Piękny gol Pilipczuka zapewnił Koronie zwycięstwo nad Górnikiem Zabrze
Korona Kielce pokonała przed własną publicznością Górnika Zabrze (2:1), ale nie wystarczyło to do awansu do grupy mistrzowskiej. Dla gości był to już dziewiąty kolejny mecz bez zwycięstwa.
fot. Arkadiusz Gola/Polska Press
Przed meczem sporo było podtekstów – chociażby związanych z relacjami Marcina Brosza z Janem Żurkiem, u którego trener Korony zaczynał karierę w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce. Na Kolporter Arenie pojawił się Paweł Golański, przez kilka lat ulubieniec publiczności z Kielc. Górnik walczył o pierwsze w sezonie zwycięstwo. Korona miała natomiast iluzoryczne, ale jednak szanse na dostanie się do czołowej „ósemki”.
Pierwsza połowa zaczęła się kapitalnie dla zespołu gospodarzy. Już w 4. minucie gry zespół Marcina Brosza objął prowadzenie po golu Vlastimira Jovanovicia. Serbski zawodnik dobił strzał Diawa, który uderzył w poprzeczkę. W tej sytuacji nie popisał się Grzegorz Kasprzik, który przepuścił futbolówkę pod brzuchem. Piłkarze Jana Żurka ruszyli do przodu. „Trójkolorowi” grali wysokim pressingiem, agresywniej i z dużą dozą zaangażowania. Kibice gości próbowali nieco zakłócić przebieg spotkania racowiskiem, jakie urządzili koło 15 minuty spotkania. Sędzia Raczkowski był zmuszony przerwać chwilowo spotkanie.
Korona cofnęła się diametralnie, co skutkowało kolejnymi okazjami gości. Najpierw okazję miał Kurzawa, którego strzał głową z ogromnym trudem przeniósł nad poprzeczką Dariusz Trela. Następnie Kante dostał kapitalne podanie w pole karne, ale jego strzał zablokował w ostatniej chwili Aankour. Wreszcie w 40. minucie zabrzanie dopięli swego – Kurzawa rozegrał piłkę z Gergelem, ten wyłożył piłkę przed pole karne. Tam znajdował się Mariusz Przybylski, który atomowym strzałem wyrównał stan spotkania. Górnik do samego końca naciskał na gospodarzy. Jeszcze przed przerwą Kante mógł dać bramkę gościom wspaniałym strzałem z dystansu, ale Trela znów stanął na wysokości zadania. Do przerwy w Kielcach remis po jeden.
Górnicy rozpoczęli drugą połowę z animuszem. W 48. minucie Kante wszedł w pole karne z lewego skrzydła i doskonale znalazł wchodzącego w pole karne Gergela. Ten skiksował fatalnie 5 metrów przed bramką i zmarnował dogodną sytuację do objęcia prowadzenia. Trener Brosz postanowił nieco zaktywizować swój zespół w ofensywie – za Łukasza Sierpinę wszedł Tomasz Zając. Za Rafała Grzelaka wszedł natomiast Marcin Cebula. Obaj rezerwowi przeprowadzili ciekawą akcję, kiedy to Zając wyłożył kapitalnie piłkę Cebuli, ten jednak nie zdecydował się na uderzenie i stracił piłkę. Kibice Górnika znów postanowili przerwać spotkanie zadymiając przestrzeń boiska. Z tej otchłani lepiej wyszli goście, którzy za sprawą rezerwowego Madeja rozruszali grę w ofensywie. Już w 75. minucie mogło być 2:1 – Szymon Skrzypczak nie wykorzystał jednak kapitalnej wrzutki z prawego skrzydła. Jego strzał instynktownie obronił niezawodny Trela. Gdy wydawało się, że mecz w końcówce będzie należał do gości, koronkową akcję stworzyła... Korona. A właściwie jej skrzydłowy Pilipczuk, który popisał się pięknym uderzeniem z narożnika pola karnego nie dając szans Kasprzikowi.
Jan Żurek spróbował w końcówce manewru ostatecznego – za Skrzypczaka wszedł Korzym, który na Kolporter Arena był członkiem słynnej „Bandy świrów”. Wydawało się, że to Górnik ma ruszyć do ataku, ale było odwrotnie. To Korona Kielce była bliżej bramki. W 83. minucie Marcin Cebula mógł podpisać się pod degradacyjną klepsydrą dla zabrzańskiego klubu – ale przestrzelił minimalnie obok słupka. Po chwili Aankour trafił z rzutu wolnego w poprzeczkę bramki Kasprzika. Górnik nie był w stanie podnieść się po drugim ciosie i musiał uznać wyższość kielczan. Zabrzanom nie wystarczyło nawet doliczonych 7 minut spotkania, by chociaż postraszyć Koronę w końcówce spotkania.
Górnik kończy rundę zasadniczą na ostatnim miejscu i będzie musiał się ogromnie postarać, by ruszyć w górę tabeli. Korona tymczasem zdobywa cenne punkty w kontekście walki o utrzymanie, gdyż mimo zwycięstwa ekipa Marcina Brosza pozostanie w grupie spadkowej.