkaniu 19-letni piłkarz, który uczciwie przyznał, że nie zaliczył fenomenalnego debiutu. - Trener mówił tylko, żebym dał z siebie wszystko. Sam byłem zdziwiony, że wszedłem dzisiaj na boisko i zadebiutowałem w Jagiellonii, ale wchodząc na boisko chciałem tylko pomóc zespołowi. Debiut na pewno nie był wymarzony, ale mam nadzieję, że z biegiem czasu będzie lepiej.


Polecamy