Oceniamy wiślaków za mecz z Jagiellonią: strzelanina bez happy endu
Najpierw zgaga, potem euforia, a na koniec znowu niestrawności - widowisko na koniec świątecznego weekendu w Białymstoku było jak świąteczny przekładaniec. W pierwszej połowie potyczki w Białymstoku Wisła dorobiła się własnych Braci Be - zachowanie Michała Buchalika i Łukasza Burligi przy bramce Tuszyńskiego było rodem z piłkarskiego kryminału. Koło ratunkowe piłkarzom Kazimierza Moskala rzucił dopiero zmiennik Wilde-Donald Guerrier - co dał Haitańczyk, w ostatniej minucie gościom zabrał inny rezerwowy, Maciej Sadlok.
Michał Buchalik — 3 – ryba psuje się od głowy, a Wisła od samych tyłów. Rozczarowująco często z winy Michała Buchalika - po spotkaniu w Białymstoku bramkarz "Białej Gwiazdy" znowu zostawił po sobie ból głowy z gatunku tych powodowanych przez różne podłe trunki. Chwileczkę, "bramkarz"? Zarówno przy główce Tuszyńskiego na 1:0, jak i przy wyrównującej bramce Buchalik włożył minimum wysiłku w to, żeby spróbować choćby odbić piłkę zmierzającą do siatki. Najgorsze, że jeden z winowajców poniedziałkowego remisu nie ma godnego konkurenta na ławce rezerwowych - i Miśkiewicz, i Bieszczad to nie do końca to, czego oczekuje sztab szkoleniowy.
Boban Jović — 5 – nawet w obliczu plag, które nawiedziły defensywę "Białej Gwiazdy" w poniedziałek, Słoweniec zaprezentował się najbardziej przyzwoicie z wszystkich kolegów. Z drugiej strony, musimy wcielić się na moment w historyków sztuki i powiedzieć głośno: "twórczość" Jovicia nawet nie zbliżyła się do okresu wczesnego Burligi. Wliczając poczynania w ofensywie, bo z tego punktu widzenia zimowy nabytek Wisły jeszcze nie przekonał niedowiarków, że Kazimierz Moskal słusznie wystawia go na pozycji "Burego".
Richard Guzmics — 4 – Węgier zbyt pochopnie wziął sobie do serca słowa "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego" i zagrał niemal tak fatalnie, jak reszta jego partnerów z obrony. Po kontuzji mięśnia nie wyszedł już na drugą połowę - w 45 minutach pierwszej zdążył zmieścić za krótkie wybicia wprost pod nogi przeciwników i dwa wielbłądy w obecności Patryka Tuszyńskiego. Za pierwszym razem stoper musiał podzielić się odpowiedzialnością za gola dla gospodarzy z Burligą, za drugim akcja cudem nie skończyła się bramką.
Arkadiusz Głowacki — 3 – opis do tej oceny raczej zasługuje na czarną, żałobną ramkę - momentami aż żal było patrzeć, co z weteranem w koszulce "Białej Gwiazdy" robił Patryk Tuszyński. Przegrana główka ze sprytnym piłkarzem Jagiellonii kosztowała Wisłę wczesną utratę gola, rachunek za dwa kroki do tyłu za napastnikiem gospodarzy w samej końcówce spotkania wyniósł kolejną straconą bramkę i dwa punkty wypuszczone z rąk w doliczonym czasie gry. Stypy i tak nie było - "Głowa" zaliczył kilka standardowych interwencji, no i prawie strzelił gola.
Łukasz Burliga — 4 – wystawiając go po raz kolejny na lewej stronie obrony, Kazimierz Moskal wręczył "Buremu" do ręki odbezpieczony granat. Mecz w Białymstoku rozsypał się wiślakowi w rękach już na samym początku - Burliga mógł tylko obejrzeć się dwa razy za mijającym go Niką Dzalamidzem, a chwilę później piłka po dośrodkowaniu Gruzina i główce Tuszyńskiego już trzepotała w siatce. Nadrabianie w ofensywie też wychodziło słabo, przynajmniej w pierwszej połowie - druga to nieznaczna poprawa, szkoda, że bez efektów.
Alan Uryga — 4 – gdyby Uryga był zmuszony sporządzić swoje piłkarskie CV, w rubryce z mocnymi stronami mógłby umieścić tylko mokrą robotę w odbiorze - i to tylko momentami, bo nagminnie nie przydaje się drużynie na wiele. Ataki Jagiellonii zdawały się mijać go z obu stron, a sam wiślak nie miał w ich trakcie wiele do powiedzenia. Niestety, to samo, gdy pod bramkę "Jagi" ciągnęli goście - problemy z rozgrywaniem to bolączka, której u Urygi nie jest w stanie wyplenić nawet nowy trener.
Łukasz Garguła — 5 – mózg Wisły - to jeszcze określenie na wyrost, na razie co najwyżej móżdżek. Gargule wyraźnie służy współpraca z Moskalem, chociaż trochę mniej pozycja i zadania na boisku - tak naprawdę trudno określić, czy "Guła" to bardziej zawodnik ofensywny, czy defensywny. W Białymstoku zobaczyliśmy przez to mały kogel-mogel - Garguła nie wsławił się żadną ofiarną interwencją w destrukcji, a pod samą bramką Drągowskiego nie miał zbyt wiele do powiedzenia oprócz kilku celnych podań do kolegów.
Jean Barrientos — 3 – upór Kazimierza Moskala to najprawdopodobniej jedyny powód, dla którego w poniedziałek trener "Białej Gwiazdy" zafundował kibicom kolejny odcinek latynoamerykańskiej telenoweli z Urugwajczykiem w roli głównej. Technika techniką, ale u Barrientosa cała reszta to tragedia. Strzały - same pudła albo zablokowane uderzenia, podania - celnych było jak na lekarstwo, faule - lekkomyślne, jak zahaczenie Dzalamidzego. Argumenty Moskala o aklimatyzacji tracą na wadze - Barrientos trenuje z zespołem już przecież półtora miesiąca i powinien przynajmniej zachowywać więcej spokoju pod bramką.
Semir Štilić — 5 – dobrze, że w Białymstoku nie ma już Daniego Quintany, bo mamy wrażenie, że ktoś z umiejętnościami Hiszpana nakryłby Štilicia czapką. Na początku spotkania koledzy nie mieli go na radarze i mieli problemy z wypatrzeniem go w gąszczu pasiastych koszulek - gdy już doprosił się piłki, obrońcy "Jagi" tarasowali mu drogę pod bramkę, ewentualnie sam bombardował Drągowskiego niecelnymi i blokowanymi strzałami. W poniedziałek Bośniak był po prostu jednym z wielu na boisku, a na dodatek złapał czwartą żółtą kartkę w sezonie.
Rafał Boguski — 3 – złapaliśmy się na tym, że za każdym razem gdy piszemy o przedwczesnych zmianach "Dzikiego", są one jak najbardziej zasłużone. W Białymstoku nie było inaczej - wiślak był niechlujny w rozegraniu, miewał problemy z prostymi podaniami i w dodatku nękały go majaki z niedawnych czasów, nakazujące mu za często cofać się do obrony. Boguski był elementem już trzeciej pary skrzydłowych, którą od przejęcia sterów w Wiśle wypróbował Kazimierz Moskal - jeśli szkoleniowiec "Białej Gwiazdy" przedkłada jakość nad litość, w kolejnym meczu już nie zobaczymy "Bogusia" w tej roli.
Paweł Brożek — 5 – właściwe miejsce i czas przy wyrównującym golu, i... w zasadzie to by było na tyle, jeśli chodzi o poniedziałkowy występ "Brozia". Wisła Moskala odziedziczyła jedno po Franciszku Smudzie - kiedy ofensywa "Białej Gwiazdy" zgrzyta i nie pracuje jak należy, najlepszy snajper w koszulce z białą gwiazdą zostaje bez amunicji. Dyplomatycznie powiemy, że bramka nie wymagała od niego nie wiadomo jakiego kunsztu, którego zabrakło w innych sytuacjach, gdy był potrzebny - instynktowny wolej z 88. minuty mógł załatwić kwestię zdobyczy punktowej w Białymstoku, tymczasem obił tylko bandy reklamowe za bramką "Jagi".
Rezerwowi:
Wilde-Donald Guerrier — 7 ★ – trudno było uwierzyć w wypadki, które miały miejsce na stadionie w Białymstoku. Przeprowadzając dwie zmiany w przerwie spotkania Kazimierz Moskal zaryzykował sporo, ale w przypadku Haitańczyka pomnożył początkowy kapitał. Guerrier zaraz po wejściu na boisko wprowadził widownię w osłupienie, przepychając Tymińskiego z gracją radzieckiego czołgu T-34, niedługo później szczęśliwie strzelając swojego pierwszego gola od sierpnia. Nie wszystko poszło idealnie - solowy popis z 56. minuty wręcz musiał zakończyć się piłką w bramce gospodarzy, zamiast gdzieś na dachu białostockiego obiektu.
Maciej Sadlok — 3 – inwestycja w Guerriera była strzałem w dziesiątkę - na Sadloku Kazimierz Moskal spłukał się niemal do ostatniego grosza. Drugi ze zmienników długo radził sobie przyzwoicie ustawiony na pozycji stopera i prawdopodobnie dotrwałby do końca poniedziałkowego meczu w spokoju, gdyby nie długa piłka posłana z głębi pola w samej końcówce. Sadlok ni stąd ni zowąd przegrał główkę z Piątkowskim, ten drugi odegrał do Tuszyńskiego, jego wolej pod poprzeczkę poprzedziła rozpaczliwa interwencja Głowackiego i koniec końców "Biała Gwiazda" wyjechała z Białegostoku tylko z jednym punktem.
Mariusz Stępiński — grał za krótko