Pietruszka dla Ekstraklasa.net: Bramka Możdżenia była ładniejsza od mojej
- Dostałem podanie od Sokołowskiego, który podpowiedział mi, że bramkarz wyszedł. Usłyszałem: "Pietrucha, uderz!", więc zrobiłem to. Fajnie, że wpadło, ale co z tego, skoro w końcowym rozrachunku nic nam to nie daje - mówi Przemysław Pietruszka, autor pięknej bramki z piątkowego meczu Lecha z Podbeskidziem, które zakończyło się wynikiem 2:1 dla gospodarzy.
Do radości z remisu zabrakło Wam tylko kilku sekund...
Jasne, remis w Poznaniu byłby dla nas zadowalający, ale nie ma po co o tym dyskutować, bo przegraliśmy i wracamy do domu z pustymi rękami. Podstawowa zasada jest taka, że trzeba grać do końca. Nawet jeśli sędzia doliczy trochę więcej czasu, niż się spodziewamy.
Dotychczas nie byłeś znany z tak pięknych trafień jak to przy Bułgarskiej. Co Cię skłoniło do podjęcia decyzji o uderzeniu?
Dostałem podanie od Sokołowskiego, który podpowiedział mi, że bramkarz wyszedł. Usłyszałem: "Pietrucha, uderz!", więc zrobiłem to. Fajnie, że wpadło, ale co z tego, skoro w końcowym rozrachunku nic nam to nie daje.
Macie pretensje do arbitra o to, że mecz potrwał aż o pięć minut dłużej?
Nie mamy pretensji do sędziego, możemy je mieć tylko do siebie. Za długo czekaliśmy na ten ostatni gwizdek i gdzieś pod koniec zabrakło już koncentracji. To nie dopuszczalne, że przeciwnik wykonuje rzut wolny z tego miejsca i w takim momencie meczu. Możdżeń wykorzystał tę szansę wyśmienicie, strzelił chyba jeszcze ładniejszą bramkę od mojej.
Na początku drugiej połowy miałem wrażenie, że Lech troszeczkę Was zlekceważył. Z boiska też tak to wyglądało?
Lech podszedł do tego meczu trochę inaczej niż my. Łukasz Trałka mówił, że chciał się wykartkować specjalnie na starcie z nami, więc chcieliśmy udowodnić, że jesteśmy zdeterminowani i stać nas tu na dobry rezultat. Zostawiliśmy tu kupę zdrowia, ale niestety nie udało się wywalczyć punktów. Pozostaje nam tylko pogratulować przeciwnikowi.
Znów o niepowodzeniu Podbeskidzia decyduje brak skuteczności, bo na brak bramkowych okazji nie możecie narzekać...
Sytuacja sam na sam to jeszcze nie jest bramka. "Malina" wszedł, zrobił dużo wiatru w ofensywie i szkoda, że nie udało mu się wykończyć tej akcji. Trudno, musimy teraz patrzeć do przodu. Wracamy do Bielska na mecz z Cracovią, gramy przed własną publicznością, więc koniecznie musimy wygrać.
Porażka w takich okolicznościach nie wpłynie negatywnie na morale zespołu?
Da się z tym żyć. Dla każdego z nas nie jest to pierwszy i zapewne nie ostatni mecz przegrany w takich okolicznościach. Nie możemy teraz spuścić głów w dół, wyciągamy wnioski i idziemy do przodu. Nawet po takim spotkaniu są podstawy do optymizmu.
Rozmawiał Przemysław Drewniak / Ekstraklasa.net
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Oceniamy Podbeskidzie za mecz z Lechem: błędy weteranów i kolejny niewypał w ataku