Paweł Brożek: Stać nas na walkę o puchary
Wisła Kraków przegrała z Podbeskidziem Bielsko-Biała 0:1 (0:1) i przedłużyła niechlubną serię ligowych meczów do zwycięstwa do czterech. – Jeszcze nigdy nie przegrałem czterech spotkań w lidze z rzędu, a tylu kontuzji naraz nie pamiętam, odkąd jestem zawodnikiem Wisły – narzekał po meczu Paweł Brożek.
Wiślacy w fatalnym stylu zakończyli rundę zasadniczą ligowych zmagań, po porażce z Podbeskidziem spadając na piąte miejsce w tabeli. – Tak naprawdę możemy cieszyć się tylko z nadchodzącej przerwy. Mamy czas, żeby podnieść się psychicznie, fizycznie i zdrowotnie, bo takiego nagromadzenia kontuzji nie pamiętam, odkąd jestem w Wiśle – zaczął Brożek. Najlepszy strzelec Wisły wskazał urazy jako największą bolączkę swojego zespołu. – Przerwa będzie dla nas przede wszystkim po to, żeby wyzdrowieć. Zdrowie fizyczne naszej drużyny jest mocno nadszarpnięte i to główna przyczyna tego, że nie gramy tak, jak nas na to stać. Jeśli będziemy w komplecie, to nasza gra będzie wyglądać o wiele lepiej, niż miało to miejsce dzisiaj, gdy z drobnymi urazami grało pięciu albo sześciu zawodników. Ja sam tak naprawdę w tej chwili gram z kontuzją – wyjaśnił.
Przegrana z "Góralami" to nie wypadek przy pracy - jesienią niepokonana u siebie "Biała Gwiazda" przegrała już trzeci raz w tej rundzie u siebie – Nigdy jeszcze nie przegrałem czterech ligowych spotkań z rzędu, nie mówiąc o trzech porażkach u siebie. Przez najbliższe dwa tygodnie musimy naradzić się nad tym, co poprawić - mówił "Brozio". Reprezentant Polski zaprzeczył także, że wina słabej dyspozycji Wisły leży po stronie błędów w zimowych przygotowaniach. – Wszystkie problemy nakładają się na siebie i ciężko mówić, że to przygotowania zawiniły, w końcu wygraliśmy dwa pierwsze wiosenne spotkania. Nie wydaje mi się, żebyśmy byli źle przygotowani do nowej rundy. Zmiany personalne w składzie, nasza ogólna słaba forma - to wszystko się nałożyło i stąd takie wyniki.
Krakowianie wcale nie musieli przegrać z kandydatem do spadku - w 70. minucie arbiter podyktował rzut karny na korzyść Wisły. Łukasz Garguła fatalnie spudłował i po końcowym gwizdku pojawiły się zasadne pytania, czy to nie napastnik "Białej Gwiazdy" powinien podejść do piłki ustawionej na jedenastym metrze. – Ostatnio, w Gliwicach, to Łukasz Garguła wykorzystał rzut karny, więc przy okazji "jedenastki" dla nas nie było żadnej dyskusji. "Guła" wziął piłkę i to on zdecydował o tym, że będzie strzelał – tłumaczył Brożek.
W sobotni wieczór atmosfera przy Reymonta była grobowa, choć - oczywiście - dla wiślaków to jeszcze nie koniec sezonu. Podobnego zdania był sam Brożek. – Musimy myśleć pozytywnie, tylko to nam pozostaje. (...) Teraz chcemy grać o europejskie puchary, bo stać nas na to i mamy ku temu potencjał – skwitował.