Alfabet IV-ligowego Łódzkiego Klubu Sportowego [I-O]
Podsumowań minionego sezonu w wykonaniu Łódzkiego Klubu Sportowego ciąg dalszy. Z drugiej części przygotowanego przez nas alfabetu czwartoligowej drużyny dowiecie się, dlaczego kibice biało-czerwono-białych nie mieli łatwego życia, kto chciałby zwolnić z pozycji trenera Wojciecha Robaszka, a także dlaczego zdecydowaliśmy się wyróżnić zawodnika, który zdobył zaledwie jedną bramkę.
I jak inny świat IV ligi
Realia polskich niższych lig różnią się znacznie od tych, które znamy z ekstraklasy czy jej zaplecza. Niektórym stadionom, jak na przykład tym Neru Poddębice w Byczynie czy Concordii Piotrków Trybunalski, mało co można by zarzucić, są jednak i takie, które pozostawiają wiele do życzenia. Nie chodzi już o samo zaplecze, ale stan boiska, na którym zawodnikom przychodzi się mierzyć w ramach rozgrywek o punkty. Krzywo narysowane linie czy nierówna murawa to nierzadki problem na czwartoligowych obiektach. Niestety sytuacja finansowa większości klubów tej klasy nie pozwala na poprawę sytuacji i nikogo nie dziwi, że zarządzający nimi wolą przeznaczyć dostępne fundusze na rozwój swoich piłkarzy.
J jak "jesteśmy zawsze tam", nawet, jeżeli nas tam nie chcą
Kibice Łódzkiego Klubu Sportowego nie mieli w czwartej lidze łatwego życia. W większości miejscowości, gdzie się udawali, by oglądać zmagania podopiecznych Wojciecha Robaszka, nie byli mile widziani, a znaczna część klubów nie przeznaczała dla nich żadnych wejściówek. Nie pomagała także policja, która robiła wszystko, by biało-czerwono-biali nie obejrzeli spotkań nawet zza płotu, czy w niektórych miejscach z okolicznych pól. Tym bardziej zasługuje więc na wyróżnienie Zawisza Pajęczno, która* pomimo niezbyt dogodnych warunków i zakazu wyjazdowego nałożonego na łodzian, wpuściła sympatyków ŁKS na kort tenisowy przylegający do stadionu i pozwoliła na spokojne dopingowanie. Warto wspomnieć, że najwierniejsi kibice pojawili się w każdym mieście i wsi, w których ich klub rozgrywał swoje mecze.
*Kierując się stosowaną przez nieoficjalną stronę klubu Zawisza Pajęczno żeńską formą nazwy Zawisza, zastosowaliśmy ją w artykule w odniesieniu do wspomnianego klubu
Zobacz galerię zdjęć kibiców zgromadzonych na obiekcie w Pajęcznie.
K jak Kibice, bez których to wszystko nie było by możliwe
Ta litera jest w naszym alfabecie najważniejsza, a wszystko dlatego, że przypisana została tym, bez których prawdopodobnie nie byłoby Łódzkiego Klubu Sportowego w obecnej formie - Kibicom. Tak, Kibicom przez duże K. To właśnie oni, we współpracy z Akademią Piłkarską, postanowili odbudować legendę po upadku, do jakiego doprowadziło ją niewłaściwe zarządzanie przez poprzednich właścicieli. Na objęciu kilku stołków we władzach się oczywiście nie skończyło. Sympatycy biało-czerwono-białych dbają także o regularne wpływy do kasy klubu, pojawiając się liczną grupą na trybunach. Wysokiej frekwencji łodzianom może pozazdrościć niejeden zespół z wyższych lig. Kilkukrotnie w rundzie wiosennej wykupione zostały wszystkie bilety na mecze rozgrywane przy al. Unii Lubelskiej 2 przez podopiecznych Wojciecha Robaszka.
L jak loża szyderców z trybuny dostawianej
Tak jak na trybunach każdego z klubów, tak i na Łódzkim Klubie Sportowym zgromadziła się grupka ludzi, których możemy określić mianem "loży szyderców". Chyba wszyscy znamy takie osoby, które zawsze wiedzą wszystko najlepiej i krytykują decyzje sztabu szkoleniowego, czasami nawet domagając się zwolnienia trenera. Ich ofiarą stał się chociażby Michał Zaleśny i każdy jego krok, czujnie przez nich obserwowany, był podstawą do narzekania i wypominania wszystkich pojedynczych złych zagrań. Napastnik utarł im jednak nosa i mimo wszystko na wiosnę zaprezentował się świetnie, godnie zastępując Adama Patorę podczas kontuzji i zdobywając liczne bramki, które wszystkim - poza naszą lożą - pozwoliły zapomnieć o potknięciach i niewykorzystanych okazjach. Zaś Wojciech Robaszek, którego chcieliby się pozbyć, ma się... wyśmienicie. Jego podopieczni wywalczyli awans, nie ponieśli żadnej porażki w rundzie rewanżowej, a on sam zostaje w klubie minimum na kolejny sezon.
Ł jak Łukasz Adamski, zawodnik, który przede wszystkim pozostał kibicem
Wśród piłkarzy Łódzkiego Klubu Sportowego szczególnie wyróżnił się jeden, pomimo że rzadko miał możliwość wyjść w pierwszym składzie i w trakcie sezonu tylko raz pokonał bramkarza rywali, w ostatnim rozegranym przez łodzian w czwartej lidze spotkaniu z Widokiem Skierniewice. Zasługuje jednak na uznanie zwłaszcza ze względu na to, że pomimo stania się zawodnikiem, do końca pozostał przede wszystkim wiernym kibicem. Mowa o Łukaszu Adamskim, jedynym zawodniku, który nie pobiera za swoją pracę w zespole żadnej pensji, ponieważ po prostu pragnie być przy odbudowie klubu i się w nią zaangażować. Sam przyznaje, że chce dla ŁKS-u jak najlepiej i jeżeli ma on wywalczyć awans do drugiej ligi bez niego, nie widzi żadnych przeciwwskazań, co również pokazuje, że ponad karierę stawia klub i za to należy mu się szacunek.
Czytaj także: Łukasz Adamski z ŁKS Łódź: Chcę dla ŁKS-u jak najlepiej
M jak mundurowi, o których prowokacjach wypada chyba napisać coś więcej, niż tylko kilka zdań
W sprawie policji pokusimy się zapewne o dłuższy tekst, ale i na potrzeby naszego alfabetu w skrócie warto opisać zachowanie służb mundurowych, zabezpieczających w ogromnej liczbie mecze rozgrywane przez Łódzki Klub Sportowy na wyjazdach. Zniechęcając kluby organizujące spotkania do przyznawania kibicom wejściówek miały duży wpływ na to, że fanatycy biało-czerwono-białych nie mogli oglądać zmagań podopiecznych Wojciecha Robaszka. Jak skarżył się kierownik do spraw bezpieczeństwa Widoku, ostatniego z rywali ŁKS, to właśnie policja zmusiła ich do wpuszczenia na stadion ledwie dwustu skierniewiczan, którzy bilety mogli nabyć tylko i wyłącznie w przedsprzedaży, pomimo że obiekt stwarza warunki do ugoszczenia obu stron. Wykorzystywała także każdą sytuację, by bezpośrednio dopiec sympatykom łodzian. Normą stało się przeszukiwanie każdego auta, często jeszcze przed wyruszeniem ze zbiórki, oraz wystawianie mandatów dosłownie za wszystko co się dało. I jak to jeszcze mieści się w granicach prawa, tak zaczepek typu "mogę pana zamknąć na 48 godzin nawet za pogodę", żaden z kibiców usłyszeć nie powinien.
N jak Ner Poddębice, który jako pierwszy pokonał podopiecznych Wojciecha Robaszka
Łódzki Klub Sportowy, grając na wyjeździe na obiekcie w Byczynie, miał za co zrewanżować się zawodnikom Neru Poddębice. To właśnie oni, jako pierwsi spośród czwartoligowych zespołów, pokonali biało-czerwono-białych i to jeszcze przed ich własną publicznością. Po emocjonującym spotkaniu (relacja LIVE TUTAJ), na kilka minut przed ostatnim gwizdkiem sędziego, Joachim Pabiańczyk zdobył jedyną bramkę, jak się okazało na wagę trzech punktów, sprawiając, że w meczu jedenastej kolejki rozgrywek łodzianie musieli w końcu poczuć smak porażki.
O jak Orzeł Nieborów, którego bramkarz najczęściej wyjmował piłkę z siatki
Zawodnicy Łódzkiego Klubu Sportowego, w meczach rozgrywanych w ramach IV ligi, zdobyli ponad sto bramek. Najwięcej razy, bo aż dwanaście, udało im się pokonać Mariusza Jędrzejewskiego, bramkarza Orła Nieborów. Golkiper zespołu, plasującego się po zakończeniu sezonu w pierwszej dziesiątce tabeli, aż siedmiokrotnie w rundzie jesiennej i pięciokrotnie na wiosnę wyjmował piłkę z siatki po uderzeniach podopiecznych Wojciecha Robaszka.
Przeczytaj także pierwszą część alfabetu czwartoligowego Łódzkiego Klubu Sportowego od A do H
A już w środę część trzecia, w której dowiecie się między innymi, za co wyróżniliśmy kilku zawodników Łódzkiego Klubu Sportowego!