Pierwszy gol Jankowskiego dla Wisły uratował remis z Piastem
Wisła Kraków przeważała przez większość spotkania z Piastem Gliwice, ale nie potrafiła przekuć tego na gola. Nieoczekiwanie po bramce dla goście po stałych fragmencie gry w końcówce meczu musiała gonić wynik, a remis uratował ostatecznie Maciej Jankowski, dla którego był to pierwszy gol w barwach "Białej Gwiazdy".
Miał być bratobójczy pojedynek, a skończyło się na tym, że bliźniak niechciany w Krakowie nie miał okazji zagrać przeciwko bratu, ale przynajmniej mógł utrzeć nosa byłemu klubowi. Dzisiaj okazało się bowiem, że uraz pleców uniemożliwi grę Pawłowi Brożkowi. Tym samym Franciszek Smuda stracił swojego najlepszego napastnika (i w sumie jedynego typowego snajpera). Oznaczało to wymuszoną zmianę w składzie. Od pierwszej minuty zaczął Sarki, który miał mijać obrońców Piasta na prawym skrzydle, a z tego powodu do ataku został przesunięty Rafał Boguski.
Angel Perez Garcia chyba również niechętnie podchodzi do zmian, jak były selekcjoner reprezentacji Polski. Po wysoko przegranym meczu w Poznaniu Hiszpan dokonał tylko jednej korekty w składzie i to bynajmniej nie w dziurawej jak ser szwajcarski obronie. Z ławką rezerwowych przyszło się powitać Kamilowi Wilczkowski, a zamiast niego w pierwszej jedenastce zameldował się Radosław Murawski.
To tyle, jeżeli chodzi o składy obu zespołów, a co działo się w samym meczu? Musimy przyznać, że naprawdę sporo. Od początku mecz rozgrywał się pod dyktando Wisły. Podopieczni Franciszka Smudy wymieniali mnóstwo podań, potrafili rozegrać ładne dla oka akcje i generalnie od razu było wiadomo, że w tym spotkaniu nie interesuje ich nic innego jak tylko trzy punkty. Problem był jeden. Jeżeli wiślacy wymienili już kilka podań z rzędu, to i tak pojawiał się problem w końcowej fazie takiego ataku. A to Jankowski niechlujnie odegrał, a to Sarki dośrodkował tak, że trudno było na to patrzeć. W pierwszej połowie ciągle pod grą był Semir Stilić, który w wielu przypadkach musiał jednak szukać faulu rywali, a nie podania do kolegów, bo ci nie zawsze pokazywali się do gry, czego oczekiwał rozgrywający z Bośni. Największe zagrożenie stwarzał natomiast Łukasz Garguła, który dwukrotnie strzelał bardzo dobrze, ale za każdym razem na jego drodze stawał Cifuentes.
Piast z kolei grał tak, jakby po prostu nie chciał tego meczu przegrać. Dzielnie trzymająca się i zwarta obrona, sporo walki i… osamotniony w ataku Ruben Jurado. Hiszpan wiele razy odbijał się od muru stworzonego z Głowackiego i Dudki, a jeszcze częściej miał pewne pretensje do partnerów z drużyny, którzy nie wspierali go dostatecznie w akcjach ofensywnych. Tym dziwniejsze było to, że to goście wyszli na prowadzenie. I zrobili to w sumie w jedyny możliwy tego dnia sposób. Stałe fragmenty są dla Piast niezwykle cenne, o czym można było się przekonać już w ubiegłym sezonie. Podgórski przymierzył, piłka odbiła się od słupka, a piłkę przez linię przeturlał dla pewności Jan Polak, który po słabym zeszłotygodniowym spotkaniu zaliczył swoje pierwsze trafienie w bieżących rozgrywkach.
Od tej pory Wisła ruszyła do jeszcze odważniejszych, choć często bardzo chaotycznych, ataków. Bramkę udało jej się strzelić dopiero po dużej ilości prób. Dośrodkował Garguła, Jankowski przeskoczył Horvatha i głową skierował piłkę do siatki, strzelając swoją debiutanckiego gola w barwach „Białej Gwiazdy”. Były piłkarz Ruchu bramkę powinien zresztą strzelić wcześniej, kiedy Klepczyński niefortunnie wznowił grę z rzutu wolnego – uderzył jednak obok słupka. „Jankes” przyznał jednak po meczu, że był zdezorientowany tą sytuacją.
Koniec końców, Piast wywozi jeden punkt z Krakowa. Wisła jest z tego powodu na pewno niepocieszona, bo po pierwsze grała u siebie, a po drugie, patrząc na liczbę sytuacji, miała ogromną przewagę. Nie potrafiła jej jednak przełożyć na więcej niż jedno trafienie, choć trzeba przyznać, że swoje w bramce gliwickiego zespołu robił też Cifuentes. Piast natomiast musi być bardzo usatysfakcjonowany, bo po nieszczególnej grze zdobył pierwszy punkt w tym sezonie.