Oceniamy Ruch za mecz z Podbeskidziem: pozostał niedosyt
Patrząc na poprzednie wyniki zarówno chorzowian jak i Podbeskidzia a także fakt, iż gospodarze prowadzili we wtorkowym spotkaniu, po końcowym gwizdku pozostał niedosyt. Podbeskidzie nie prezentuje w tym sezonie szczególnie dobrej formy, więc remis jest dla Niebieskich pewnym rodzajem porażki. Powodem straconych przez chorzowian punktów był minimalizm w ataku i indywidualne błędy w obronie.
fot. Arkadiusz Ławrywianiec / Polska Press
Wyjściowa jedenastka:
Matus Putnocky (6) - gdyby nie interwencje Słowaka, Niebiescy mogliby nie zdobyć nawet punktu. Świetne instynktowne wybicia strzałów Kohei Kato czy Roberta Demjana uratowały całą drużynę przed stratą bramek. Przy wyrównującej bramce gości był bez szans.
Martin Konczkowski (6) - oprócz tego, że w defensywie radził sobie najlepiej ze wszystkich obrońców, skutecznie zatrzymując Jakuba Kowalskiego czy Roberta Demjana, to rozpoczynał akcje swojej drużyny. Nie wahał się pędzić z piłką na połowę rywali lub obsługiwać napastników długimi podaniami. Sam również chętnie wchodził nawet w pole karne przeciwników. Tam też inteligentnie podając do Lipskiego, wpisał się na listę asystentów.
Rafał Grodzicki (4) - we własnym polu karnym stwarzał czasem więcej zagrożenia niż sami zawodnicy Podbeskidzia. Niepewne wybicia w stronę Putnockiego mogły zakończyć się katastrofą. Trzeba jednak troszkę pochwalić go za dobre zachowania przy stałych fragmentach rywali. Wybicia na byle dalej od bramki, choć na chwilę oddalały zagrożenie.
Michał Koj (5) - dobra kontrola Kohei Kato czy Roberta Demjana sprawiła, że Podbeskidzie w pierwszej połowie mimo chęci, nie zdołało sobie stworzyć wielu sytuacji strzeleckich. Pod koniec meczu Koj zaczął się nieco gubić. Spóźniał się z interwencją, co przełożyło się na uzyskanie żółtego kartonika.
Paweł Oleksy (5) - nie było najgorzej. Przez cały czas starał się trzymać gości z dala od pola karnego Matusa Putnockiego. Nie dawał im swobody po swojej stronie, a także pomagał stoperom na środku boiska. Trochę nieśmiały jeśli chodzi o ofensywę. Lepiej czuł się na własnej połowie boiska.
Maciej Urbańczyk (5) - działał głównie w środku pola. Usiłował przerwać rozgrywane krótkimi podaniami akcje Podbeskidzia. Chętnie cofał się do defensywy, co czasem przynosiło pozytywne efekty. W miarę upływających minut coraz aktywniejszy również w ataku. Pod sam koniec spotkania krzykiem rozpaczy próbował strzelać z dystansu. Niecelnie.
Łukasz Surma (4) - bardziej przyglądał się przeciwnikom niż sam próbował kreować sytuacje. Przez większość czasu poprostu niewidoczny. Na początku popisał się jedynie strzałem na własną bramkę, po którym refleksem wykazał się Putnocky. W ostatnich minutach również chciał zdobyć gola - nawet w dobrą stronę, ale na tyle sztampowo, że nie zdołał zaskoczyć Emiljusa Zubasa.
Marek Zieńczuk (5) - zacznijmy od pozytywów. Stałe fragmenty gry w jego wykonaniu były naprawdę na wysokim poziomie. Niemal każdy stworzył zagrożenie pod bramką rywala. Lądowały tam gdzie powinny - to, że nie wykorzystali ich koledzy z zespołu było już ich winą. Nieco słabiej szło mu tworzenie sytuacji z gry. Dobrze rozumiał się z partnerami z druzyny wymieniając krótkie podania, ale nic wielkiego z tego nie wyszło. A jeszcze gorzej ich wykańczanie - strzałami na bramkę Zubasa martwił jedynie chłopców od podawania piłek.
Patryk Lipski (7) - 21-latek niespodziewanie wyrasta na jednego z liderów drużyny. W każdym kolejnym spotkaniu wyróżnia się na boisku. I to tylko i wyłącznie na korzyść. Wreszcie doczekał się premierowego trafienia. Całkowicie na nie zasłuzył. Najaktywniejszy z chorzowian w ataku - wciąż próbował przebić się w pole karne Zubasa, pomóc kolegom przechytrzyć obrońców. Bramka to tylko wisienka na torcie. Jedynie czego można żałować to niewykorzystana sytuacja wykreowana przez Mariusza Stępińskiego. No ale nie można mieć wszystkiego.
Rołand Gigołajew (3) - patrząc na jego grę aż chciałoby się powiedzieć "brawo za pomysł". Bo planów działania mu nie brakowało. Gorzej z wykonaniem. Co z tego, że popisał się kilkoma rajdami lewą stroną boiska, jak wcześniej czy później tracił każdą piłką lub dośrodkowywał ją nie tam gdzie trzeba? Czasami można było mieć wrażenie, że nie widzi linii bocznych boiska, gdyż zdarzało mu sie wybiec za nie z piłką. Zmieniony nie bez powodu.
Eduards Visnakovs (5) - ostatnie dwa spotkania i dwie bramki - tego po Łotyszu nie można się było spodziewać. W poniedziałek powrócił jednak do "swojej" formy. Nie można powiedzieć, aby koledzy jakoś szczególnie szczodrze obdarzali go piłkami, ale zdążył zmarnować kilka sytuacji. Złe przyjęcia czy po prostu niecelność - coś do czego w jego wykonaniu powinniśmy się przyzwyczajać. Plus za zmienność pozycji - gdy po wejściu Stępińskiego, cofnął się na prawo, zagrał tam dużo lepiej niż Gigołajew.
Gracze rezerwowi:
Mariusz Stępiński (5) - wszedł i od razu padła bramka. To nie może być przypadek. Jeśli nawet nie miał przy niej większego udziału, to najwyraźniej samą obecnością zmotywował kolegów do walki. Całkiem nieźle radził sobie w ataku - szczególnie po prawej stronie boiska. Bez większego kłopotu mijał tamtędy defensorów rywali, kreując sytuacje strzeleckie kolegom.
Maciej Iwański (bez oceny) - na boisku spędził nieco ponad kwadrans. W tym czasie zdążył jedynie wymienić parę podań.