Oceniamy lechistów za mecz z Ruchem: Za dużo rąbanki, za mało jakości
Gdyby nie piękne gole Deleu i Marcina Malinowskiego, to mecz Ruchu Chorzów z Lechią Gdańsk w ogóle nie zostałby zapamiętany. Goście chcieli zagrać odważniej, ale nie mieli dziś ani pomysłu, ani wykonawców. Zobacz, jak oceniliśmy ich za drugie ligowe spotkanie.
Oceniamy lechistów za mecz z Ruchem (w skali 1-10):
Mateusz Bąk (5) – W pierwszej połowie mógł nasmarować się olejkiem i spoglądać na słońce, bo nawet przy straconym golu nie bardzo miał po co się rzucać, tak kapitalny był to strzał. Po zmianie stron popełnił poważny błąd, kiedy wypluł piłkę przed siebie (na szczęście bez konsekwencji, bo Sultes uderzył nad poprzeczką) i raz uratował zespół przed stratą bramki (strzał z bliska Starzyńskiego).
Deleu (7) – Czwarty sezon w Lechii i dopiero drugi gol, ale znowu pięknej urody. Debiutanckie trafienie z Zagłębiem Lubin (pół roku temu) padło po kopnięciu wewnętrzną częścią stopy. Dzisiaj „Didi” popisał się fantastycznym okienkiem z okolicy 20 metra. W ogóle robił na boisku najwięcej szumu. W drugiej części miał jeszcze jedną okazję.
Jarosław Bieniuk (5) – Obaj stoperzy Lechii nie napracowali się. Owszem, kilka razy trzeba było wybić piłkę, pobiegać za Sultesem, wspomóc bocznych obrońców, ale w gruncie rzeczy nie była to jakaś żmudna robota – ot szara rzeczywistość meczów z przeciwnikiem, który nie ma zbyt wielkiej siły rażenia.
Sebastian Madera (5) – Prezentował się tak samo, jak jego partner, dlatego odsyłamy do powyższego opisu.
Christopher Oualembo (5) – Swoje sektory zabezpieczał bez większego zarzutu (raz zaspał, kiedy Starzyński znalazł się w cztery oczy z Bąkiem). Kongijczyk jednak za rzadko podłączał się do ofensywy. Ale może takie były założenia, skoro tak często pod pole karne zapędzał się inny boczny obrońca, Deleu.
Piotr Wiśniewski (3) – Nic wielkiego nie pokazał, choć biegał i na lewym skrzydle (pierwsza połowa), i na prawym (druga część). Oddał tylko jeden strzał; po stałym fragmencie gry kopnął z dala od lewego słupka. Znowu zszedł z boiska, zanim sędzia zagwizdał po raz ostatni.
Marcin Pietrowski (5) – Przeciętny występ, jak zresztą całej drużyny. Trochę się nabiegał, trochę powalczył, ale wiele pożytku z tego nie było. Mamy wrażenie, że odrobinę zaspał z dojściem do Malinowskiego w sytuacji, w której gdańszczanie stracili gola.
Paweł Dawidowicz (5) – Nie ma dzieła przypadku w tym, że 18-latek wychodzi drugi raz z rzędu w podstawowym składzie. Jest ambitny, ma talent, nie boi się walczyć i ma niezłą wydolność.
Przemysław Frankowski (3) – Nie rzucał się w oczy, a powinien, skoro występuje w roli „dziesiątki” odpowiedzialnej za rozgrywanie akcji. Brakuje nam u niego powtarzalności. Na razie miał w Lechii jeden udany mecz (w zeszłym sezonie).
Daisuke Matsui (5) – Spodziewano się po Japończyku fajerwerków po tym co zrobił w debiucie. Dzisiaj ich jednak prawie nie było. Kilka razy ładnie rozruszał zespół, lecz bardziej zapamiętamy go ze spóźnionego wślizgu, po którym Ruch wyrównał.
Damian Kugiel (1) – Pozycja wysuniętego napastnika w Lechii, to mina – kto w nią „wdepnie”, ten zostanie odpalony. W poniedziałek fatalnie zaprezentował się Adam Duda i do Chorzowa nie pojechał. To samo chyba czeka Kugiela, który ani nie wypracował sobie żadnej sytuacji, ani nie pokazywał się do gry.
Weszli z ławki:
Piotr Grzelczak (2) – Drugi mecz z ławki. W doliczonym czasie gry nie wykorzystał stuprocentowej okazji.
Patryk Tuszyński – Wszedł na ostatni kwadrans i próbował wymusić jedenastkę. Sędzia Musiał nie dał się nabrać; widział całą sytuację z bliska i ukarał Tuszyńskiego żółtą kartkę.
Łukasz Kacprzycki - Nie pokazał nic wielkiego, zresztą grał zbyt krótko, by go ocenić.
LECHIA GDAŃSK - serwis specjalny Ekstraklasa.net