Polacy w Ligue 1. Rekordowy Glik, rezerwowy Krychowiak, roztargniony Stępiński, kontuzjowany Lewczuk
Jeśli ktoś zastanawiał się jeszcze, czy Monaco jest w stanie wytrzymać piekielne tempo, w jakim zmierza po mistrzostwo Francji, dzisiaj nie ma już żadnych wątpliwości. W pewnej wygranej z wiceliderem z Nicei (3:0) bardzo pomógł Kamil Glik, skutecznie powstrzymując Mario Balotellego. Polak dostał notę 7, jedną z najlepszych w zespole.
fot. Twitter/ASMonaco
O stanie ducha i nastawieniu zawodników z małego księstwa najlepiej świadczą dwa drobne szczegóły. W niedzielę rano, po efektownie wygranych derbach Lazurowego Wybrzeża, nikt nie odpoczywał, ale wszyscy pojawili się na zamglonym boisku treningowym w centrum La Turbie. Klubowi specjaliści od marketingu zamieścili też w mediach społecznościowych obrazki jak cała drużyna pracuje w siłowni. Na pierwszym planie na jednym ze zdjęć oczywiście Kamil Glik. To w zasadzie nic szczególnego, bo Polak niemal zawsze podczas rozbiegania jest w pierwszym rzędzie i prowadzi całą ekipę, ale warto zauważyć, jaki luz połączony ze świadomością ciężkiego treningu panuje teraz w Monaco. Trener Manchesteru City Pep Guardiola, pilnie studiujący ostatnie mecze czerwono-białych, ma się czego obawiać przed zbliżającym się spotkaniem w Lidze Mistrzów.
Maestro Glik dyryguje obroną Monaco;nf
Monaco zachwyca dwiema rzeczami - solidną obroną, której Glik est filarem, a jego para z Jemersonem nabiera coraz więcej automatyzmów oraz najlepszym atakiem w całej Europie. W miniony weekend pękła bariera 100 goli (!) we wszystkich rozgrywkach od początku sezonu, co jest niedoścignionym rekordem w największych ligach na Starym Kontynencie.
Wykorzystując grę słów i taką samą wymowę, spece od wizerunku ukuli przy okazji chwytliwe hasło, że gracze Monaco mają "strzelanie bramek we krwi".
Warto też wspomnieć, że z udziałem Glika tworzy się historia, bo jeszcze nigdy w swoich dziejach drużyna z Monte Carlo nie miała po 23 kolejkach aż 52 punktów na koncie.
Do gry, zgodnie z zapowiedziami trenera PSG, wrócił Grzegorz Krychowiak, ale na razie nie ma miejsca w pierwszej drużynie. Jego występ w amatorskich rezerwach, pierwszy raz, wzbudził trochę śmiechu u rywali z czwartoligowego Granville, którzy zaczepili na Twitterze klub z Paryża, głośno zastanawiając się, jak bardzo PSG musi się ich bać, skoro wystawia zawodnika kupionego za 30 mln euro. Zaczepka pozostała bez odpowiedzi, a najważniejsze wydaje się to, że Krychowiak wreszcie pojawił się na boisku po ponad miesiącu przerwy i nietypowej kontuzji kości w okolicach kolana. Zagrał ponad 70 minut, spisywał się na swojej nominalnej pozycji bardzo poprawnie - choć wśród amatorów, to prawda - i miał nawet znakomitą okazję do strzelenia gola, ale jego uderzenie do pustej bramki w ostatniej chwili zdołał wybić obrońca.
O nowym wyzwaniu, które stanęło przed Krychowiakiem - przeczytasz TUTAJ;nf
PSG gra już we wtorek kolejny mecz w lidze przeciwko Lille i w wyniku zbiegu różnych okoliczności (dolegliwości kilku graczy - Verratti, Pastore; perspektywa meczu z Barceloną za tydzień w Lidze Mistrzów) nie jest wykluczone, że Krychowiak na tym skorzysta. Choć z drugiej strony obrazki z ostatnich dni wskazują, że po przerwie spowodowanej indywidualnymi treningami nie czuje się w drużynie najlepiej, ani nie złapał jeszcze normalnego rytmu.
Piłkarze PSG grają często w "dziada" i gdy uda im się wymienić 20 podań, to "ofiara" goniąca w środku za piłką staje się przedmiotem żartów. W takiej sytuacji znalazł się właśnie Krychowiak pod koniec ubiegłego tygodnia. Inny przykład: gdy po wspólnym zdjęciu z Ronaldinho, wszyscy zaczęli podążać w grupach na boisko treningowe, Polak jako jedyny skierował się do szatni.
To są niby drobnostki, które nie muszą o niczym świadczyć, ale można też na ich podstawie wysnuć wniosek, że adaptacja Polaka w Paryżu wciąż przebiega mozolnie.
W niewątpliwie lepszej sytuacji, ale ciągle na beczce prochu, jest Mariusz Stępiński, który dostał szansę od trenera w przegranym meczu Nantes z Nancy (0:2). Polak został jednak zdjęty po godzinie gry, a dziennik L'Equipe ocenił jego grę na "2" - bardzo słabo i zdecydowanie najgorzej w drużynie. To kolejne ostrzeżenie, po tym, jak w połowie stycznia z Tuluzą Sergio Conceicao zmienił go już po 40 minutach. Może gdyby Stępiński wykorzystał okazję sam na sam z bramkarzem tuż po przerwie, jeszcze przy stanie 0:0...
Igor Lewczuk musiał opuścić boisko jeszcze w pierwszej połowie meczu Bordeaux - Rennes (1:1, już bez Kamila Grosickiego). Doznał urazu mięśnia w okolicach stawu biodrowego - przyznał trener "żyrondystów" Jocelyn Gourvennec. Kontuzja nie jest groźna, ale jeszcze nie wiadomo, kiedy polski obrońca wróci do pełnych obciążeń.
Maciej Rybus przesiedział na ławce całe derby z St Etienne przegrane przez Lyon 0:2. Przyjście do OL Memphisa Depaya na pewno mu nie służy.