Oceniamy wiślaków za mecz z Jagiellonią: ofensywa tylko na papierze, duet "G&G" ratuje obronę
Operacja: rehabilitacja nie wypaliła - po przegranych derbach piłkarze Wisły solennie obiecali odkupienie wszystkich win, a w piątkowy wieczór dali się ograć Jagiellonii Białystok. "Biała Gwiazda" po raz kolejny potwierdziła, że jej potencjał ofensywny istnieje tylko w teorii, z kolei zawodnicy w formie to .
fot. Ryszard Kotowski
Michał Buchalik — 5 – z każdym kolejnym meczem jest nam coraz bardziej szkoda rosłego bramkarza Wisły. Miażdżąca większość bramek tracona przez "Białą Gwiazdę" wędruje wprost na rachunek nieporadnej linii obrony. Sam Buchalik w pierwszej połowie mógł jedynie się przyglądać, jak jego koledzy z ataku marnują okazje do zdobycia bramki - potem nie zawinił przy golach Jagiellonii, a i tak popisywał się paradami, jak po główce Piątkowskiego w 58. minucie.
Dariusz Dudka — 3 – na początku dawał nadzieje, że będzie w nim więcej Burligi niż ostatnio w samym Burlidze. Kalkując zamiłowanie do ofensywnych wypadów swojego nieobecnego kolegi z zespołu powielał także jego mankamenty - luki w obronie zdecydowanie zbyt często przymuszały Głowackiego i Guzmicsa do samodzielnego radzenia sobie z zabójczymi kontrami Jagiellonii.
Arkadiusz Głowacki — 5 – trudno montować efektowne kompilacje z jego zagrań, co w ogóle nie przeczy tezie, że kapitan Wisły to jej opoka w praktycznie każdym spotkaniu. Nieznacznie zmniejszył obroty w porównaniu do świetnego początku sezonu, lecz przy zawodzących Stiliciu i Brożku to w jego stronę powinny kierować się wszystkie modły kibiców "Białej Gwiazdy".
Richard Guzmics — 4 – nawet, jeśli brać za wyznacznik cały mecz Węgra przeciwko Cracovii, nowy stoper w talii Franciszka Smudy zasługuje na pochwałę. Powściągliwą, ale jednak pochwałę. Nawet przy dwóch straconych bramkach widać, że komplementy Arkadiusza Głowackiego pod adresem "Ryśka" nie wzięły się znikąd, a sam Madziar ma zadatki na "Głowę mini", zwłaszcza, gdy będzie częściej występował u boku bardziej doświadczonego kolegi.
Maciej Sadlok — 3 – największy wędrowniczek w drużynie Wisły po raz kolejny zapomniał, że w pierwszej kolejności jest obrońcą. Nie usprawiedliwiają go nawet seryjne dośrodkowania wstrzeliwane niemal odruchowo w pole karne Jagiellonii - brakowało go przy atakach gości, co skwapliwie wykorzystał Frankowski w samej końcówce spotkania.
Alan Uryga — 3 – trudno się oprzeć wrażeniu, że oprócz kontraktu z Wisłą defensywny pomocnik może pobierać również dodatkową pensję za bycie odźwiernym dla rywali. Brakuje tylko kłaniania się w pas przeciwnikom, bezlitośnie mijających bezradnego wiślaka podczas wyprowadzania ataków. Naturalny zmysł Urygi do rozgrywania chyba bezpowrotnie wyparował.
Łukasz Garguła — 3 – wskoczył do pierwszego składu głównie z powodu odrobinę irracjonalnej niechęci Smudy do Emmanuela Sarkiego. Trudno zaprzeczyć, że w trakcie meczu z Jagiellonią się nie starał, jednak po jednym z lepszych sezonów w karierze cyfry w boiskowym wieku "Guły" znowu przestawiły się z 23 na 32. Mały plus za precyzyjny strzał z rzutu wolnego z 42. minuty, po którym Jagiellonię uratował słupek.
Maciej Jankowski — 2 – w pierwszej fazie meczu kupił sobie alibi pracusia, operując nieco bliżej Alana Urygi niż Semira Stilicia i chętnie biorąc udział w efektownym rozgrywaniu piłki na połowie Jagiellonii. Później "Jankes" po raz kolejny udowodnił, że obecność w polu karnym to dla niego trauma. Tuż po starcie drugiej połowy karygodnie pogubił się z piłką pod bramką "Jagi" - zdecydowanie większy popłoch sieje przy improwizowanych akcjach, takich jak ta z pierwszej połowy, gdy bez namysłu główkował na bramkę Drągowskiego.
Semir Stilić — 3 – od pewnego czasu Bośniak jest dziwnie bojaźliwy, a podczas spotkania z "Jagą" wolał nieskutecznie ostrzeliwać rywali z dystansu, zamiast próbować odważnych wejść w pole karne. Wykończenia brak, co udowodnił pudłem na samym początku meczu w sytuacji, która powinna niechybnie zakończyć się golem. W piątkowy wieczór Stiliciowi nie wychodziły nawet rzuty wolne, które Franciszek Smuda kwitował chyba jedynie ukrywaniem twarzy w dłoniach.
Rafał Boguski — 2 – nadal najsłabsze ogniwo i tak już słabawego łańcucha ofensywnych piłkarzy "Białej Gwiazdy". Podobnie, jak Stilić, z uporem maniaka serwował kibicom kompletnie nieprzemyślane albo zbyt wątłe uderzenia zza pola karnego. Nieudolne uderzenie głową z 68. minuty przynosi więcej hańby samemu Boguskiemu niż Drągowskiemu, który zdołał złapać piłkę po strzale "Dzikiego". Ostatnie podrygi w drugiej połowie odłożyły nieuniknione zejście wiślaka z boiska tylko o kilka minut.
Paweł Brożek — 3 – wystawianie zawodzącego "Brozia" kosztem Stępińskiego i liczenie na przebudzenie wiślackiego snajpera powoli przypomina oczekiwanie na kometę Halleya. Od "dwójki" za mecz z Jagiellonią ratuje go tylko umiejętna gra ciałem i zgrywanie piłek do swoich partnerów z ofensywy - niezależnie od jego wkładu w zapasy przed polem karnym rywala, w samym polu karnym Wisła bez Brożka jest zwyczajnie osierocona.
Rezerwowi:
Wilde-Donald Guerrier — 4 – szybkość i całkiem niezła technika jest niczym przy braku umiejętności podejmowania dobrych decyzji. Swoim występem Haitańczyk i tak przebił żenującego Boguskiego i Gargułę, ale wcale nie trzeba obejrzeć "Efektu motyla", żeby wyobrazić sobie potencjalne scenariusze po ewentualnym dograniu w pole karne w końcówce spotkania - w 81. minucie w zamyśle Guerriera przegrało z samolubnym strzałem nad bramką.
Mariusz Stępiński — grał za krótko
Emmanuel Sarki — grał za krótko