menu

Obrona Lecha zdrzemnęła się w końcówce. Śpiączka uratował punkt dla Podbeskidzia

7 listopada 2014, 22:20 | Wojciech Maćczak

Przed dwoma tygodniami Lech Poznań mimo słabej postawy pokonał na własnym boisku Górnika Łęczna 1:0, teraz był bliski powtórzenia tego wyniku w meczu z Podbeskidziem. Wydawało się, że poznaniacy dociągną jednobramkowe prowadzenie, tymczasem tuż przed końcem spotkania do wyrównania doprowadził Bartosz Śpiączka.

Lech Poznań - Podbeskidzie Bielsko-Biała 1:1
fot. Grzegorz Dembiński
Lech Poznań - Podbeskidzie Bielsko-Biała 1:1
fot. Grzegorz Dembiński
Lech Poznań - Podbeskidzie Bielsko-Biała 1:1
fot. Grzegorz Dembiński
Lech Poznań - Podbeskidzie Bielsko-Biała 1:1
fot. Grzegorz Dembiński
Lech Poznań - Podbeskidzie Bielsko-Biała 1:1
fot. Grzegorz Dembiński
Lech Poznań - Podbeskidzie Bielsko-Biała 1:1
fot. Grzegorz Dembiński
Lech Poznań - Podbeskidzie Bielsko-Biała 1:1
fot. Grzegorz Dembiński
1 / 7

Efektowne początki meczów stały się ostatnio domeną poznaniaków. W trzech z ostatnich czterech spotkań podopieczni Macieja Skorży zdobywali bramki w ciągu pierwszych dziesięciu minut, a w pucharowym starciu z Jagiellonią po tym czasie mieli już na koncie dwa trafienia. Dobrą passę podtrzymali w meczu z Podbeskidziem i już po pięciu minutach gry prowadzili 1:0.

Bramka padła po dośrodkowaniu z rzutu rożnego i błędzie defensywy gości – po wrzutce z kornera strzał oddał Tomasz Kędziora, a zmierzającą w stronę bramki piłkę tuż przed bramkarzem musnął Dawid Kownacki, dzięki czemu kompletnie zmylił Michala Peskovicia i zdobył swoją drugą bramkę w tym sezonie. Ogromny minus dla obrońców Podbeskidzia, którzy nie powinni pozwolić młodemu zawodnikowi rywala na taką swobodę w ich polu karnym.

Podbeskidzie odpowiedziało w trzynastej minucie, gdy Damian Chmiel przegrał pojedynek sam na sam z Maciejem Gostomskim. Skrzydłowemu Podbeskidzia wydatnie pomogło wcześniejsze nieporozumienie Barry’ego Douglasa i Paulusa Arajuuriego, dzięki czemu bez problemu minął ich i stanął oko w oko z golkiperem Lecha. Kilka minut później Gostomski poradził sobie w pojedynku z Adamem Pazio, gdy w porę wyszedł z bramki i wygarnął piłkę spod nóg rywala. Z kolei Lech mógł podwyższyć prowadzenie, za sprawą Karola Linettego, ten jednak uderzał prosto w ręce Peskovicia.

Trzeba przyznać, że spotkanie stało na niezłym poziomie. Gracze Podbeskidzia, mimo że na papierze wyszli w ustawieniu z piątką obrońców, wcale nie skupiali się na defensywie, doskonale zdając sobie sprawę, że wszystkie atuty mają z przodu. A tym był głownie szybki Chmiel. Z kolei w Lechu ciężar gry wziął na siebie Pawłowski, pokazując kilka ciekawych, a co najważniejsze efektywnych zagrań, otwierających kolegom z zespołu drogę do bramki.

Niewiele brakowało, by ta sztuka udała mu się w 41. minucie spotkania. Skrzydłowy Lecha dostrzegł na przeciwległej stronie boiska Darko Jevticia i posłał do niego krzyżowe podanie. Frank Adu Kwame powinien ze spokojem przeciąć zmierzającą do Szwajcara piłkę, tymczasem nie sięgnął jej, a Jevtić dobrze przyjął i uderzył w światło bramki. Na szczęście dla bielszczan na posterunku po raz kolejny był Michal Pesković.

Trzy minuty później Lech miał kolejną akcję. Bardzo dobrą prostopadłą piłkę dostał wychodzący na pozycję Gergo Lovrencsics, doszedł do linii końcowej i zagrał po ziemi na środek pola karnego, tam jednak bramkarz Podbeskidzia uprzedził czyhających na piłkę dwóch lechitów. Chwilę później po dograniu Węgra niecelnie uderzał Kasper Hamalainen.

W drugiej połowie tempo spotkania spadło. Pierwszą groźną okazję w 61. minucie miało Podbeskidzie – z kilkunastu metrów niecelnie uderzał wprowadzony w przerwie Robert Demjan. Dziewięć minut później niezłą sytuację do uderzenia z rzutu wolnego miał Maciej Iwański, posłał jednak piłkę wysoko nad bramką Gostomskiego. Po chwili doskonałą okazję miał Lech – z prawej strony dośrodkował Lovrencsics, a Jevtić z ostrego kąta trafił w słupek.

Kolejną szansę na bramkę Lech miał w 82. minucie spotkania. Jeden z graczy Podbeskidzia popełnił katastrofalny błąd, zagrywając we własne pole karne pod nogi… Zaura Sadajewa. Czeczen błyskawicznie oddał strzał prosto w Peskovicia. Odbita przez bramkarza gości piłka trafiła do Szymona Drewniaka, ten również szybko uderzał, a tor lotu piłki przeciął jeszcze Hamalainen i tylko kolejna świetna interwencja Peskovicia uchroniła bielszczan przed stratą gola.

Wydawało się, że Lech zdoła dociągnąć minimalne prowadzenie do końca meczu, tymczasem w ostatniej minucie regulaminowego czasu gry Podbeskidzie wyrównało. Decydującą bramkę zdobył wprowadzony na boisko na ostatni kwadrans Bartosz Śpiączka, dla którego był to premierowy gol w Ekstraklasie.


Polecamy