menu

Oceniamy legionistów za mecz ze Śląskiem: Czy to już "one man team"?

9 maja 2013, 11:43 | Marek Koktysz

Legia Warszawa w fatalnym stylu przegrała ze Śląskiem Wrocław 0:1. To wystarczyło, żeby "Wojskowi" unieśli w górę Puchar Polski, ale ich postawa wołała w środę o pomstę do nieba. Czas na oceny!

Finał Pucharu Polski. Legia Warszawa - Śląsk Wrocław 0:1 (BRAMKA, SKRÓT MECZU)
Legia odebrała Puchar Polski na Pepsi Arenie [DEKORACJA, FETA]
Kibice na meczu Legia Warszawa - Śląsk Wrocław 0:1 (ZDJĘCIA, OPRAWA)

BRAMKA:

Wojciech Skaba (7) - przy bramce nie miał nic do powiedzenia, bo Żewłakow pokonał go perfekcyjnym strzałem głową tuż przy słupku. W każdej innej sytuacji interweniował pewnie, dobrze skracał pole i przeciągał grę na korzyść Legii. Ponadto obronił groźne strzały Soboty i Ćwielonga, który był z nim w sytuacji "sam na sam".

OBRONA:

Artur Jędrzejczyk (8) - Legia to ostatnio "one man team" w osobie "Jędzy". Naprawdę przyjemnie się patrzy na jego grę. Szarpie, walczy, drybluje, podłącza się do akcji ofensywnych i co ważne - jako jeden z nielicznych nie popełnia większych błędów. Jeśli to sprawka kebabów, które regularnie wsuwa, to chyba czas zmienić dietę w całej drużynie Legii.

Michał Żewłakow (4) - trochę za dużo nazbierał bramek samobójczych w Legii. "Niejedno w życiu widziałem" - mówił spokojnie dziennikarzom po meczu. Prawdziwy weteran polskiej piłki notuje ostatnio znaczący regres i nic dziwnego, że Jan Urban stawia na niego sporadycznie.

Tomasz Jodłowiec (2) - "Jodła" po raz kolejny ewidentnie zawalił bramkę, wykonując jedno ze swoich markowych zagrań (do przeciwnika lub bramkarza).

Marko Suler (6) - Słoweniec piłkarsko zmartwychwstał. W Legii był już chodzącym trupem, a tymczasem nagle okazało się, że potrafi grać w piłkę. W środę dawał radę na lewej stronie, często też starał się podłączać do akcji ofensywnych - z marnym skutkiem. To jednak piłkarz, na którego wystarczy szybki i zwrotny skrzydłowy. Legia zagra teraz z Jagiellonią, a tam jest Quintana. Z nim tak łatwo nie będzie.

POMOC:

Janusz Gol (2) - "drugie dno" tego meczu (pierwszym był Jodłowiec). Jego beznadziejność widzieli wczoraj wszyscy - kibice, dziennikarze i wreszcie trener. Jan Urban nie wytrzymał i już w 32. minucie zdjął Gola z boiska. Ten, jak można się było spodziewać, nie był pocieszony, ale jak sobie obejrzy powtórki to zrozumie. Środek pola z nim w składzie należał całkowicie do Śląska.

Ivica Vrdoljak (5) - przyzwoita gra, to chyba jedyne, co można o nim napisać. Chorwat niczym nie zachwycił, standardowo do piłki zbierał się długo, a sprintem nie zgrzeszył.

Jakub Kosecki (4) - bardzo słabo. Ratuje go tylko to, że że chciało mu się za stu. Niestety nie kalkulowało się to z tym, co pokazywał na boisku. Co chwila się przewracał, tracił piłkę. Nie odnalazł się na prawej stronie. Trochę uszczypliwości z przymrużeniem oka chyba nie zaszkodzi - Kuba cały mecz przejeździł na tyłku.

Tomasz Brzyski (4) - też słabiutko. Dryblingi długie i niepotrzebne, bo gubił po nich piłkę. Rożne i wolne bite bez pomysłu i finezji, więc nie stwarzały zagrożenia. Generalnie "Brzytwa" nie wniósł do gry Legii absolutnie nic.

ATAK:

Władimer Dwaliszwili (5) - przestoju Gruzina ciąg dalszy. "Lado" gdzieś tam próbował szarpać i się pokazywać. Raz miał naprawdę fajne wyłożenie piłki do Łukasika, a wcześniej wziął na plecy obrońcę, więc "Miłek" mógł spokojnie uderzyć. Poza tym napastnik niewidoczny, otrzymujący mało podań.

Marek Saganowski (6) - szóstka za chęci i dobre powroty. Dodatkowo, jakby nie było, został królem strzelców Pucharu Polski. Nie dostał jednak nawet żadnej statuetki z czego żartowali sobie dziennikarze w strefie mediów.

REZERWA:

Daniel Łukasik (5) - mógł zrobić najwięcej z rezerwowych, ale zrobił niewiele. Po meczu nie chciał rozmawiać z dziennikarzami i słusznie, bo nie było o czym. "Miłek" oczywiście prezentował się w środku lepiej od Gola - zarówno w defensywnie, jak i akcjach ofensywnych.

Miroslav Radović (4) - zmienił w 73. minucie Brzyskiego i utwierdził wszystkich w przekonaniu, że jest zdecydowanie bez formy. Straty, niecelne podania i wciąż ten sam, maślany zwód.

Dominik Furman (-) - zagrał zbyt krótko by go ocenić. Warto jednak napomknąć o tym, że jest chyba największym pechowcem Pucharu Polski. Przez parę minut, kiedy był na boisku zdążył nabawić sie kontuzji barku. W Białymstoku nie zagra na pewno, a pod znakiem zapytania stoją kolejne jego występy.

Polub nas na Facebooku! Już prawie 40 tysięcy fanów dyskutuje z nami na naszym fan-page'u. Tam dzieje się jeszcze więcej!


Polecamy