Oceniamy Podbeskidzie za mecz ze Śląskiem: halloweenowe psikusy i bramki na autostradzie
Jeśli najwyższą notę za swój występ otrzymuje od nas bramkarz, który aż cztery razy wyciągał piłkę z siatki, to co powiedzieć o postawie reszty zespołu? W czwartkowym meczu ze Śląskiem Wrocław (0:4) żaden z piłkarzy Podbeskidzia Bielsko-Biała nie zasłużył na pozytywną ocenę.
Śląsk rozniósł Podbeskidzie w drugiej połowie. Cztery gole w 20 minut!
Najsłabiej spisali się obrońcy „Górali”, którzy najwyraźniej postanowili uczcić Halloween i sprawili kilka nieprzyjemnych psikusów Richardowi Zajacowi. Zaś fatalna postawa w ofensywie sprawiła, że bramki na A4 w drodze powrotnej z Wrocławia były jedynymi, jakie tego dnia zdobyli bielszczanie.
Oceniamy Podbeskidzie za mecz ze Śląskiem (w skali 1-10):
Richard Zajac - 5: Do słowackiego bramkarza nie można mieć po tym meczu większych pretensji, bo przy wszystkich trafieniach Śląska w największej mierze zawinili obrońcy. Zajac popisał się kilkoma dobrymi interwencjami, m.in. po uderzeniu Patejuka z dystansu czy strzale z bliskiej odległości Paixao. Zagrał pewniej, niż – o ironio - w meczu z Ruchem, gdy… zachował czyste konto.
Marek Sokołowski – 2: Wystawienie 35-letniego obrońcy po prawej stronie, gdzie brylowali najlepsi na boisku Dudu i Sylwester Patejuk, nie było zbyt dobrym pomysłem. Sokołowski nie nadążał nad szybszymi rywalami, którzy na swojej flance robili co chcieli. W drugiej połowie kapitan Podbeskidzia od święta przekraczał linię środkową.
Dariusz Pietrasiak – 3: Dla mistrza Polski w barwach Śląska każdy powrót na stare śmieci jest czymś szczególnym, ale tę wizytę we Wrocławiu stoper „Górali” będzie chciał wymazać z pamięci jak najszybciej. Do przerwy Pietrasiak nieźle radził sobie z kryciem Paixao, ale w drugiej połowie był już całkowicie zagubiony. To on nie przypilnował linii spalonego, gdy portugalski napastnik podwyższył na 2:0.
Bartłomiej Konieczny – 3: Znów ta sama historia, co w meczu z Cracovią. Niby do pewnego momentu Podbeskidzie dobrze się broni, ale w pewnym momencie coś pęka i nawet Konieczny zaczyna popełniać błędy w ustawieniu. Był lepszym z pary stoperów, ale cóż z tego, skoro Podbeskidzie znów straciło na wyjeździe cztery bramki.
Błażej Telichowski – 3: Już od jakiegoś czasu „Telich” nie daje swojej drużynie tyle, co w rundzie wiosennej czy nawet na początku tego sezonu. Bezpośrednio zamieszany w gole na 1:0 i 4:0. Przy tym pierwszym niektóre źródła zaliczyły mu nawet samobójcze trafienie. W doliczonym czasie gry po rzucie rożnym miał okazję na honorowe trafienie, ale po główce z kilku metrów nie trafił nawet w bramkę.
Anton Sloboda – 4: Jego akcja z piątej minuty mogła odwrócić przebieg zdarzeń w tym meczu, ale sędzia zamiast odgwizdać faul Kelemena przy wyjściu za pole karne, ukarał Slobodę za próbę jego wymuszenia. Aktywny na początku meczu, momentami niezły w odbiorze, ale spóźnił się za Patejukiem przy trzeciej bramce dla Śląska.
Dariusz Łatka – 3: Pomocnik Podbeskidzia to piłkarz, który nie gwarantuje piłkarskiej jakości, ale zadziorności i ambicji mógłby się od niego uczyć niejeden zawodnik z czołowych zespołów Ekstraklasy. Niestety, zamiast poderwać zespół do walki w drugiej połowie, Łatka całkowicie dostosował się do gry swoich kolegów i tylko biegał za piłką, podczas gdy rywale strzelali kolejne bramki.
Frank Adu Kwame – 2: Być może pomocnik z Ghany zamienia się na treningach w wirtuoza futbolu, bo analizując jego postawę w meczach ligowych, ciężko wyszczególnić w jego grze jakiekolwiek atuty. Mimo to Czesław Michniewicz, a teraz Leszek Ojrzyński, chętnie widzieli go w roli skrzydłowego zamiast Aleksandra Jagiełły. Dlaczego? Trudno powiedzieć. W meczu ze Śląskiem Adu znów był niewidoczny i zszedł z boiska po godzinie gry.
Piotr Malinowski – 3: Nie przeszedł obok meczu, kilka razy zaatakował rywala pressingiem, ale co z tego, skoro niewiele dał swojej drużynie w ofensywie. Ani na skrzydle, ani w ataku, gdzie został przesunięty od początku drugiej połowy. Ciężko go jednak za to krytykować, skoro koledzy praktycznie w ogóle nie dostarczali mu piłek.
Fabian Pawela – 3: We Wrocławiu było widać, że pochodzący z pobliskiej Świdnicy zawodnik ma za sobą kilkutygodniową przerwę spowodowaną kontuzją. Miał dwie okazje do strzelenia gola, jedną z nich wręcz stuprocentową, ale po stałym fragmencie gry piłka odskoczyła mu kilka metrów od bramki i padła łupem Kelemena. W drugiej połowie zupełnie odcięty od podań kolegów.
Sebastian Bartlewski – 4: Ojrzyński nie jest chyba zwolennikiem talentu byłego piłkarza Arki Gdynia. W meczu z Ruchem nie dał mu nawet powąchać murawy, a we Wrocławiu zostawił w szatni już po pierwszej połowie. Szkoleniowiec argumentował to tym, iż Bartlewski notował straty i słabo wychodziła mu gra pressingiem. Biorąc jednak pod uwagę, że dla 19-latka był to dopiero drugi mecz w Ekstraklasie, to wcale nie było tak źle. Tylko regularna gra pozwoli mu poczynić postępy.
Rezerwowi:
Marcin Wodecki – 3: To on zmienił Bartlewskiego, ale zanim zdążył przeprowadzić jakąś akcję, było już właściwie po meczu. W końcówce miał doskonałą okazję na honorowego gola, ale jego strzał z bliskiej odległości z trudem wybronił Kelemen.
Aleksander Jagiełło – 4: Po godzinie gry pojawił się na boisku zastępując Adu. Nie zaliczył jeszcze swojego pierwszego kontaktu z piłką, a Podbeskidzie w odstępie dwóch minut straciło dwie bramki. Wszedł w bardzo trudnym momencie i ciężko mu było dokonać czegoś pozytywnego.
Dariusz Kołodziej – 4: Widząc dziurę między linią pomocy a napastnikami, trener Ojrzyński zdecydował się na wprowadzenie Kołodzieja. Trudno ocenić przydatność tej zmiany, bo „Kołek” wszedł na boisko już przy stanie 0:3. Szkoda, bo jego strzały z dystansu mogły zmusić do błędu Kelemena. Bramkarz Śląska grał w czwartek bardzo niepewnie, ale bielszczanie nie potrafili tego wykorzystać, zatrudniając go zbyt rzadko.