Paweł Brożek: My zawsze szanowaliśmy legionistów i myślę, że oni podobnie podchodzili do nas
Rozmowa. - Przez te wszystkie lata chyba tylko raz mocniej zaiskrzyło, gdy Arek Głowacki starł się z Cezarym Kucharskim. Ale to wyjątek potwierdzający regułę, że mecze z Legią toczą się w zdrowej atmosferze - mówi napastnik Wisły Kraków PAWEŁ BROŻEK.
- Gdy słyszy Pan nazwę Legia Warszawa, to jaka pierwsza myśl przychodzi Panu do głowy?
- Nasz największy przeciwnik w walce o mistrzostwo Polski.
- Zagrał Pan w swojej karierze 22 razy przeciwko Legii, z czego 21-krotnie w barwach Wisły. Pamięta Pan, że trzy pierwsze mecze skończyły się dla Pana porażkami: 1:4, 0:3 i 1:5?
- Nie pamiętam dokładnie tych spotkań, ale jak widać początki były trudne.
- Za to później strzelał Pan drużynie z Warszawy bramki już regularnie. Dość powiedzieć, że właśnie Legia jest zespołem, któremu strzelił Pan najwięcej goli w karierze, bo aż dwanaście. I to świetnym bramkarzom, takim jak choćby Łukasz Fabiański czy Jan Mucha. Którego z nich najbardziej Pan ceni?
- Tych bramkarzy, którym strzelałem bramki, było więcej w Legii, ale najbardziej cenię akurat tę dwójkę. To świetni fachowcy. „Fabian” zrobił dużą karierę, do dzisiaj świetnie spisuje się w reprezentacji Polski. Z Jankiem Muchą miałem natomiast różne momenty, bo choć strzeliłem mu trochę bramek, to też pamiętam dobrze, że w spektakularny sposób obronił mi kiedyś karnego. Inna sprawa, że wtedy byliśmy już mistrzem Polski, więc wszystko rozeszło się po kościach, zwłaszcza że parę minut później w tym meczu jednak swoją bramkę strzeliłem.
- Ale też on musiał Pana zapamiętać, skoro strzelił mu Pan hat-tricka, i to na Łazienkowskiej. Ten mecz z wiosny 2010 roku najmilej Pan wspomina ze wszystkich konfrontacji z Legią?
- To był dla mnie trudny okres, bo nie strzelałem wtedy za dużo bramek. Mecz z Legią był zatem idealny na przełamanie, i rzeczywiście wpadało mi tamtego dnia prawie wszystko. Wspomnienie tego meczu na pewno jest miłe, choć nie zapominam też, że później straciliśmy mistrzostwo Polski w dramatycznych okolicznościach. A tamta Legia była w dużym kryzysie, wyglądała słabo. My to wykorzystaliśmy.
- Z Łukaszem Fabiańskim zna się Pan też dobrze z reprezentacji Polski. Był taki okres, gdy praktycznie w każdym meczu Wisły z Legią strzelał Pan mu bramkę. To był później temat żartów na zgrupowaniach kadry?
- Nie. Na kadrze raczej nie porusza się tematów klubowych. Z legionistami miałem zresztą zawsze bardzo dobre relacje. Spotykałem się z nimi na zgrupowaniach reprezentacji i mogę powiedzieć, że to zawsze byli normalni, fajni koledzy.
- Czyli można powiedzieć, że choć na boisku toczyliście zażartą walkę, to szanowaliście się?
- Zdecydowanie. Nie pamiętam, żeby na boisku podczas meczów z Legią były jakieś niezdrowe emocje. Raczej zdrowa rywalizacja piłkarzy, którzy grają w utytułowanych klubach. My zawsze szanowaliśmy legionistów i myślę, że oni podobnie podchodzili do nas. Przez te wszystkie lata chyba tylko raz mocniej zaiskrzyło, gdy Arek Głowacki starł się w Warszawie z Cezarym Kucharskim. Siedziałem wtedy na ławce. Ale to wyjątek potwierdzający regułę, że te mecze toczą się w zdrowej atmosferze, a każdy po prostu zawsze chciał pokonać przeciwnika, i tyle.
- Mówiliśmy o miłych momentach, a który mecz z Legią najchętniej wymazałby Pan z pamięci?
- Ten za czasów trenera Franciszka Smudy, gdy pojechaliśmy do Warszawy w mocno rezerwowym składzie i przegraliśmy 0:5. Ta porażka to nie było nic przyjemnego.
- Ostatni raz z Legią wygraliście już dość dawno temu, bo w 2013 roku. 1:0, oczywiście po Pana bramce…
- Nie da się ukryć, że trochę się pozmieniało w naszej lidze w ostatnich latach i o wygrane z Legią jest dzisiaj o wiele trudniej. Ten mecz z 2013 roku pamiętam bardzo dobrze, bo było to duże wydarzenie. Graliśmy przy komplecie publiczności, strzeliłem bramkę w samej końcówce na 1:0 i to wystarczyło do wygranej. Radość była duża, zwłaszcza że nie byliśmy faworytem.
- Strzelił Pan Legii wspomniane wcześniej dwanaście bramek. To duża satysfakcja, że jest Pan najlepszym wiślakiem pod tym względem w całej 111-letniej historii „Białej Gwiazdy”?
- Fajna sprawa. Bardzo się cieszę, że tak jest.
- I wciąż ma Pan szansę ten dorobek powiększyć. Najbliższą już w niedzielę.
- Szansa jest. Po wygranej z Piastem, gdy wreszcie odnieśliśmy zwycięstwo na wyjeździe, pojedziemy walczyć do Warszawy o kolejne punkty, a ja poszukam tej swojej trzynastej bramki.
- Jak postrzega Pan dzisiejszą Legię? Z jednej strony bije na głowę pozostałe kluby ekstraklasy budżetem, z drugiej - nie potrafi jednak tej dominacji w pełni przełożyć na wyniki w lidze.
- Legia ma dzisiaj piłkarzy na bardzo wysokim poziomie. Takich, którzy mają jakość. Odjidja-Ofoe, Radović to są świetni gracze. Ale w piłce nożnej już tak jest, że liczy się przede wszystkim zespół i czasem właśnie zespołowa gra przynosi nieoczekiwane wyniki. Popatrzmy choćby na ostatnie mecze Legii u siebie z Ruchem czy Bruk-Betem. Oba te zespoły pokazały, że przy dobrej organizacji gry można w Warszawie zdobywać punkty. Bo choć Legia ma mnóstwo jakości, to ma również swoje słabsze strony. Ważne, żeby o nich wiedzieć i postarać się je wykorzystać.
- Wy często podkreślacie, że łatwiej się Wiśle gra z zespołami z czołówki, nastawionymi na ofensywny, otwarty futbol. Czy to ma oznaczać, że z Legią może grać się wam łatwiej niż np. ostatnio z Piastem Gliwice?
- To fakt, że wolimy grać z takimi drużynami, które nie murują dostępu do własnej bramki. Jagiellonia, Lechia, Lech czy właśnie Legia zawsze starają się grać swoją piłkę. Przy naszej sile ofensywnej czasami udaje nam się takie zespoły skutecznie zaskoczyć. Męczymy się natomiast z takimi drużynami, jak ostatnio Piast, który ustawił pięciu zawodników w obronie. Ciężko się jest przebijać przez taki mur i kreować sytuacje na gole.
- Fakt, że wygraliście w Gliwicach zdejmuje z Was większą presję przed meczem w Warszawie? Można przecież powiedzieć, że jeśli chodzi o dwa wyjazdy, to plan minimum już wykonaliście.
- Na pewno po meczu w Gliwicach poczuliśmy ulgę, bo bardzo doskwierał nam fakt, że byliśmy chyba najgorszym zespołem w lidze, jeśli chodzi o wyjazdy. Morale po takim meczu poszło w górę i mocno wierzymy, że punkty będziemy w stanie zdobyć również w Warszawie. Na pewno nie pojedziemy tam, żeby poddać się już w tunelu.
- Rozmawialiśmy już o bramkarzach. Teraz w bramce Legii stoi Arkadiusz Malarz, którego też już Pan pokonał.
- To dobry bramkarz, przede wszystkim jeśli chodzi o grę na linii. Ale na każdego bramkarza można znaleźć sposób. Na Arka Malarza również.
- Zdaje Pan sobie sprawę, że statystyka pańskich spotkań przeciwko Legii nie jest korzystna?
- Nie wiedziałem, nie liczyłem tego.
- Siedem razy Pan wygrywał, pięć razy były remisy, a dziesięć razy Pan przegrał.
- Myślę, że to akurat pokłosie tych ostatnich lat i tego, jak pozmieniało się w naszej lidze.
- I myśli Pan, że tę tendencję Wiśle uda się w najbliższym czasie odwrócić? Że szybko wrócicie do walki o czołowe miejsca w lidze?
- Mam taką nadzieję. Już zresztą jest postęp. Na chwilę obecną na pewno gramy lepiej niż jesienią. Bardziej regularnie. Jesienią potrafiliśmy zagrać świetny mecz, a w następnej kolejce o wiele słabszy. Teraz poprawiła się nasza organizacja gry, przede wszystkim w obronie. Tracimy mniej bramek i to też jest klucz do sukcesu, bo wiadomo, jaki mamy potencjał z przodu. W każdym meczu jesteśmy w stanie wykreować sobie po kilka okazji na gole. Ważne, żeby je wykorzystywać.
- Potencjał jest, bo choćby w ataku ostro rywalizujecie o miejsce w składzie. Jak jednak można było zobaczyć w Gliwicach, chyba ta rywalizacja jest na zdrowych zasadach, bo po strzelonym golu przez Zdenka Ondraska biegł Pan jak szalony do niego z ławki z gratulacjami…
- W naszej rywalizacji nie ma mowy choćby o cieniu zawiści. Wszyscy gramy w jednej drużynie. Zdenek to świetny człowiek, bardzo dobry piłkarz. Każda jego bramka bardzo mnie cieszy, ta w Gliwicach sprawiła mi ogromną radość, bo ciężko nam wcześniej szło. W tym wszystkim najważniejsza jest przecież Wisła, drużyna.
- Przed Panem niedzielny mecz z Legią, później pewnie jeszcze jeden, jeśli awansujecie do czołowej ósemki. Liczy Pan, że w następnym sezonie będą kolejne z pańskim udziałem? Ma Pan jakieś sygnały z klubu, że wkrótce usiądziecie do rozmów o nowym kontrakcie?
- Rozmowy na razie się nie zaczęły, ale nie zaprzątam sobie w tym momencie głowy tymi sprawami, bo jest praca do wykonania na boisku. Coś tam słyszałem, że rozmowy z zawodnikami, którym kończą się kontrakty, przekładają w klubie na nieco późniejszy czas. Pozostaje zatem skupić się na meczach i robić swoje. Później zobaczymy, co życie przyniesie.
- Ale kończyć kariery Pan nie ma zamiaru?
- Nie, jeszcze nie. Chciałbym pograć przynajmniej jeszcze jeden sezon. Na razie zdrowie dopisuje, forma nie jest najgorsza, więc nie myślę o tym, żeby już w czerwcu powiesić buty na kołku. Na razie jednak chciałbym strzelić jeszcze parę bramek w tym sezonie. Pierwszą najlepiej już w niedzielę.
jego mecze z Legią
Dotychczas Paweł Brożek rozegrał 22 mecze przeciwko Legii Warszawa. 21 z tych spotkań „Brozio” zagrał w barwach Wisły Kraków, jedno jako zawodnik GKS-u Katowice. W 21 przypadkach były to potyczki ligowe, raz zmierzył się z legionistami w Pucharze Ekstraklasy.
Bilans wszystkich spotkań nie jest korzystny dla wiślaka. Siedem razy cieszył się ze zwycięstwa, pięć razy był remis, a dziesięciokrotnie musiał przełknąć gorycz porażki (9 razy w Wiśle, raz w GKS-ie).
Paweł Brożek strzelił dwanaście bramek Legii. Pięć razy pokonał Jana Muchę, trzykrotnie Łukasza Fabiańskiego, dwa razy Kostiantyna Machnowskiego, a po jednym golu „zaserwował” Wojciechowi Skabie i Arkadiuszowi Malarzowi.
(BK)