Pięć bramek w Białymstoku. Zasłużone zwycięstwo Legii nad Jagiellonią
Piłkarze Legii Warszawa pokonali w Białymstoku Jagiellonię 3:1. Na dwie bramki Miroslava Radovicia i jedną Marka Saganowskiego podopieczni Piotra Stokowca odpowiedzieli trafieniami Dawida Plizgi i Jana Pawłowskiego. Stołeczny zespół bez względu na wyniki pozostałych spotkań 8. kolejki pozostanie liderem Ekstraklasy.
Mecz dwóch najlepszych ofensyw tego sezonu zapowiadał się naprawdę ciekawie. Przez pierwsze 20 minut najciekawsza była jednak oprawa kibiców gospodarzy. Żadna z drużyn nie potrafiła zagrozić bramce rywali. Lepiej wyglądała gra zdziesiątkowanej kontuzjami Legia, która rzadziej traciła piłkę i dłużej się przy niej utrzymywała. Pierwszą groźną okazję mieli jednak gospodarze, jednak Mateusz Piątkowski nie oddał czystego strzału. Duża w tym zasługa udanie uprzykrzającego mu życie Jakuba Rzeźniczaka. W międzyczasie Michał Żyro zaprezentował umiejętności zapewne nabyte podczas treningów z Miroslavem Radoviciem. Nurkowanie przed polem karnym nie przekonało jednak sędziego. Chwilę później Żyro postanowił błysnąć umiejętnościami stricte piłkarskimi i doskonale dośrodkował w pole karne, gdzie obrońcy Jagiellonii zupełnie nie kryli wspomnianego przed chwilą Serba. Radović precyzyjnym i silnym strzałem nie dał szans Słowikowi i wyprowadził gości na prowadzenie.
Nie minęło 10 minut a Legia mogła cieszyć się z kolejnego trafienia. Beznadziejny w tej połowie Jakub Tosik dał sobie odebrać piłkę, a następnie dał się jeszcze ograć w jedenastce, wskutek czego Saganowski trafił w bardzo łatwej sytuacji do bramki. Wielbłąd Tosika i dwubramkowa strata nie podłamały jednak graczy gospodarzy. Tuż przed przerwą Quintana wywalczył rzut wolny tuż przy linii końcowej boiska. Stały fragment gry zamienił na bramkę bezpośrednim strzałem z bardzo ostrego kąta Dawid Plizga. To kolejny po Pazdanie gracz, który pod wodzą Piotra Stokowca udowadnia, że może jeszcze w naszej Ekstraklasie rozbłysnąć. Na przerwę Legia zeszła z jednobramkową, trzeba przyznać zasłużoną, przewagą.
Druga połowa rozpoczęła się od ataków Jagiellonii, ale to Legia miała stuprocentową okazję. Radović i Saganowski znaleźli się sam na sam ze Słowikiem, ale drugi z nich podał do pierwszego na tyle niecelnie, że Serb nie sięgnął piłki przed pustą bramką. Kontry Legii były dużo groźniejsze niż ataki Jagi. I na poczynania białostoczan nie miał wpływu obecny od drugiej połowy ich niezawodny joker Bekim Balaj.
Po podaniu Żyry i nieudanej interwencji Ugo Ukaha, który się poślizgnął, piłka trafiła do Marka Saganowskiego, jednak snajper Legii zmarnował 100 proc. sytuację. W poczynaniach Jagi dało się dostrzec brak wiary w swoje umiejętności i nerwowość. Z kolei Legia grając z kontry czuła się jak ryba w wodzie. W 75 minucie Jagiellonia miała pierwszą stuprocentową sytuację w drugiej połowie, ale strzał Piątkowskiego obronił Skaba. Odpowiedź Legii był zabójcza i zakończyła się drugim golem Radovicia. Kiedy wydawało się, ze jest już po meczu Piotr Stokowiec wprowadził na plac gry trzeciego napastnika Jana Pawłowskiego. To właśnie on wlał w serca kibiców odrobinę nadziei zmniejszając rozmiary porażki na kilka minut przed końcem meczu. Kolejne gole już nie padły i Legia wywiozła z Białegostoku zasłużone trzy punkty. Dla Jagiellonii była to druga w szeonie porażka na własnym stadionie.